RetroAge Recenzja, PlayStation 3 Beyond: Two Souls
RecenzjaPlayStation 3

Beyond: Two Souls

Loading

Śmierć. Wielu z nas ma różny punkt patrzenia na ten temat. Jedni kreują własną wizje „drugiej strony”, inni inspirowani religią przygotowują się do tego, kierowani przez duchownych swoich wyznań. Człowiek z natury nie godzi się z tezą, że śmierć to koniec, że życie naprawdę jest tak kruche niczym waza z najdawniejszej dynastii. Podatne na każdy nawet delikatny cios, ale i tak całkowicie nieodporne na ząb czasu. Beyond: Two Souls na PlayStation 3 to nie tylko gra, ale też pewna refleksja o życiu i śmierci.

Historia Beyond: Two Souls opiera się na przeżyciach młodej Jodie Holmes (w tej roli Ellen Page, dla mnie znana tylko jako córka Lahey z serialu „Chłopaki z baraków”), której od urodzenia towarzyszy pewne paranormalne zjawisko. Jest ona połączona z „duszą” o imieniu Aiden. Skąd wynikło takie połączenie, nie wiadomo (dowiecie się grając). Wiadomo jednak że dzięki tej spirytystycznej symbiozie, Jodie i Aiden mogą m. in. widzieć przeszłość, podnosić okoliczne przedmioty i wywoływać zwarcia instalacji elektrycznych. Wobec takich zjawisk, niezrozumiałych dla jej rodziców dziewczynka trafia do Departamentu Zjawisk Paranormalnych w CIA, gdzie opieką zostanie otoczona przez Nathana Dawkinsa (Willem Dafoe znany z wielu filmów, ale z gier także kojarzony m. in. z Everything or Nothing) oraz Cola Freemana (Kadeem Hardison, swoją drogą kompletnie mi obcy aktor).

Moim pierwszym błędem było niezbyt dokładne wsłuchanie się w prolog gry, co skutkowało całkowitym niezrozumieniem dlaczego każdy kolejny rozdział, jest od poprzedniego całkiem oderwany. Dopiero gdy za drugim razem usłyszałem treść prologu, zrozumiałem że Jodie stara się z wielkim wysiłkiem przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia które miały miejsce w przeszłości. Jako że pamięć jest wybiórcza, to w takim kontekście układa się gra. Chociaż ekran ładujący każdy rozdział zaznacza te wydarzenia na swoistej osi czasu.

Rozgrywka jest bardzo podobna do tej znanej nam już z „Heavy Rain”. Polega na interakcji z otoczeniem, wykonywaniu QTE (Quick Time Events), a w przypadku dialogów wybór odpowiedniego zagadnienia. Z tą różnicą że Aidenem sterujemy całkowicie w inny sposób. Taki styl gry na pewno nie podejdzie graczom skierowanym na bardziej aktywne granie. Tytuł pozwala nam na wybór pomiędzy dwoma poziomami trudności: graczem który w ogóle albo rzadko gra w gry (casual), oraz z graczem który układ pada już opanował (hardcore). Poziom trudności ma zasadnicze znaczenie. Przyznam że na łatwym poziomie kompletnie nie mogłem sobie poradzić z obsługą Aidena. Za to cieszyło mnie że QTE Jodie są bardzo konkretnie oznaczone w którą dokładnie stronę mam uchylić gałkę. Na poziomie trudniejszym tego nie ma, i gra zdaje się na wyczucie kierunku ruchu przez gracza. Aidenem natomiast mogłem w przeciwieństwie do łatwego poziomu swobodnie kierować i poznawać szczegóły architektury każdego pomieszczenia. Od razu widać niesamowity ogrom pracy jaką wykonała ekipa żeby w pełni ukazać możliwości Aidena.

Skoro mowa o naszym duchowym przyjacielu. Może on nie tylko wpływać na przedmioty w pomieszczeniu, ale także ratować Jodie z opresji a nawet leczyć. Ze względu na swoje połączenie nie może oddalić się zbytnio od Jodie bo im bardziej się oddalimy tym dotkliwiej odczuje to główna bohaterka. Grając miałem wrażenie, że Aiden ma większy wpływ na rozwój wydarzeń niż jego towarzyszka. Tak naprawdę jednak oboje są jak ying i yang, i decyzje podjęte przez jedną duszę mają mniejszy lub większy wpływ na działanie czy też bardziej dokładniej ujmując – reakcje drugiej.

