RetroAge Recenzja, PlayStation 3 Majin and the Forsaken Kingdom
RecenzjaPlayStation 3

Majin and the Forsaken Kingdom

Loading

Czasem człowiek szuka jakiejś miłej odskoczni od intensywnych i bardzo rozbudowanych gier. Gdzie nie musi polować na tysiąc elementów rozsianych po całej mapie. W moje ręce trafił więc „Majin and the Forsaken Kingdom” na PS3, idealnie wpasowujący się w moją koncepcje przerwy pomiędzy wielkobudżetowymi grami.

Za grę odpowiada studio „Game Republic” znane już na PS3 ze swojej produkcji „Folklore”. Studio ogłosiło swoje nowe dzieło na konferencji Bandai podczas GamesCom 2009, wówczas pod roboczą nazwą „Majin and the Fallen Realm”. Miała być to opowieść o złodziejaszku który walczy z siłami ciemności z pomocą wielkiej mitycznej bestii zwanej Majinem.

Gra swoją premierę miała w listopadzie 2010 roku (w Japonii rok później). Tuż przed jej premierą Bandai odpierało sugestie jakoby Majin był koncepcyjnie podobny do „The Last Guardian” od Team ICO. Bronili się argumentem że ich produkt był w fazie produkcyjnej dużo wcześniej niż dzieło Uedy. Jak pokazała historia gdy wydano „The Last Guardian” w 2016 roku, to o „Majin and the Forsaken Kingodom” zdążyli już wszyscy zapomnieć.

Moją największą obawą przed obcowaniem z tą pozycją, było to że Majin jest całkowicie sterowany przez sztuczną inteligencje. Wdziałem w grach już kilka takich rozwiązań i sprawdzało się przeważnie albo średnio albo tragicznie. Na szczęście nie było tak źle. Oczywiście, wielkolud miewał momenty, gdy w ferworze walki zapominał kogo mu zleciłem tłuc w pierwszej kolejności ale i tak dawał radę.

Wspomniany system walki to jeden z dwóch systemów na których opiera się cała produkcja. Nasz bohater którego mamy przyjemność sterować, nie może walczyć z siłami ciemności zbyt efektywnie. Chociaż może się stawiać i co więcej są nawet przeciwnicy którzy padają od jego ciosów to jednak walka z nimi bez wielkoluda to istna męczarnia.  Co więcej położone potwory mają tendencje do odzyskiwania przytomności, chyba że w pobliżu jest Majin, wówczas ich truchło jest przez niego absorbowane co dodaje olbrzymowi zdrowia. Jedyny unikalny ruch po stronie bohatera jest taki, że może się przekraść za plecy wroga i sprzedać mu solidne pchnięcie które pozbawia poczwarę życia na miejscu. Kolejną formą jest cios zespołowy, kiedy zarówno Majin jak i Tepeu (tak został nazwany główny bohater) napierają na przeciwnika w pewnym momencie pokazuje się przycisk dzięki któremu można sprzedać cios zespołowy. Kilka takich ciosów i Tepeu jest w stanie zadać poważne obrażenie obszarowe z pomocą swojego nieodłącznego olbrzyma. Jest to dość przydatne w sytuacjach kiedy wróg zaczyna nas okrążać, a niestety Majin ma słabą tolerancje na ogarnianie zasadzek. Co jak co wrogowie bystrzy nie są, ale potrafią oflankować skutecznie bohaterów i powolny Majin wówczas łatwo daje się przez nich zaskoczyć.

Drugim systemem głównym jest otaczający świat który praktycznie w każdej lokacji rzuca nam zagadki do rozwiązania. Ich rozwiązanie nie tylko pozwala na przejście do następnej lokacji ale również pomaga podnosić poziom bohatera oraz wielkoluda. Jasne, nie  są one najtrudniejsze ale na tyle przyjemne że utrzymały mnie od początku do końca produkcji. Co więcej zobligowałem się do czyszczenia każdej lokacji ze wszelkich znajdziek. Nie ma ich dużo więc nie jest to żaden problem, ale są czasochłonne bo wymagają backtrakingu. Gdybym miał je porównywać do czegoś, to na myśl przychodzi mi system zagadek w serii Zelda. Tam wszystkie rozwiązania są w jednym pomieszczeniu, czasem wymagają użycia konkretnej mocy której się jeszcze nie nabyło, a walka z bossem polega na wykorzystaniu właśnie ostatnio nabytej mocy.

