RecenzjaNES

Contra

Loading

Rok 1987. Konami wydaje na automaty grę pod tytułem Contra, rok później swoją wersje dostają posiadacze NESa. Jest to najsłynniejsza część tej kultowej serii. Słyszał o niej praktycznie każdy gracz, a nieliczni którzy nigdy nie zagrali to margines niczym uczciwy poseł czy rzetelna reklama. Port na 8 bitową maszynę Nintendo nie był jedynym. Swoje konwersję dostały jeszcze komputery, ale te odsłony nie uzyskały już takiego rozgłosu i nie są tak rozpoznawalne.

Sama fabuła jak to bywa w tego typu grach, nie jest skomplikowana ani wymagająca, za to jest efektowna. Co ciekawe są drobne różnice. W wersji opisywanej przeze mnie, akcja toczy się w Ameryce Północnej, a na Famicom mamy wyspę Galuga, gdzieś w okolicach Nowej Zelandii. Niestety w te rejony zawitał meteoryt – i tu zaskoczenie – z kosmitami na pokładzie. Grupa terrorystyczna Red Falcon (w wersji USA jest to nazwa kosmity) brata się z przybyszami w celu opanowania Ziemi i tu wkracza dwóch dzielnych komandosów Bill i Lance (w wersji USA dostali ksywki kolejno Mad Dog i Scorpion). Natomiast w wersji Europejskiej mamy atak na Ziemie dokonany przez przybyszów z planety Suna (Durrowie), a w obawie przed rygorystycznym prawem niemieckim (jak wiadomo niesprzyjającemu graczowi) główni bohaterowie zostali zamienieni na roboty. Po więcej ciekawostek zapraszam na wikipedię, google. Wersja Japońska moim zdaniem jest najlepsza, ponieważ posiada krótkie wprowadzenie przed każdą misją. Nie mam pojęcia dlaczego z tego zrezygnowali w pozostałych wersjach. Ogólnie chłopaki z Konami zaszaleli i całe szczęście, że mamy tylko 3 regiony. Przejdźmy do tego co nas najbardziej interesuje – mamy rozwalić obcych i terrorystów.

Rozgrywka nie jest skomplikowana, przez większość poziomów poruszamy się w prawo, wyjątkiem są trzy misje. W dwóch z nich mamy pseudo 3D – wtedy ładujemy przed siebie. Natomiast w poziomie Waterfall mamy za zadanie wspinać się wśród spadających głazów i majestatycznych wodospadów, oczywiście przy tym siekając tych złych. Można grać samemu jak i z kolegą. Ta druga opcja jest zdecydowanie przyjemniejsza, bowiem wrogowie nie mają za dużo do powiedzenia. Nie zabrakło dopalaczy, które to przelatują nam nad głową w określonych momentach. Wystarczy oddać celny strzał i już można cieszyć się nową bronią czy krótką nieśmiertelnością.

Jak przystało na bardzo dobrą strzelaninę 2D, każdy poziom kończy się spotkaniem z bossem. Nie jest zaskoczeniem, że zajmuje on znaczną część ekranu. Bossowie nie są zbyt trudnymi przeciwnikami, a kiedy poznamy ich zakres ruchu (zresztą niewielki) stają się wręcz banalni. Tutaj twórcy powinni dać nam wycisk, a tak nie jest. Mamy w zamian za to, satysfakcję z ich eksterminacji. Walka z bossem jest przyjemna i widowiskowa tak jak powinno być.

Na swojej drodze napotykamy zwykłych szeregowców, którzy są bardzo skoczni szczególnie w poziomach, kiedy mamy pseudo 3D, snajperów (ci za to nie skaczą), płetwonurków czy bardziej udziwnione wersje piechoty ze skrzydłami. Maszyny jakie staną nam na drodze są już bardziej wymagającymi przeciwnikami. Mniej ruchliwymi ale dysponującymi większą siłą rażenia i wytrzymałością. Od wieżyczek przez działa do potężnych pojazdów, które przyjmują znaczące ilości ołowiu zanim puszczą trochę dymu i ognia. Natomiast obcymi obrodziło w ostatniej misji. Przyjdzie nam zmierzyć się w niej z latającymi larwami, wielkimi głowami obcych, buźkami które plują czymś na kształt meduz czy kosmitami wyglądającymi niczym ósmy pasażer Nostromo.

