RetroAge Artykuł Noddy (Atari XL/XE) Premiera po latach
Artykuł

Noddy (Atari XL/XE) Premiera po latach

Loading

8bit Atari to były najlepsze komputery dla rolników – działały na węgiel i mało paliły…

Stan komputeryzacji Polski w latach ’80 w porównaniu do „zachodu” był tajemnicą poliszynela. Wystarczy powiedzieć, że byliśmy zacofani także w stosunku do zaprzyjaźnionych krajów takich jak Bułgaria i Jugosławia. Coś drgnęło w roku 1985, gdy na rynku pojawił się drukowany na papierze toaletowym „Bajtek”, a Lucjan Wencel sprowadził do Pewexów 8bitowe komputery Atari. W tym czasie na „zachodzie” w sklepach pojawiły się 16bitowe komputery Atari ST oraz Amiga 1000. Przestarzałych, zalegających 8bitowców udało się łatwo pozbyć w spragnionym komputerów demoludzie.

Niedługo później, bo już w 1987r. Zestaw komputerowy Atari dostał mój starszy kuzyn z Krakowa. Zestaw był na wypasie i zamiast kiepskiego magnetofonu wyposażony był w stację dyskietek 5’25”. Pamiętam jeszcze leżące na strychu rachunki z Pewexu – 129$ za komputer, 149$ za stację dyskietek oraz 9$ za joystick. Z taką zdobyczą techniki, rodzina z Krakowa przyjeżdżała raz na jakiś czas do nas, na wieś, gdzie komputer był podłączany do wynalazku polskiej myśli technicznej – telewizora Ametyst. Odbiornik Ametyst, pomijając fakt czarno-białego kineskopu, ze względu na różnice systemowe nie pozwalał na ustawienia dźwięku z Atari. Mimo to takie gry jak „River Raid”, „Boulder Dash” czy „Keystone Kapers” robiły niesamowite wrażenie na wiejskim dzieciaku (chociaż wtedy i nie jeden mieszczuch mógł pozazdrościć takich atrakcji).

Rok później przyleciała do nas na wakacje rodzina z USA. Podczas wyjazdu do Zakopanego wstąpiliśmy do hotelu „Kasprowy”, który to hotel miał przyjemność budować mój wujek. W hotelowej restauracji wujek zakupił nam (mi oraz kuzynostwu) trzy szklanki Coca-coli płacąc za nie 12$. Mimochodem usłyszałem głos mamy – „cała moja wypłata na picie dla dzieci”. Zestawiając to z ceną zestawu komputerowego Atari rok wcześniej, można dostać szoku – 287$ przy zarobkach rok później na poziomie 12$…

Latem 1991r. właśnie skończyłem czwartą klasę podstawówki, a rodzina z Krakowa przeprowadziła się do USA. Ponieważ wujek był chrzestnym mojego młodszego od cztery lata brata, zestaw komputerowy Atari trafił do nas. Mimo iż od transformacji ustrojowej minęło trochę czasu, nie pamiętam aby ktoś z moich znajomych na wsi posiadał komputer. Sąsiada oraz dwóch kuzynek z konsolami „Rambo” nie liczę. Niestety w „gry” szło mi trochę gorzej niż bratu, więc zamiast grać zająłem się przepisywaniem programów z instrukcji obsługi… i wkręciłem się na dobre.

Chwile później w klasie pojawiły się kolejne komputery – C64 oraz Atari 800XL, obydwa z magnetofonami. Niestety służyły jedynie do „grania” więc możliwości wymiany doświadczeń w programowaniu pozostawały zerowe. Ja tym czasem po przepisaniu wszystkich programów z instrukcji wypożyczyłem trzy numery magazynu „Moje Atari” w których były wydrukowane kolejne programy do przepisywania. Na ówczesnym etapie programisty-przepisywacza, natrafiłem na pewien problem ze stacją dysków – o ile umiałem zapisać program na kasecie za pomocą pożyczonego od kolegi magnetofonu, tak za nic nie mogłem wykonać tej operacji z dyskietką. Rozwiązanie było bardzo proste – tego typu zabawa wymagała dyskietki z DOS (którą posiadałem, ale nie wiedziałem do czego służy), co odkryłem dopiero przypadkiem po roku 1992.