Ponieważ bohaterowie na początku to mówiąc krótko leszcze należy ich rozwijać. Tepeu rozwija się poprzez zbieranie błękitnych kryształów, które wylatują z wrogów albo są do znalezienia w porozrzucanych skrzyniach. Czerwone kryształy wpływają na lepszą współprace drużynową pomiędzy bohaterami np. szybszą regeneracje którą Majin może zafundować Tepeu albo sprawniejsze przeprowadzenie drużynowej walki. Te kryształy z kolei otrzymujemy za pokonanie przeciwnika w sposób zespołowy.

Zanim nabyłem grę, pamiętam gdzieś jakiś sztampowy tekst reklamujący że jest to gra z humorem. Cóż, nie jestem przekonany, chyba że mowa tu o tym że Majin ma tendencje do ciągłego potykania się i kogoś to śmieszy. Dialogów jest jak na lekarstwo tak samo jak cut-scenek. Większość historii zostało opowiedziane poprzez puszczanie animacji mającej charakter teatrzyku cieni, ale są one w pełni dubingowane. Tu pojawia się kolejna łyżka dziegciu – dubbing. O ile Tepeu i Majin mają dobrze wykonane głosy i za to szczęść boże bo Majin byłby w przeciwnym wypadku nie do zniesienia z tymi swoimi zdawkowymi tekstami, to reszta postaci a szczególnie zwierzęta to dramat. Tepeu ma unikalny dar bo nie tylko rozumie Majina ale również i potrafi rozmawiać ze zwierzętami które dają różnorakie wskazówki. Problemem jest to że zwierzęta mają tak rubaszne głosy że chyba kontroler jakości jakoś to przeoczył albo nie był w ogóle obecny. W dodatku te porady na początku w stylu „Znalazłeś klucz, zobacz tam są drzwi, i mają dziurkę ciekawe po co”. Jest to oczywiście moja parafraza, ale na początku gry poziom tych dialogów jest tragiczny, zdaje sobie sprawę że to PEGI 12, ale twórcy chyba za bardzo obniżyli loty.

Graficznie jest to dość mocny średniak, ale na szczęście wszystko z sobą współgra mimo że świat wydaje się już dość mocno przetrzebiony siłami ciemności i gdyby nie zwierzęta z piskliwymi głosikami to w zasadzie nie wiemy o czyje życia tu walczymy. Dźwięk miewa swoje wzloty i upadki, ale na wyróżnienie zasługują utwory związane z walką. Dość dobrze wpisują się w tempo starcia. Na mocny minus stawiam utwór przewodni dla czwartej części krainy, kwitując krótko – rzępolenie okrutne.

„Majin and the forsaken kingdom” to średniak, ale z wyższej półki średniaków. Moim zdaniem w oczach młodszego ode mnie odbiorcy, pewnie dużo lepiej by wypadła. Dla mnie jak już wspomniałem na wstępie całkiem dobra odskocznia, taka pauza od ostatnio ogrywanych gier. Na pewno nie można jej odmówić unikalności bo takiego wielkoluda jak Majin trudno się zapomina. Miewała swoje irytujące momenty, ale w ogólnym rozrachunku to prosta gra. Ze względu że główny bohater nie może skutecznie walczyć bezpośrednio, to wymaga kooperacji i odrobiny taktycznego podejścia. Siłą rzeczy opierając rozgrywkę o sztuczną inteligencje nie można zrobić jej zbyt wymagającej bo sztuczna inteligencja może zachować się różnie. Moim zdanie udało się twórcom zrobić lepszy model współpracy niż wydanym dużo później przez Fumito Uede „The Last Guardian”. Nie mniej, godny polecenia dla graczy lubujących się w prostych przygodówkach graczy.

Ocena ogólna: 6
Grafika: 6
Dźwięk: 5
Grywalność: 7

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.