Film Mission Impossible bił swego czasu rekordy oglądalności. Ludzie walili do kin drzwiami i oknami, nic więc dziwnego, że producenci gier poszli po rozum do głowy i postanowili wyciągnąć jeszcze trochę kasy od fanów filmu.
W grze wcielamy się w postać agenta specjalnego, Ethana Hunta. Jest to gość od czarnej roboty, któremu przypadło wykonać tytułową niewykonalną misję. Nikt inny nie kwapi się poświęcić dla dobra sprawy, ale wcale nie oznacza to, że jesteśmy zdani tylko i wyłącznie na siebie. Pomimo, że już od początku zostajemy rzuceni na głęboką wodę, pomagać nam będą pozostali agenci: Jim Phelps, Candice Parker, John Clutter, Andrew Dowey i inni, których pomoc jest nieoceniona i nieraz zdarzy się, że uratują nasz tyłek. Tacy z nich jednak tchórze, że zazwyczaj ich rola ogranicza się do udzielania wskazówek przez telefon komórkowy lub pomocy w ewakuacji. Podczas bezpośredniego zagrożenia ze strony wroga możemy więc liczyć tylko na swoją broń i przebiegłość. Przed każdą misją następuje odprawa poprzedzona krótką animacją, w której agenci przekazują sobie informacje i w ten sposób następuje świetne wprowadzenie do misji. Takie rozwiązanie wiąże fabułę, a w szczególności kolejne misje, które zdają się układać w logiczną całość. Zadania zazwyczaj polegają na dotarciu w wyznaczone miejsca przy wykorzystaniu całego dostępnego arsenału szpiegowskiego. Trudno się temu dziwić, przecież taka jest rola agenta. Schemat nie jest jednak, aż tak zauważalny, ponieważ gra jest naszpikowana masą świetnych pomysłów. Gracz oprócz strzelania i bezszelestnego przemykania się po terenie wroga, będzie musiał często wykorzystywać wspomniany ekwipunek, którego nie powstydziłby się sam James Bond. W zanadrzu znajdziemy najróżniejsze gadżety, począwszy od plastycznej maski, dzięki której staniemy się kimś zupełnie innym, przez skaner, truciznę, wykrywacz laserów, aż po ładunki wybuchowe. Szczegółów zdradzać nie będę aby nie popsuć zabawy.
Gra nie jest specjalnie trudna (dostępne są dwa poziomy trudności), bowiem główny bohater jest silny jak koń i potrafi bez specjalnych konsekwencji przyjąć na klatę grad pocisków. Oprócz tak oczywistych czynności, jak zapoznanie z terenem na którym odbywa się akcja, trzeba też rozwiązać proste zagadki. Ten element przygodowy jest zazwyczaj na tyle istotny, że pozwala pchnąć fabułę do przodu. Od czasu do czasu trzeba z kimś porozmawiać, użyć przedmiotu w odpowiednim miejscu lub przekazać ważną informację. Elementy przygodowe i strzelaniny są ze sobą przeplatane, a co najważniejsze ich proporcje są odpowiednio wyważone, dlatego gra się bardzo przyjemnie. Nie ma momentu znudzenia grą z jakim mamy do czynienia w większości gier. Po każdej wykonanej misji, automatycznie zapisuje się stan gry (na kartridżu znajdują się cztery sloty), dlatego przerwaną rozgrywkę można zawsze dokończyć później, zaczynając od ostatniej wykonywanej misji.
Oprawa graficzna
Oprawa wizualna w Mission Impossible na Nintendo 64 nie jest najwyższych lotów. Obiekty są topornie wykonane, a kanciaste postacie wydają się na samym początku wręcz żenujące. Po pewnym czasie można się jednak przyzwyczaić, ponieważ akcja na tyle wciąga, że odwraca uwagę od tych nie dociągnięć. Na wielu planszach obiektów jest niewiele, co jest szczególnie zauważalne na otwartych przestrzeniach. Większość z nich to prostopadłościany pokryte kiepskiej jakości teksturami. Jest to najbardziej zauważalne na dużych powierzchniach i niektórych ubraniach agentów, kiedy to naszym oczom ukazują się obrzydliwie rozpikselowane poligony. Jakby tego było mało, wszędzie dominują szarobure kolory, ale można twórców gry nieco usprawiedliwić, ponieważ większość misji odbywa się w nocy.
Animacja jest płynna, choć samo poruszanie się postaci jest odrobinę nienaturalne. Ponieważ w grze mamy do czynienia z widokiem TPP (third person perspective ( widok z trzeciej osoby), to jak to w większości tego typu gier bywa, kamera ma problemy z podążaniem za bohaterem tak, jakby tego chciał gracz. Zdarza się, że utyka gdzieś pomiędzy ścianami i wówczas trzeba poruszać nieco postacią, aby wróciła na właściwe miejsce. O takich szczegółach jak przenikające przez siebie obiekty nie warto nawet wspominać, bo są na porządku dziennym. Można śmiało stwierdzić, że grafika jest po prostu niedopracowana i sprawia wrażenie, jakby grę wydano w pośpiechu.
Oprawa dźwiękowa
Fenomenalny utwór będący motywem przewodnim filmu, znalazł się oczywiście również w grze. Podczas samej rozgrywki towarzyszą nam w tle stonowane utwory, które doskonale budują nastrój gry. Całkiem nieźle wypada odprawa przed misją, gdzie wszystkie postacie mówią (sytuacja nieczęsto spotykana na Nintendo 64). Na tym jednak koniec fajerwerków, bowiem podczas właściwej rozgrywki mamy do czynienia z samym tekstem. Odgłosów jest w grze bardzo mało i przez większość czasu towarzyszy nam pikanie telefonu komórkowego, na który otrzymujemy SMSy od innych agentów. Ogólnie dźwięki niczym szczególnym nie zaskakują. Wyraźnie odczuwalny jest ich brak w sytuacjach, kiedy zostajemy nakryci przez wroga. Pojawia się tylko sam tekst, który rzekomo wypowiada przeciwnik. A wystarczyłby zwykły okrzyk „hey, you!” (lub coś w tym stylu), co zaskoczyłoby skradającego się po cichu gracza. Gdyby nie świetna muzyka, to oprawa dźwiękowa poległaby tak, jak grafika.
Podsumowanie
W Mission Impossible zaskakuje całkiem dobra grywalność, która zazwyczaj kuleje w grach na podstawie filmu. W tym przypadku warto na to zwrócić uwagę, ponieważ Hoolywood ustawiło poprzeczkę wyjątkowo wysoko. Szkoda tylko, że oprawa audiowizualna nie jest lepsza, bo mógł być z tego niezły hit. A tak? Po raz kolejny uraczono nas średnią grą na podstawie świetnego filmu. Nic straconego, bowiem fani kupią grę bez zastanowienia, tym bardziej, że rozgrywka jest naprawdę całkiem przyjemna, a gier tego typu na konsoli Nintendo 64 jest jak na lekarstwo. Na koniec pozostaje jedynie uronić łezkę nad sequelem, który nie doczekał się ukończenia. Mission Impossible 2, bo o nim mowa, został niestety skreślony z listy wydawniczej Infogrames w 2000 roku.
Mission: Impossible
NINTENDO 64