Na początku 1992r. tata przywiózł z Tarnowa, czyli z „miasta” magazyn „Tajemnice Atari”. Oczywiście z kolejnymi programami do przepisywania, ale także z dużą mapą do gry „Miecze Valdgira” i co ważniejsze z planszą do gry „Robbo” którą należało przenieść sobie do „Robbo Konstruktora”. Szczególne wrażenie na nas zrobiła ta druga gra i po wakacjach za zarobione podczas prac polowych pieniądze zakupiłem „Robbo” dla brata jako prezent komunijny (na przyszły rok).

W 1992r. powstała też moja pierwsza samodzielna gra „Mrówka z Mount Everest”, niestety z czasem została nadpisana innymi „lepszymi” grami. Zadawałem sobie sprawę z prymitywności moich programów, ale w tym miejscu chciałbym wrócić na chwilę do „Tajemnic Atari” a dokładniej do opisu gry „Miecze Valdgira”, której autorem był Henryk Cygert… to „Henryk Cygert” brzmiało dla mnie wtedy tak dumnie, że wyobraziłem sobie profesora z długą siwą brodą… tak, na pewno te profesjonalne gry tworzą tacy profesorowie na uniwersytetach gdzie uczą pisać gry – przez jakiś czas na prawdę tak myślałem.

Podczas zimowych ferii w 1993r. do sąsiada przyjechał mój rówieśnik z Kołobrzegu, z cudem nad cudami – komputerem Amiga 500. W porównaniu do mojego Atari niesamowita grafika, dźwięk… oraz gry z niesamowitą dynamiką, chociaż tak na prawdę pamiętam tylko jeden tytuł – „Baby Jo! Going Home”. W tym samym roku w moje ręce wpada kultowa już książką „Atari Basic” pana Wiesława Miguta oraz dyskietka z językiem programowania „Turbo Basic XL”. Natomiast do szkoły podstawowej zostają zakupione komputery Elwro 800 Junior (polskie klony ZX Spectrum), na których oczywiście gramy, ale też uczymy się rysowania w edytorze grafiki, obliczeń w arkuszu kalkulacyjnym oraz programowania w „Logo”.

Lato ’93 upływa nam na graniu w „Robbo”, które okazuje się dla nas za trudne. Marzył nam się „Robbo Konstruktor” na który nie było nas stać. Obok „Robbo” polubiliśmy też dwie „pirackie” gry, do których były dołączone edytory poziomów (a których tworzyliśmy hurtowe ilości) – „Dandy” oraz „Ski Weltcup”

W 1994r. moje umiejętności w programowaniu (tym razem już Turbo Basic XL) pozwalają na stworzenie drugiej samodzielnej gry pt. „Noddy”. Tytuł został zapożyczony z dobranocki, którą wtedy oglądał mój brat (przy czym chodzi tu o wersję animowaną „klasycznie” a nie nowszą „komputerową”). Gra w założeniach miała przypominać „Robbo” do którego nie mogliśmy tworzyć własnych plansz. Ze względu na ograniczenia zarówno języka programowania jak i moje marne umiejętności z głośnego hitu do „Noddy” zostało jedynie przeniesione zbieranie przedmiotów otwierających przejście do kolejnej planszy oraz system kluczy i powiązanych z nimi drzwi. Plansze projektował brat w „zeszycie” a ja przenosiłem je do programu. Tak powstało 20 plansz oraz dwie wersje gry różniące się oprawą graficzną. Przy ustalaniu parametrów poszczególnych etapów gry, wykazaliśmy się szczególnym sadyzmem, zostawiając niewielką ilość czasu na ich ukończenie. Jakby tego było mało, zastosowaliśmy coś na podobieństwo odwrotności patentu znanego z współczesnej gry „Super Hot” – podczas gdy nie poruszamy postacią, czas płynie szybciej…