A co tam nam przygrywa w tle? Nie wiem co, ale ładnie. Najbardziej wpada mi w ucho utwór z pierwszej i drugiej misji (w czwartej jest ten sam co w drugiej), natomiast ten z ostatniego poziomu buduje klimacik grozy, który przygotowuje nas na finalne starcie. Zresztą wszystkie kawałki stoją na podobnym (czytaj wysokim) poziomie. Nie jest to szczyt możliwości NESa, ale mimo to nie ma do czego się przyczepić. Co do odgłosów otoczenia również jest dobrze. Wrogowie wybuchają klasowo, odgłosy wystrzału są cudne, tak samo jak świst spadającej bomby. Brakuje jedynie okrzyków bojowych, walki słownej, ciętej riposty, ale nie można mieć wszystkiego – zwłaszcza na ośmiobitowcu.

Sama szata graficzna, nie powala na kolana, za to zgina w pół. Jest czytelnie i klimatycznie. Przykładowo tła mają cudowne gwiazdki które migają – jest wiele takich smaczków. Nasz komandos jest świetnie animowany, pięknie go porusza siła wystrzału, a skacząc zwija się w kulkę niczym wiadomo kto (nie Samus, a Sonic!). Bossowie wykonani zostali wzorowo. Posiadają wiele animowanych części i detali (jak na NESa oczywiście). Grafika trzyma poziom, jest prosta, czytelna i przy tym ładna.

Muzyka, grywalność, klimat i ogólnie wykonanie stoją na najwyższym poziomie. Jedynie do czego można się przyczepić to grafika – można było dosłownie ciut lepiej. Co bardziej czepialscy mogą jeszcze narzekać na atak klonów, ale mi to nie przeszkadza. Początkowo denerwuje poziom trudności, jest dosyć wysoki. Z każdym posiedzeniem będziemy jednak dochodzić coraz dalej, aż w końcu będziemy wymiataczami co przechodzą Contrę na jednym życiu. Nie jest to takie trudne jak się wydaje. Sama gra nie jest zbyt długa. Jej pojedyncze przejście zajmuje jakieś 15-20 minut (można i krócej jak się komuś śpieszy), ale zanim ją skończymy minie sporo więcej czasu. Wymagana jest znajomość poziomów i bossów. Mało jest cudownych dzieci co za pierwszym podejściem pokonają złych najeźdźców. Kto nie grał ten ma to szybko nadrobić, choćby dla samej satysfakcji. Większość graczy dorastających w latach 90tych zapewne zna tę pozycję. Kultowa gra na Pegasusa zagościła na nie jednej składance, nie jeden pad przez nią wylądował w koszu i nie jeden kolega z nami w nią grał. Gra obowiązkowa na wszelkie imprezy związane z NESem! Osobiście przy tej grze bawię się cudnie za każdym razem.

Ocena ogólna

Contra

NES

Grafika
90%
Dźwięk
100%
Grywalność
100%

Autor

Komentarze

  1. Jeden z moich ulubionych tytułów na tą 8 bitową maszynkę. Osobiście uważam wersje na NESa za lepszą od automatowej ale to pewnie przez sentyment. A tak po za tym szkoda komentarzy które zostały na starej wersji retroage. Pod wieloma recenzjami były ciekawe dyskusje .

  2. Ciężka sprawa z tą Contrą. Z jednej strony klasyka w czystej postaci, ale z drugiej NES miał tyle fantastycznych gier, że gra nie mieści się w moim rankingu w pierwszej dziesiątce… Wiem, wiem. Pójdę do piekła 😉

    1. A zebys za ten tekst z kotla ze smola nie wyszedl przez kolejnych 100 lat 😛 Conta rzadzi!!!

      1. Wiedziałem, że tak będzie. Po przemyśleniu sprawy powiem więcej – Contra nie łapie się u mnie do pierwszej 20-stki, choć sentyment oczywiście mam i mam oczywiście karta z grą na europejskiego NESa o kijowym tytule Probotector 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.