Czerwona, zalana krwią czacha to symbol Gears of War – gry powstałej na wyłączność na drugą konsolę Microsoftu. Xbox 360 może pochwalić się świetnym tytułem ekskluzywnym, z wyrazistym przeciwnikiem, konkretną charakterystyczną bronią i systemem osłon, który zapoczątkował wylew gier gears’o podobnych. Zapraszamy do świata opanowanego przez Locust’ów.
Gears of War nie posiada żadnego intra wprowadzającego w fabułę. Całą historię poznajemy w trakcie gry. Dopiero po pewnym czasie dowiedziałem się, że jeśli na ekranie startowym przez dłuższy czas nie wykonam żadnej czynności – to wtedy pojawia się krótka sekwencja video. Nie wnosi ona jednak wiele i nie tłumaczy nic – jest ogólnikowa i wyrywkowa. Z papierowej instrukcji wyczytać możemy o Hordzie Locust gromadzącej się pod większymi miastami, która niespodziewanie zaatakowała uśmiercając miliony ludzi – moment ten nazwano dniem zagłady.
Bez zbędnego nawijania zacząć trzeba od głównego bohatera, którym jest Marcus Fenix. Poznajemy go w więziennej celi, do której ktoś się włamuje. Okazuje się, że świat się zmienił. Wsadzony do pierdla za ignorowanie rozkazów zostaje z niego wyciągnięty i ponownie wcielony do armii. Marcus nie jest z tego zadowolony, ale z mocnym charakterem okazuje się być odpowiednią osobą, która może poprowadzić ludzi do zwycięstwa. Wraz z kilkoma kompanami tworzy czteroosobowy oddział Delta. O Marcusie i jego kumplach nie można powiedzieć, że są zwykłymi żołnierzykami w umundurowaniu z karabinem. Delta to banda twardzieli, w konkretnych pancerzach, umięśnionych niczym Pudzianowski, z bronią zwaną Lancer wyposażoną w piłę mechaniczną. Takiego bohatera i kilku jemu podobnych oddało nam Epic Games do zabawy – czy może być coś lepszego?Tak – sposób prowadzenia gry. To co wyróżnia ten tytuł to system osłon, który zapoczątkował i rozpowszechnił na szeroką skalę stosowanie tego mechanizmu w innych grach. Gears of War nie wprowadziło tego elementu jako pierwsze, ale dzięki świetnie wkomponowanemu w rozgrywkę „chowaniu się” – Epic Games pokazało, że ten system sprawdza się wyśmienicie. Nie spowalnia rozgrywki poprzez unikanie kul, wręcz przeciwnie – cała akcja nabiera tempa. Aktywne uczestnictwo w wymianie ognia, szybkie przeładowanie magazynku, a także dynamiczne przemieszczanie się między osłonami i przeskakiwanie przez przeszkody robią wrażenie. Bardzo efektownie prezentuje się też nisko osadzona, trzęsąca się podczas biegu kamera.
Większość kluczowych akcji przypisana jest pod jeden przycisk (zielony-A). Dzięki niemu możemy biec, przyklejać się do ścian, murków, różnorakich przeszkód, spalonych wraków pojazdów… itp. Ten sam przycisk pozwala przeskakiwać przez te przeszkody i szybko przemieszczać się na polu walki. Do tego dochodzą jeszcze świetnie animowane ruchy postaci – dopełnia to poczucie realizmu i wpływa na pozytywny odbiór gry.
Sam system osłon byłby jednak niczym, gdyby nie idealne rozłożenie obiektów, za którymi można się kryć. Lokacje są tak zbudowane, aby można było przeciwnika zajść z boku, gdy reszta oddziału prowadzi ostrzał z innej pozycji. Oflankowanie Locust’ów i ostrzał krzyżowy pozwalają na rozgrywanie różnych scenariuszy akcji na tym samym polu walki. Jest też coś dla szperaczy – rozrzucone w lokacjach nieśmiertelniki. Gracz, który zechce wymaksować tytuł będzie więc eksplorował otoczenie w poszukiwaniu trzydziestu sztuk – za które wpada odpowiednie osiągnięcie.
Gra podzielona jest na kilka aktów i mniejszych, zawartych w nich rozdziałów. Dobre rozstawienie checkpoint’ów pozwala w momencie zgonu na restart w dogodnym miejscu. Dzięki temu gracz nie jest cofany na początek misji, a jedynie do ostatniego momentu, przed którym rozwinęła się akcja. Rozwiązanie to nie frustruje i pozwala skupić się jedynie na zabijaniu – co brzmi może okrutnie, ale o to w Gears of War chodzi. Jest to gra dla dorosłych: tryskająca krew, finiszery na niedobitych Locust’ach, trzaskające czaszki i przecinanie lancerem przeciwników w pół pozycjonują tytuł w kategorii dla najstarszych posiadaczy konsol.
