RetroAge Recenzja, Wii Bully: Scholarship Edition
RecenzjaWii

Bully: Scholarship Edition

Loading

Czasy szkolne zazwyczaj wspomina się z rozrzewnieniem, jednak zapewne każdy z was chciałby zmienić coś z tamtego okresu. Czy to lepiej uczyć się z jakiegoś przedmiotu, czy to złapać za tyłek najlepszą laskę z klasy, czy choćby obić ryj temu skur#$%owi, który wrzucił Ci petardę do tornistra. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Pora zmienić bieg historii, a w tym celu wystarczy odpalić Bully: Scholarship Edition na waszym Nintendo Wii.

Kto, po co i dlaczego? Czyli dlaczego akurat mamy być pyskatym brzydalem.

Bohaterem gry jest Jimmy Hopkins, niezdyscyplinowany nastolatek o awanturniczym usposobieniu. Młodzieńczy bunt okresu dojrzewania, niezrozumienie u matki i ojczym którego nienawidzi, stają się przyczyną wysłania go do Bullworth Academy. Szkoła to nie byle jaka, bo mająca opinię najgorszej w całej Nowej Anglii (nie chodzi tu bynajmniej o Wielka Brytanię, a o region w USA na wschodnim wybrzeżu). Nigdzie indziej nie chcą już oglądać Jimmiego, więc pozostaje nam ukończyć edukację w tej zapadłej dziurze. Nowemu nie jest łatwo zaaklimatyzować się w nowym miejscu. Na korytarzach internatu co rusz dochodzi do bójek, a w szkole prócz zębów można stracić również kieszonkowe na rzecz starszych i silniejszych. Życie uczniaka to nie bułka z masłem, o czym świadczy choćby już sam tytuł gry – Bully to w wolnym tłumaczeniu taka nasza „fala” ze znęcaniem się nad „kotami”. Trzeba się dobrze rozeznać w tym, komu w szkole można beztrosko przypier#&%$ić, a kogo unikać. Samemu nic jednak nie zdziałamy, dlatego warto znaleźć sobie sprzymierzeńców.

Pierwsze kroki pomoże stawiać nam cwaniaczek Gary Smith i jego „kumpel” Pete Kowalski. Jak się wkrótce okaże, będą to również postacie niezwykle ważne dla późniejszego przebiegu fabuły. W szkole wyróżnić można kilka „grup społecznych”, z którymi przyjdzie nam się zetrzeć. Każda z nich ma swoje wpływy, zwyczaje i zasady.

Najniższy niejako stopień w swoistej szkolnej hierarchii zajmują Nerdy, czyli popularne kujony. Okupują bibliotekę i jak się później okazuje również obserwatorium astronomiczne. Nerdy to niestety standardowe popychadła, bez siły przebicia, ale z dobrym przywódcą potrafią sporo zdziałać, głównie za sprawą genialnych pomysłów. W mieście mają swój tajny klub na zapleczu sklepu z grami i komiksami.

Proppies to burżuje i młodzież z bogatych domów. Ich największy atut to oczywiście kasa, ale potrafią też doskonale walczyć, ponieważ ten elitarny krąg uprawia wyczynowo boks. Zresztą sam fakt, że ich siedzibą w mieście jest hala bokserska mówi sam za siebie.

Greasersi to nażelowane fajfusy w skórzanych kurtkach. Można ich spotkać w okolicy szkolnych warsztatów mechanicznych. W mieście mają też swoją melinę w żulerskiej dzielnicy New Coventry.

Osiłki ze szkolnej drużyny footballowej to osobnicy z którymi nie warto początkowo zadzierać. Wyjątkowo sprawni i silni, chociaż niezbyt rozgarnięci stanowią postrach uczniów całej szkoły. Ich maskotką jest przesympatyczny byk i okupują bez przerwy salę gimnastyczną oraz magazyn sportowy przy boisku.

Ostatnia grupa to Yuppies – niezwiązane ze szkołą mieszczuchy, które wolą pracować niż się uczyć. Pojawiają się w grze stosunkowo późno, ale maja niebagatelny wpływ na fabułę.

Jak artystycznie skopać ryj frajerom? Czyli o udowadnianiu swojej wyższości.

Na początku rozgrywki w szkolnych porachunkach muszą wystarczyć nam tylko własne pięści i skromne umiejętności. Lanie po pysku jest jednak najczęstszym argumentem Jimmiego Hopkinsa, dlatego sukcesywnie należy rozwijać się w tej jakże uroczej dziedzinie. Z czasem uczymy się kolejnych ciosów poszerzając nasz repertuar brudnych chwytów o walenie z dyńki, trzaskanie po facjacie z półobrotu, „z kolanka w klejnoty”, czy kopanie leżącego. To tylko niektóre z ciosów, a są przecież jeszcze uppercuty, plucie w twarz czy powalanie z rozpędu na glebę. Jak dorzucić do tego umiejętności posługiwania się kijem baseballowym czy popularną wiejską sztachetą, to robi się z tego całkiem przyzwoite mordobicie. Tak też i jest w rzeczywistości, bo pozornie banalne klepanie po pysku okazuje się być ostatecznie stosunkowo złożonym systemem walki z combosami, chwytami i finisherami. Nie muszę dodawać chyba, że wszystkie ciosy zadaje się z wykorzystaniem możliwości wykrywania ruchu przez kontrolery konsoli Wii (Wii Remote + Nunchuck). Zadawanie ciosów zostało bardzo dobrze przemyślane przez twórców gry, więc jest nie tylko intuicyjne, ale daje też sporo radości z obijania kolejnych przeciwników.