Nowym patentem w grze hybrydowej (czyli łączenia gry i filmu) firmy Quantic Dream jest dopuszczenie drugiego gracza. Możemy zadecydować o tym w menu głównym (nie można tego ustawić z pozycji menu w grze). Gra obsługuje nie tylko pada DualShock3 ale również każde urządzenie mobilne które obsłuży aplikacje Beyond Touch. Aplikacja łączy się z konsolą i może zostać wykorzystana jako dodatkowy kontroler. Testowałem ją na moim Assus Eee Pad i działa, choć dużo gorzej niż pad, należy też pamiętać o odpowiednim dobraniu sobie poziomu gry. Zachodzi mi w głowie zupełnie inna myśl. Dlaczego nie wykorzystano możliwości sparowania tej gry z Vitą?

Graficznie wszystko zostało chyba maksymalnie dopieszczone. Nie znajduję żadnego powodu dla którego miałbym karcić twórców pod tym względem. Wszystko wygląda naturalnie i jest dokładnie wykonane, także dzięki „motion capture”. Czyli popularnie stosowanej technice w grach i filmie polegającej na nakładaniu na aktorów mnóstwa małych czujników, które rejestrują odpowiednio komputery, co pozwala dokładnie odwzorować ruchy czy mimikę twarzy. Tu należy też wspomnieć, że Jodie choć zwykle rusza się dość wolno, dysponuje olbrzymią liczbą ruchów, które dostosowują się do sytuacji, terenu czy też temperatury.

Muzyka jest iście filmowa, a motyw przewodni całkiem mi się podoba. Nie jest to nic dziwnego gdyż w tej kwestii paluszki maczał sam Hans Zimmer (Gladiator, Twierdza, Karmazynowy przypływ i wiele innych).

Gra na starcie ukazała się w wersji zwykłej jak i „Special Edition”. Jako że miałem okazje nabyć z drugiej ręki tą ostatnią, trochę się o niej wypowiem. Pudełko zostało zastąpione „steelboxem”, które w sumie cenię, bo mam kilka kolekcjonerek w takiej oprawie. Niestety na tym się kończą pozytywy. Wszystko co czyni tę wersje „specjalną” znajduje się w PS Store, natomiast zawartość płyty jest zwykła. W pakiecie otrzymujemy kody do pobrania dodatkowej zawartości, w tym 30-minutowego DLC. Niestety jeżeli tak ma wyglądać przyszły marketing edycji specjalnych to ja dziękuje – wysiadam.
Recenzję zacząłem od pewnych głębszych przemyśleń. Nie wiem, może to wpływ kilku cytatów z filozofii które ostatnio liznąłem i staram się umieszczać wszystko na różnych płaszczyznach. Faktem jest, że takie skojarzenia o życiu i śmierci miałem śledząc losy Jodie i Aidena, bo gra porusza je dość dosadnie ale nie widać tego na pierwszy rzut oka. Rozdziały takie jak „Homeless” lub „Navajo” dla mnie są bardzo ciekawie skomponowane. Emocje są tak naturalne że aż wylewają się z ekranu, a zawdzięczamy to bardzo profesjonalnym aktorom (których znam, w przeciwieństwie do tych z Heavy Rain). Przy produkcji czas spędziłem miło, jest to jednak gra maksymalnie uproszczona, QTE są banalne, a konsekwencje wynikające z ich oblania znikome. Podejrzewam również że gra w dwie osoby się nie sprawdzi, gracz obsługujący Aidena prędzej doczeka się uśpienia pada niż dłuższego aktywnego udziału w grze. Jak wspomniałem, produkcję warto chociaż raz zaliczyć dla fabuły. O ile „Heavy Rain” poruszał się bardziej w kierunku psychologicznym o tyle Beyond: Two Souls, kieruje się w stronę metafizyczną. Nie twierdze że każdy w ten sposób zinterpretuje ten produkt, ale czy to nie wystarczający argument by to sprawdzić na własnej skórze?

„Gdy śmierć jest największym niebezpieczeństwem, pokłada się nadzieję w życiu; ale gdy się zna jeszcze straszniejsze niebezpieczeństwo, pokłada się nadzieję w śmierci” – Søren Kierkegaard

Ocena ogólna

Beyond: Two Souls

PLAYSTATION 3

Grafika
90%
Dźwięk
80%
Grywalność
60%

Autor

Komentarze

  1. Właśnie ukończyłem Beyond: Dwie Dusze i mam dość mieszane uczucia. Powiem szczerze – spodziewałem się więcej, zwłaszcza że w produkcji brali udział Elen Page, Willem Dafoe oraz Hans Zimmer. Ograniczenia o ile dobrze pamiętam są jeszcze większe niż w Fahrenheit, jak również pozorny wpływ na fabułę minimalny. Czyli teoretycznie – gra średnia, niemniej ukończyłem ją w trzy dni co ostatnio mi się nie zdarzało. Z oceną się zgadzam, chociaż być może w przypływie dobrego nastroju dałbym za Grywalność 70%.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.