RetroAge Recenzja, NES Hyper Olympic
RecenzjaNES

Hyper Olympic

Loading

Ilekroć oglądam igrzyska olimpijskie, jestem pod wrażeniem zawodników biorących w nich udział. Ileż to godzin treningów i ciężkiej pracy musieli włożyć, by zaprezentować się w tak prestiżowej imprezie. Ile nadludzkiego wysiłku kosztują sportowców każde pojedyncze zawody.

W przeciwieństwie do nich, ludzie grający w gry wideo traktujące o igrzyskach olimpijskich nie męczą się wcale. Prawda? No właśnie nie do końca. Jest gra, która da potężny wycisk naszym palcom i zmusi niejednego gracza do zakupu nowego kontrolera. Tytuł, jaki przyprawi was o bolesne odciski. Poznajcie Hyper Olympic na Famicoma.

Gra została pierwotnie wydana na automaty w 1983 roku. Jednak, ponieważ w tym okresie nastąpiła moda na przenoszenie hitów z salonów gier do domowego zacisza, mały japoński producent Konami stworzył porty Hyper Olympic na szereg ówczesnych komputerów i Famicoma.

Jak już pewnie wywnioskowaliście z nazwy, gra pozwala nam wcielić się w sportowców startujących na igrzyskach olimpijskich. Hyper Olympic, z racji swojego wieku, nie jest jednak zbyt rozbudowany. Nie ma tutaj wyboru narodowości, ani trybu treningowego. Feministki poczują się oburzone faktem, że w każdej dyscyplinie sterujemy tylko mężczyzną z wąsem. Białoskórym steruje gracz pierwszy, a czarnoskórym gracz drugi lub komputer. Naszym celem nie jest zdobywanie medali, lecz przekroczenie progu kwalifikacyjnego. W każdej dyscyplinie mamy do pobicia określony wynik, który musimy przekroczyć, by zakwalifikować się do kolejnej. Nasza porażka kończy grę. Rozczarowywuje fakt, że wersja na Famicoma została okrojona z ilości dyscyplin względem, tej z automatu. Uczestniczymy tylko w czterech konkurencjach: biegu na 100 metrów, skoku w dal, biegu przez płotki i rzucie oszczepem. Konami nie dało posiadaczom Family Computera rzucać młotem, ani skakać wzwyż. A szkoda, gdyż przez to rozegranie całych zawodów to kwestia kilku minut! Żeby nie było za krótko, po zaliczeniu wszystkich dyscyplin powtarzamy igrzyska od nowa, tym razem progi kwalifikacyjne są jeszcze wyższe i tak za każdym razem, aż w końcu odpadniemy. Tzn. przynajmniej tak mi się wydaje, gdyż w pewnym momencie gra wymagała ode mnie tak absurdalnych wyników, że trzeba być nadczłowiekiem, by im sprostać. Nie dowiedziałem się przez to, czy Hyper Olympic ma jakieś zakończenie. Jeżeli początkowy poziom trudności jest dla nas za łatwy, możemy w menu od razu wybrać ten wyższy.

Sterowanie w grze jest bardzo proste. Jeden przycisk odpowiada za bieg, a drugi za akcje związane z daną dyscypliną. Zaczynamy od biegu na 100 m. Jest to jedna z dwóch dyscyplin, którą rozgrywamy jednocześnie z drugim graczem bądź komputerem. Aby biec, trzeba jak najszybciej naciskać przycisk. Pamiętacie, jak mówiłem o bólu palców. Przede wszystkim tę konkurencję miałem na myśli. O ile pierwsze próby są jeszcze w miarę łagodne, o tyle na wyższych poziomach trzeba mashować niewyobrażalnie szybko, by mieć nadzieję na kwalifikacje. To zdecydowanie najbardziej emocjonująca ze wszystkich dyscyplin. Potrafi najbardziej dać w kość. Co prawda, można trzymać klawisz turbo, ale zabija to satysfakcję ze zwycięstwa, a na wyższych poziomach trudności nawet to nie gwarantuje kwalifikacji. Tak jak na prawdziwych zawodach, przed startem należy czekać na sygnał od sędziego, w przeciwnym razie wykonamy falstart. Jeżeli trzykrotnie wyrwiemy się za wcześnie, zostaniemy zdyskwalifikowani.

Drugą konkurencją jest skok w dal. Również tutaj trzeba mashować przycisk by biec, drugim zaś wykonujemy skok. Im dłużej go przytrzymamy, tym pod większym kątem skoczy nasz zawodnik. Odpowiednie nachylenie możemy ocenić obserwując licznik stopni na dole ekranu. Jeżeli przytrzymamy przycisk za długo, nasz zawodnik wyskoczy za bardzo w górę, a jeżeli za krótko, wybijemy się za nisko. Trzeba uważać też, by nie przekroczyć linii skoku, gdyż spalimy naszą próbę.

Trzecią dyscypliną jest bieg przez płotki na 110 m. Również tutaj startujemy równocześnie z drugim graczem bądź komputerem. Oprócz impulsywnego uderzania w przycisk ważny jest też dobry timing, by w odpowiednim momencie przeskoczyć przez płotek.

Ostatnią konkurencją jest rzut oszczepem. Sterowanie tutaj jest bardzo podobne jak w skoku w dal i to jak daleko rzucimy, zależy od tego, jak długo będziemy trzymać przycisk odpowiedzialny za kąt rzutu. Ogólnie dyscypliny w grze bawią niesamowicie, a emocje towarzyszące rywalizacji są na poziomie tych olimpijskich.

Smaczku zawodom dodaje fakt, że każda konkurencja posiada swój rekord świata, którego pobicie dostarcza sporo satysfakcji. Jednak Hyper Olympic to typowa gra imprezowa. Żeby naprawdę dobrze się bawić, należy zaprosić przed konsolę drugiego gracza. Gdy gramy samemu, frajda z zabawy jest o połowę mniejsza. Niestety, przez małą liczbę dyscyplin po dłuższych sesjach, nawet w trybie multiplayer, do rozgrywki wkrada się monotonia. No bo ile razy można powtarzać daną konkurencję?

Grafika w grze, jak na swoje lata, prezentuje się przyzwoicie i jest czytelna. Bardzo dobrze wykonano animacje ruchu postaci w każdej dyscyplinie. Marne wrażenie robi jedynie publiczność przedstawiona jako kupki pikseli. Dźwięki w grze również brzmią dobrze. Wielki plus dla Konami za wykorzystanie w menu gry utworu Chariots of Fire znanego greckiego muzyka Vangelisa.

Hyper Olympic na Famicoma wypadło przyzwoicie, choć szkoda tych usuniętych dyscyplin. Z tego względu bardziej polecam wydany parę lat później Track & Field, gdzie do znanych z Hiper Olimpiady dyscyplin dodano jeszcze drugie tyle, co równocześnie daje nam więcej frajdy.

Ocena ogólna

Hyper Olympic

NES

Grafika
60%
Dźwięk
80%
Grywalność
70%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.