Czym i jak rozrabiać? Czyli arsenał szkolnego awanturnika.

Nie samymi pięściami Jimmy Hopkins będzie się posługiwał. Ekwipunek jest całkiem spory i w jego skład wchodzą m.in. proca, deskorolka, petardy, jajka, kulki (można się na nich przewrócić), czy farba w sprayu. Są też różne kije, cegłówki i kamienie, których można używać, ale niestety nie da się ich zabrać ze sobą do kieszeni. Dla każdego coś (nie)miłego.

Jak dorobić się własnej meliny? Czyli poradnik wagarowicza.

Podstawowym lokum Jimmiego jest szkolny internat. Prawdziwy koleś jak my nie będzie jednak mieszkał z tymi popaprańcami i pedałami w jednym budynku. Nic nie stoi na przeszkodzie żeby znaleźć sobie coś „na mieście”. Jest kilka takich punktów (w większości w posiadaniu jednej z grup szkolnej społeczności), ale wystarczy zdobyć ich respekt i zaufanie, bądź zwyczajowo sklepać mordy obecnych właścicieli, aby stać się posiadaczem miejscówy. Na melinie można się kimnąć, zmienić ubranie, zapisać stan gry jak również odprężyć się grając na automacie.

Jak lizać dupę nauczycielom? Czyli poradnik wazeliniarza.

Codziennie w godzinach 9:30-11:00 oraz 13:30 – 15:00, na terenie szkoły odbywają się zajęcia. Można je totalnie olać, bo nie ma potrzeby zaliczenia choćby jednej lekcji w celu skończenia gry, ale wówczas trzeba liczyć się z tym, że nauczyciele (w szkole) lub policja (na mieście), mogą złapać takiego wagarowicza i doprowadzić go na zajęcia lekcyjne siłą.

Po co więc uczęszczać na matematykę, angielski, geografie, muzykę czy inny z dziesięciu wykładanych przedmiotów? Lekcje mają charakter mini-gierek, których zakończenie sukcesem zaowocuje otrzymaniem bonusów. Na chemii nauczymy się wytwarzać własnoręcznie śmierdzące bomby, na angielskim poszerzymy swój talent negocjacyjny pozwalający np. uniknąć zabrania kieszonkowego przy kłopotach z osiłkami ze starszych klas itp. Są też nowe ciuchy i różne gadżety, więc tak czy siak warto zajrzeć do szkoły, jeśli nie dla nauki to choćby po to żeby obrobić komuś szafkę na korytarzu w przerwie między lekcjami.

Jak wyrwać laseczkę? Czyli co zrobić żeby nie walić gruchy pod prysznicem.

W szkole i mieście napotkamy sporo ponętnych towarów, które można spróbować zbałamucić. Jeśli zależy nam na awanturze to klepanie po tyłku jest najlepszą metodą. Licząc na coś więcej trzeba będzie postarać się ciut bardziej. Paszteciarom i smoczycom wystarczy kilka pochlebnych słów, aby nabrały ochoty na wspólne chodzenie. Lepsze dupeczki wymagają jeszcze większego zaangażowania z naszej strony. Można rozpieszczać je kwiatami, czekoladkami i innymi podarunkami zmiękczającymi serducho. Jeśli do tego dorzucimy parę komplementów to z pewnością uda się nam pójść w ślinę z niejedną sarenką. Mizianie i całusy nie są bynajmniej wyłącznie elementem erotycznym, bowiem miłosne podboje są metodą na uzdrowienie sił witalnych.

Czy jest tu jakaś fabuła? Czyli o co tu tak naprawdę chodzi.

Napisałem już o większości elementów pobocznych, które czekają nas w Bully. Jeśli ktoś uważa, że jest tego sporo to ma całkowitą rację, ponieważ nie angażując się specjalnie w główny wątek gry można spędzić na zbytkach grubo ponad 30 godzin. O co jednak tak naprawdę chodzi w Bully: Scholarship Edition? Ano o to by z popychadła i nic nieznaczącego smarkacza stać się najważniejszą osobą w szkole. Aby wszyscy czuli przed nami respekt, darzyli nas szacunkiem i pracowali dla nas, a nie my dla nich. Mówiąc w skrócie takie szkolne GTA. Nie może być inaczej skoro producentem gry jest właśnie Rockstar – twórca słynnej serii o złodzieju aut. Gra Bully pracuje zresztą na zmodyfikowanym silniku GTA: San Andreas, co niewątpliwie wyszło grze na dobre. Zasada rozgrywki wydaje się bliźniaczo podobna do tej z Grand Thief Auto. Możemy iść gdziekolwiek zechcemy i robić cokolwiek nam przyjdzie do głowy. Teren gry pełny jest atrakcji począwszy od sklepów z ciuchami i gadżetami, przez fryzjera, wesołe miasteczko i salon tatuażu, a na dorywczej pracy skończywszy. W okolicy znajdziemy również miejsca, w których możemy wziąć udział w wyścigach rowerowych, gokartami, czy po prostu rozrabiać malując sprayem po murach. Jest też skatepark stworzony do szaleństw na deskorolce i rowerze. Możliwości i atrakcji jest naprawdę całe mnóstwo i początkowo nie wiadomo za co się zabrać.