Jeśli zwrócił waszą uwagę napis na stronie tytułowej „The Jet Group” – spieszę z wyjaśnieniami. Skoro mieliśmy tworzyć z bratem poważną grę, stwierdziliśmy, że powinniśmy to robić jako fachowo nazywająca się (najlepiej zagranicznie) grupa. Nazwę pożyczyliśmy od tytułu gry „The Jet”, którą przepisałem kiedyś z „Tajemnic Atari” – był to ówcześnie najdłuższy kod programu przepisany przeze mnie z jakiegokolwiek magazynu.

Tymczasem na wsi zaczęły pojawiać się pierwsze Pegasusy, Amigi, PC’ty, wzrosła ilość 8bit Atari oraz Commodore… A brat dostał z USA konsolkę Game Boy z grami „Contra: the Alien Wars” oraz „Blades of Steel”. Po krótkim rozeznaniu udało się znaleźć na wsi jeszcze dwóch posiadaczy handhelda Nintendo oraz wypożyczyć kolejne dwie gry „Super Mario Land” oraz „Mortal Kombat”. Z czasem dokupiliśmy kolejną grę „Pinball Dreams” i mimo tego przeskoku (?) technologicznego to małe Atari nadal było dla nas głównym sprzętem do grania. W 1996r. dokupiłem kolejnego Game Boy z grą „The Castlevania Adventure” ty razem dla siebie, gdyż już wtedy musiałem mieszkać w internacie szkoły średniej. Ostatecznie w 1998r. Atari poszło w odstawkę – wieś zaczęła gonić świat, kolega zakupił PSX’a, a my z bratem dostaliśmy z USA konsolę Nintendo 64 z grami „Super Mario 64” oraz „Star Wars: Shadows of the Empire”. Dość mocno skatowana graniem „Atarynka” wylądowała na strychu… A z komputeryzacją wsi dalej poszło już z górki – na początku 1999r. miałem najlepszego PC’ta w klasie – PII 350Mhz, 64MB Ram, grafika Voodoo Banshee 16MB, HDD 3.2GB, napęd DVD 4x, kolorowa drukarka, skaner…

Z czasem u brata pojawił się pierwszy Xbox, a u mnie Gamecube, Game Boy Advance , NDS, Sega Saturn, PS One… wkręciłem się w retro kolekcjonowanie… Postanowiłem więc odszukać na strychu moje Atari i tym sposobem w 2009r. wróciłem do programowania na ten komputer. Odnalazłem także większość dyskietek z grami oraz moimi programami. Niestety brud, kurz oraz niekorzystne temperatury niezbyt dobrze podziałały na zawartość nośników. Ostatkiem sił stacja dysków zgrała na kartę SD (przy użyciu nowoczesnego wynalazku SIO2SD) zawartość dyskietek – niestety z dużą ilością błędów. Druga próba zgrania zawartości dyskietek miała miejsce pod koniec ubiegłego roku, tym razem przez kolegów KAZ’a oraz Brian’a 82 z AtariOnline. Odczyt na innej stacji również odbył się z błędami, z tym że w kilku przypadkach udało się odczytać pliki, których nie udało się wcześnie u mnie (wystąpiły też sytuacje odwrotne). W ten sposób posiadają dwa archiwa danych, udało się odzyskać wspomnianą wcześniej grę „Noddy”. W związku z czym uroczyście zapraszam do zapoznania się z tą pozycją, udostępniając plik, który można wykorzystać w emulatorze, lub na prawdziwym Atari z urządzeniem „SIO2SD”

->PLIK NODDY<-

Autor

Komentarze

Skomentuj Axi0maT Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.