RetroAge Recenzja, Amiga ECS/OCS Captain Planet and the Planeteers
RecenzjaAmiga ECS/OCS

Captain Planet and the Planeteers

Loading

Co do ilości gier na Amigę, zarówno tych dobrych jak i złych, nie można się sprzeczać, jest tego multum. Amiga jako sprzęt do grania słynie między innymi z platformówek, zręcznościówek czy jak to ktoś chce nazywać po swojemu. Dzisiaj pod baczne oko recenzenta dostaje się Captain Planet and the Planeteers, której przesłanie jest bardzo zacne i zapewne poruszyło miliony graczy na całym świecie… Dobra, dobra, wróćmy do brutalnej rzeczywistości.

Tytuł powstaje na fali popularności serialu animowanego z roku 1992, tworzonego przez ówcześnie wielkie studia produkcyjne DIC, TBS oraz samą Hanna-Barbera. Główny wątek serialu to zwalczanie wszelkiego przejawu niekorzystnej ingerencji w przyrodę na całym świecie przez złe charaktery. Na nasze szczęście bogini Gaja czynnie uczestniczy w ratowaniu fauny i flory przekazując coraz to nowe zagrożenia do eliminacji grupce młodych ludzi, którzy zostali zwerbowani z każdego kontynentu planety, po jednej osobie. Używając specjalnych, magicznych kamieni mocy przyzywają określony żywioł, a jeśli to za mało, łączą energię pięciu kryształów w jedność, przywołując w ten sposób super bohatera Kapitana Planetę.

Jako że serial poruszył głównie społeczność „hamburgerów” powstała jego kontynuacja, okraszona nazwą Nowe Przygody Kapitana Planety, które niestety były kluczem do grobu tej serii. Jednakże na fali popularności serialu powstało wiele gadżetów, figurek a także gier na konsole i komputery (aż dziwne, że jeszcze nie powstał film pełnometrażowy).

Studio Mindscape stworzyło w czasach swojej świetności szereg konkretnych tytułów dla Commodore, m.in.: Alfred Chicken, Battletoads, Indiana Jones, Moonstone, Syndicate czy Willow. Tytuły jak najbardziej godne polecenia. Jak im wyszedł Kapitan Planeta? Zaraz się przekonamy.

Zaczniemy od rozgrywki. Sama gra jest podzielona na 6 rozdziałów, po przejściu jednego odblokowują się na 2 następne. W każdym z nich sterujemy jednym z głównych bohaterów bajki, natomiast w misji finalnej samym Kapitanem Planetą. Jak przystało na grę zręcznościową poruszamy się w prawo i lewo bez ograniczeń, każda z plansz oferuje nam odmienne środowisko, w którym możemy wykorzystywać moce przypisane do określonej postaci. Co ciekawe fajnie wykorzystano element spadania, gdy się na przykład źle wykona skok, wystarczy nacisnąć „fire” i przenosimy się w poprzednie miejsce przed skokiem, jeśli natomiast spadniemy już trochu niżej, naciśnięcie ognia spowoduje uruchomienie mocy, czy to balonika na którym opadniemy na grunt, czy stworzenie lodowych zjeżdżalni.

Przed każdą misją mamy krótki briefing, w którym zapoznajemy się z głównymi celami do wykonania, po czym przechodzimy do samej planszy. Naszą główną i w zasadzie jedyną bronią jest strzał – każdy bohater ma inny (ogień, woda, wiatr, lód, serduszka) – za pomocą których niszczymy naszych strasznych przeciwników, ale czy to są tak naprawdę wrogowie? Właśnie że nie, przerośnięte stworki to nic innego jak małe, biedne zmutowane owady i inne zwierzątka, które za pomocą naszej broni zostają pomniejszone do odpowiednich dla człowieka rozmiarów i przez chwilę za nami się poruszają, (co przy zabiciu kolejnej postaci dubluje w sposób wielokrotny ilość zdobywanych punktów).

Końcówka prawie każdej misji, umożliwia nam wejście za stery planetariańskiego super samolotu, zmieniając tryb rozgrywki na shootem’up (dla ubogich, ale jest). Wówczas mamy wykonać bardziej siermiężne zadania, jak niszczenie pojazdów zatruwających atmosferę, kierowanie misiów pand po chmurkach do rodzimego domu, przenoszenie klatek ze słoniami czy przewożenie radioaktywnych baryłek poprzez iście skomplikowany labirynt (SIC.!).

Warto zauważyć, że każda kolejna plansza jest coraz bardziej rozbudowana, a co za tym idzie dłuższa do przejścia. Niestety wraz z następnymi misjami gra staje się coraz trudniejsza, co może w przypadku innych gier jest zaletą, tutaj, przynajmniej dla mnie jest dosyć uciążliwe (o czym wspomnę przy okazji sterowania).

Muzyka
Szczerze mogło być lepiej, dostajemy do każdej planszy określony bit, który ciągle się powtarza. Podobna sytuacja w samym menu, jeden kawałek non stop. Odgłosy w trakcie gry są w większości tłumione przez muzykę backgroundową, jedyne co słyszymy to zabijanie przeciwnika (chociaż nie można nazwać tego do końca zabijaniem jak już wyjaśniłem).

Grafika
Co do grafiki, muszę przyznać że wygląda to po prostu ładnie. Każda kolejna plansza jest całkowicie inna od poprzedniej, ciekawa kolorystyka, umieszczenie przeciwników, którzy płynnie się poruszają. Ładnie animowana jest także moc pierścienia naszego bohatera, którym aktualnie sterujemy.

Odnośnie sterowania w grze. Jest ono dosyć toporne. Zawodnik musi wykonać całą zadaną mu sekwencję ruchu, nie można korygować lotu w powietrzu i tym podobne śmieszne sprawki. Jako że sterowanie jest dosyć toporne, to przy wzrastającym poziomie trudności, gra staje się żmudna i często potrafi zniechęcić. Jedno uderzenie stworka, serduszko out, dotknięcie niedozwolonego obszaru (czy to chmurki, czy ściany) – powoduje natychmiastową śmierć. Nie ma więc lekko, trzeba nieźle opanować swoje ruchy. Na szczęście w grze mamy możliwość kontynuacji rozgrywki, więc można uczyć się na błędach. Przejście całości gry, w przybliżeniu 100%, powinno nam zająć około 3-5 godzin, w zależności od tego jak bardzo ktoś chce poznać świat i w jakim stopniu ukończyć rozgrywkę.

Podsumowując gra Captain Planet and the Planeeters to kolejna platformówka na nasz komputerek, która ani nie zachwyca, ani aż tak bardzo nie odpycha. Ot, kolejny średni tytulik, w który można zagrać, albo i nie, za wiele przy tym nie tracąc. Rzekłbym nawet, że gra dla fanów serialu z tamtego okresu jest oczywiście tytułem jak najbardziej do ogrania. Dla normalnego gracza niezwiązanego historią z tą kreskówką, pozostanie średnim tytułem, z dobrą grafiką i fajnymi możliwościami (niestety w większości zaprzepaszczonymi).

Z ciekawostek:
– gra została stworzona na zamówienie sieci restauracji McDonald’s
– opakowanie gry jest małych rozmiarów (nie jest to wielki big box), wykonany został z ekologicznego papieru podobnie jak instrukcja
– gra jest całkowicie odmienna od wersji na konsole przenośne, pomimo tego samego studia produkcyjnego

Ocena ogólna

Captain Planet and the Planeteers

AMIGA

Grafika
70%
Dźwięk
40%
Grywalność
60%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.