Kluczowym elementem rozgrywki są jednak główne misje, które pozwalają pchnąć fabułę do przodu (punkty w których można je rozpocząć oznaczone są na mapie). W zdecydowanej większości przypadków sprowadzają się one do łobuzerskich wybryków z licznymi aktami wandalizmu włącznie. A to trzeba przyłożyć w ryło jakiemuś palantowi, który podrywał dziewczynę naszego kumpla, a to ustrzelić z procy zawodników na boisku footballowym, a jeszcze innym razem powybijać szyby w domu nauczyciela. Możliwości jest tak wiele, że aż boję się aby Bully nie stał się inspiracją i bankiem pomysłów w rzeczywistym świecie dla i tak sprawiających już wystarczająco dużo problemów gimnazjalistów.

Sama fabuła pełna jest zwrotów akcji i poprowadzi nas przez wszystkie grupy społeczne naszej szkoły. Zaczniemy jako frajer, a skończymy jako najważniejszy uczeń Bullworth Academy. Nie bez perturbacji oczywiście, ale wiadomo, że coś musi się po drodze wydarzyć.

Jak się ma oprawa audiowizualna? Czyli co wypali nam oczy i uszkodzi słuch.

Jak już wspomniałem gierka jedzie na silniczku Gamebryo, więc na sto procent nie ma co narzekać na grafikę. Teren rozgrywki jest naprawdę spory, a przerwy na doczytywanie danych czekają nas tylko przy wchodzeniu do różnych budynków. Otwarty teren to hulaj dusza ile zapragnie. Spodobała mi się większa interakcja z otoczeniem niż w serii GTA. Można wejść na drzewo, powybijać szyby w autobusie, czy też porozmawiać z każdą napotkaną osobą. Troszkę brakuje w kilku miejscach tekstur lepszej jakości (np. na łonie natury), ale przy takim obszarze gry to na prawdę drobne niedociągnięcia. Irytować może niewielka liczba modeli ludzi, którzy na ulicach powtarzają się nader często, ale zapewniam że szybko można się do tego przyzwyczaić.

Dźwiękowo jest równie dobrze co graficznie. Sporo różnorodnych kawałków przygrywa nam w trakcie rozgrywki, spośród których najbardziej zapadł mi w pamięć grany na basie motyw przewodni internatu. Zdecydowana większość utworów jest wyśmienita i tylko irytować może fakt, że za każdym razem jak siadamy na rower (a zdarza się to nader często), to odpala się ten sam motyw, który za setnym razem już nie jest taki fajny jak na początku. Voice-acting to przede wszystkim świetna gra aktorska i chyba każdy osobnik dobrany jest wręcz idealnie. Jednym słowem kawał dobrej roboty.

Różnice w stosunku do wersji na PlayStation 2

W stosunku do wersji z poprzedniej generacji poprawiono przede wszystkim liczne błędy w rozgrywce. Dodano również 8 zupełnie nowych misji a co za tym idzie 5 nowych postaci. Gra w wersji na Wii (oraz na Xbox360) wzbogaciła się również o 2 mini gry oraz aż 4 rodzaje nowych lekcji co stanowi przyrost niemal o 100% (ponieważ łącznie jest ich teraz 10). Zmiany są więc zauważalne i podtytuł Scholarship Edition pojawia się tu nie bez powodu.

Jak to wypada w ostatecznym rozrachunku? Czyli czy warto pakować w to kasę.

Po ukończeniu gry stwierdziłem, że chętnie spędzę jeszcze trochę czasu z Bully, a może nawet usiądę do niego po raz kolejny? Tego nie można powiedzieć o większości obecnie wydawanych gier, które nie dość, że są o wiele krótsze to jeszcze nie wraca się do nich ponownie. Bully: Scholarship Edition to solidna gierka. Dla posiadaczy Wii będzie taką namiastką GTA, którego wciąż się nie doczekali na swojej konsoli. Dla innych będzie to doskonała odskocznia od większości gier, bo innowacji i pomysłowości twórcom Bully odmówić nie można z całą pewnością. Może i nie da się rozwalić pół miasta z kałacha (a tego czasem mi brakowało) i nie da się przeszmuglować samolotem kilkunastu kilogramów kokainy, a nawet nie da się pojeździć głupim samochodem, ale to z całą pewnością świetna i godna polecenia gra.

Ocena ogólna

Bully: Scholarship Edition

WII

Grafika
80%
Dźwięk
80%
Grywalność
90%

Autor

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.