Przyznam, że na początku GoW mnie trochę drażniło i musiałem przywyknąć do systemu osłon. Po przyswojeniu zapragnąłem więcej, zrozumiałem mechanikę rozgrywki, jak się kryć, jak strzelać i zacząłem czerpać przyjemność z gry. Wyższe poziomy z trudniejszym przeciwnikiem, z mniejszą ilością amunicji, szybkimi zgonami również dawały satysfakcję. Grę w trybie współpracy przez sieć, a także na podzielonym ekranie również mam za sobą. Gears of War ukończyłem chyba z siedem razy i mógłbym jeszcze. Dla osoby znającej już lokacje i system gry przejście kampanii zajmie jakieś pięć godzin, ale za pierwszym razem (lub na trudniejszych poziomach) czas gry jest odpowiednio dłuższy.
Tryb sieciowy w Gears of War zadowoli każdego, kto jest łowcą i lubi polować na zwierzynę. Potyczki online są sycące, w kilku trybach rozgrywki, drużynowo można świetnie się wyżyć. Ja sam nie jestem sieciowym wymiataczem, ale jeśli ktoś ceni sobie wieloosobowe zmagania to z pewnością znajdzie i tu sporo satysfakcji. Nie grałem dużo w sieci, ale w pamięci zostało mi kilka map, na których rozgrywały się mecze – niech to służy za rekomendację.
Za oprawę techniczną gry odpowiada silnik wykonany przez Epic Games – Unreal Engine 3. Silnik ten sprawuje się tak dobrze, że stał się bardzo popularny na siódmej generacji konsol. Nie dziwi więc fakt, że twórcy UE3 zrobili tak mocarny tytuł, znając wszystkie możliwości swojego narzędzia deweloperskiego. Graficznie Gears of War w momencie premiery powodował opad szczeki. Dziś kilka lat od momentu ukazania się tytułu także nie ma się czego wstydzić. Gra nadal zachwyca i pozwala się wyżyć, jest satysfakcjonująca wizualnie i zarazem przyjemna w ogólnym odbiorze. Styl GoW kolorystycznie jest ponury, ale w czasach wojny i wszechobecnego zniszczenia jest to naturalna rzecz.
Na osobny akapit zasługują przeciwnicy, charakterystyczni i kojarzeni tylko z marką Gears of War. Odmian potworów z którymi będziemy walczyć jest kilka: od humanoidalno-podobnych Locust’ów biegających z karabinami, skaczących na czterech łapach Wretch’ach, po wydających syczący odgłos łuczników. Jest też Berserker – szalona bestia biegnąca bez opamiętania w naszym kierunku, chcąca zrobić z nas masę rozdeptanego mięsa. Kolejnym ciekawym przeciwnikiem jest Boomer – duży, wolny i z konkretną bronią – wyrzutnią rakiet. Każdy „potwór” z osobna jest upierdliwy i pozwala się wyżyć klnąc do telewizora, jednocześnie wciskając palec na spuście Lancer’a (tzn. kontrolera). Mieszanka przeciwników na jednym placu boju wymusza objęcie odpowiedniej taktyki podczas wymiany ognia i nadawanie priorytetów – kogo najpierw zdjąć.
Gears of War to także charakterystyczna broń, o której już wspominałem. Lancer – karabin wyposażony w piłę łańcuchową, która pozwala rozczłonkować potwory szarańczy efektownie wylewając litry krwi na ekran naszego telewizora. Nasz arsenał składa się także z broni dodatkowej, które możemy zbierać od zabitych Locust’ów (wyrzutnik rakiet, snajperka, kilka rodzajów shotgun’a, łuk z wybuchowymi strzałami, kilka poręcznych pistoletów, granaty…)
Podsumowując mamy więc charakternego bohatera, świetny system gry, rewelacyjnie zaprojektowaną broń, wyrazistego przeciwnika, brutalność wraz z dopełniającą ją oprawą wizualną oraz rozgrywki online. Te wszystkie cechy pozwalają mi śmiało zarekomendować Wam ten tytuł. Rozgrywka z najwyższej półki ze świetnie rozmieszczonymi checkpoint’ami i wyważonym poziomem trudności. Dźwiękowo bez zastrzeżeń, odgłosy wypruwających z Lancer’a naboi i ryk piły podczas przecinania przeciwnika, a także muzyka i inne odgłosy otoczenia są poprawne i odpowiednio wkomponowane. Gears of War to tytuł wart uwagi, jest to pozycja obowiązkowa na sprzęcie Microsoftu i nie może zostać pominięta.
Gears of War
Xbox 360