Kosmos – wydawać by się mogło, że ten bezkresny obszar pustki wypełniony z rzadka gwiazdami, nie jest przyjaznym miejscem dla istot żywych. W systemie Alpha Ro, na największym zadupiu wszechświata jaki można sobie tylko wyobrazić, istnieje jednak życie. Może nie są to formy tak inteligentne jak ludzie, ale nie jest to w tym momencie ważne, bowiem owe stworzenia, biegające sobie beztrosko po powierzchni okolicznych planet są w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Słońce w ich układzie powoli gaśnie i wkrótce obszar ten zniknie z międzygalaktycznej mapy. Wzorem samego Noego, rodzaj ludzki buduje ogromną Kosmiczną Arkę, której nieustraszona załoga Atlantean Crew rusza na pomoc istotom z odległej galaktyki. Tak oto rozpoczyna się misja ratownicza w której będą mogli wziąć udział posiadacze Atari 2600, odpalając na swojej konsoli grę Cosmic Ark.
Czas biegnie nieubłaganie, a przed nami arcytrudne zadanie. Pierwszy etap to podróż przez przestrzeń kosmiczną pełną zdradliwych asteroid. Wystarczy chwila nieuwagi, aby przypadkowy meteroid zniszczył nasz gwiezdny wehikuł. Do obrony służy działo laserowe za pomocą którego możemy rozbijać nadlatujące głazy. Sokole oko i refleks rewolwerowca to niezbędne minimum aby przetrwać podróż. Kiedy już uda nam się przedrzeć do systemu Alpha Ro, czeka nas misja na planecie. Na orbicie pozostaje Arka, a my zasiadamy za sterami niewielkiego statku ewakuacyjnego, za pomocą którego musimy złapać biegające po powierzchni stworzenia. Jedne wolniejsze, inne żwawsze, a jeszcze inne przeraźliwie pokraczne, mają jednak wspólną cechę – nigdzie się nie wybierają. Unikając nas jak ognia bynajmniej nie ułatwiają nam w naszej misji ratunkowej. Wszystko byłoby do zrobienia gdyby nie to, że na planetach znajduje się jeszcze system obronny nieznanej cywilizacji. Zabójczą bronią kosi on wszystko, co nawinie się pod celownik. Pozostaje unikać morderczych promieni i łapać zwierzaki. Żeby było zabawniej mamy mocno ograniczony czas na ewakuację, który upływa w zawrotnym tempie. Jeśli nie wrócimy na czas do Arki, zostaje ona rozbita przez nadlatujący meteor.
Ufff… zadanie jest doprawdy trudne, ale wystarczy zaopatrzyć się w zestaw zapałek, który jest niezbędny do zatrzymania odruchu mrugania oczyma. Śmiejecie się? Ktoś tu nawet burknął, że przecież to tylko ułamek sekundy. Wierzcie mi lub nie – ten ułamek sekundy decyduje w Cosmic Ark o być albo nie być. Jest niewiarygodnie szybko! Nie kojarzę żeby w jakiejkolwiek grze w przeciągu ostatnich trzydziestu lat była choćby zbliżona prędkość rozgrywki. Przy Cosmic Ark nawet Sonic od Segi zalatuje amatorką.
Od strony wizualnej zaskakuje w pierwszej kolejności paleta kolorów. Gwiazdy migające przeróżnymi kolorami podczas kosmicznej podróży może nie zapierają tchu w piersiach, ale potrafią co najmniej zadziwić… Do teraz nie mogę dojść jak to zrobili na takim leciwym sprzęcie jak Atari 2600. Poza tym jest czytelnie i przejrzyście. Brakuje trochę więcej animacji, ale zwierzaki hasające po planetach potrafią być zabawne… Pod warunkiem, że ktoś znajdzie odrobinę czasu aby na nie spojrzeć!
Z dźwiękami jak to na Atari – coś tam w tle brzęczy i buczy, starając się urozmaicić rozgrywkę. Wychodzi to co najwyżej średnio, ale taki już przykry los Ataryny.
Z przykrością muszę przyznać, że Cosmic Ark zestarzała się już znacznie. Rozgrywka jest dość schematyczna i kolejne poziomy różnią się w zasadzie tylko kolorami planet i szybkością rozgrywki. Przydałoby się więcej urozmaicenia, inna obrona planet, inne ukształtowanie terenu, może coś jeszcze. W zasadzie to co zobaczymy w trakcie pierwszej minuty rozgrywki to wszystko co jest w stanie zaoferować nam gra. Niby standard tamtego okresu, ale pozostaje lekki niedosyt. Niemniej, gra się całkiem fajnie, bo Cosmic Ark to miła, kolorowa i przede wszystkim wyjątkowo szybka rozgrywka. Jest tu to niesamowite tempo. Jest też ta prędkość. Co ja mówię – to jest mega speeeed!
Cosmic Ark
ATARI 2600