RetroAge Recenzja, Wii Cocoto Surprise
RecenzjaWii

Cocoto Surprise

Loading

Podczas ostatniego giercowania z najmłodszym pokoleniem graczy miałem okazję przyjrzeć się bliżej kilku tytułom z kategorii „PEGI 3+”. Prócz gier z Mario i kilkoma oczywistymi pozycjami dla młodocianych, trafiła się też nieznana mi do tej pory Cocoto Surprise. Pozycja ta, to jeden z wielu „machaczy pilotami” z tym, że do tej dodawany jest gadżet w postaci wędki, do której wkłada się kontrolery. Po chwilowym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że mimo zalewu tego typu gier na Nintendo Wii, na retroage jakoś nie trafiły do tej pory ich recenzje. Postanowiłem więc dogłębnie zbadać co też kryje się w Cocoto Surprise i podzielić się tą wiedzą z wami drodzy retrogracze.

Cocoto to małe stworzonka przypominające z wyglądu diabełki. Z natury psotne, ale też i uczynne. Skąd się wzięły? Czym zajmują się na co dzień? Dlaczego wręczają dobrym duszkom prezenty? Tego nie udało mi się ustalić mimo szczerych chęci. Gawiedź wokół mnie zgromadzona była wyraźnie lepiej zorientowana, ale przyznam szczerze, że z wypowiedzi bez ładu i składu przekrzykujących się wzajemnie dzieciaków, nie zdołałem wywnioskować więcej niż to, że Cocoto są fajne, śmieszne, zabawne itd. Ogólniki jednym słowem. Mniejsza o to, ważne że dla juniorów ma to jakiś sens.

Nas interesuje natomiast to, co oferuje sama gra. Na początku trafiamy do pokoju „rozrywek”. Znajdziemy tu zaledwie trzy istotne elementy. Skrzynkę ze zdobytymi zabawkami, tablice z informacjami i pomocami do gry oraz esencję czy komputer z dostępem do minigier. Te są podzielone na cztery rodzaje zabawy – po 20 plansz w każdym przypadku i… to niestety już wszystko (!!!).

Zabawa w każdym przypadku sprowadza się do tego samego – należy wręczyć prezent wróżce lub jak kto woli dobremu duszkowi. Po co? Dlaczego? To chyba pozostanie tajemnicą twórców, bo odpowiedzi na to nie znały nawet dzieci. W zależności od typu wybranej rozgrywki owe pudełka owinięte wstążką z klasyczną kokardką wyciągać musimy z różnych miejsc.

W Abyss mamy trójwymiarową arenę z prezentami schowanymi za murkami, w prowizorycznych budowlach, bądź ukrytymi w gąszczu porozrzucanych bloczków (drewnianych bądź kamiennych). Niektóre z brył mają „zaczepy”, co umożliwia zaczepienie o nie haczyka naszej wędki i przemieszczanie ich po planszy. Cięższe, kamienne bloki można poruszyć jedynie siłowo pociągając energicznie wędką. Całość uwzględnia fizykę, więc można burzyć i przewracać wszystkie elementy. Nie da się tu przegrać ani zginąć (jak zresztą w całej grze).

Drugi typ rozgrywki to Atlantis, gdzie musimy wydobyć prezent z głębin morskich. Widok jest z boku, a gracz wyciągając paczuchy musi manewrować tak wędką by omijać wystające bloki skalne, ryby i inne przeszkadzajki, często uwzględniając również prądy morskie. Bez wątpienia jest to najlepsza zabawa spośród dostępnych w Cocoto Surprise.

Ciekawym trybem rozgrywki jest również Heaven, czyli podniebne labirynty, przez które musimy przeciągać prezenty przy pomocy naszej wędki. Co prawda całość sterowania ograniczona została tylko do gałki analogowej Nunchucka i cała reszta plastikowego ustrojstwa nie jest nam potrzebna, ale nie znaczy to że będzie prosto. Po każdej planszy standardowo rozsiane są przeszkadzajki, które utrudniają nam wykonanie zadania. Pierwsze poziomy są banalne nawet dla dzieci, ale ostatnie to z pewnością nie jest kaszka z mleczkiem.

Jungle, czyli ostatni tryb ma za zadanie przetestować głównie refleks i zręczność gracza. Prezenty są ogólnie w ruchu. Pływają po wodzie, ciągnie je za sobą jakiś zwierzak, bądź trzyma go krecik, który wychodzi z norki tylko na moment. Proste jak drut, ale zabawa średnia raczej – szczególnie dla młodszych dzieci, które zazwyczaj nie mają aż tak rozwiniętych zdolności manualnych żeby wykonywać szybkie ruchy. Średnio rozgarnięty 7-latek powinien sobie jednak poradzić i złapanie wszystkich prezentów będzie tylko kwestią czasu.

Dobrze, mechanikę mamy za sobą, ale jak to sprawdza się w praniu? Otóż nijako. Gracz dzierży wędkę, kręci kołowrotkiem łowiąc prezenty i wręcza wróżce, a w zamian otrzymuje zabawki. Wszystko to takie niestety bezjajeczne jakieś. Dzieci czekają na swoją kolej, pytają się gdzie jest Cocoto, kiedy będzie Cocoto i kiedy Cocoto będzie robił psikusy. Problem w tym, że to gracz jest tym Cocoto i na ekranie widać tylko żyłkę z haczykiem naszej wędki. Jedyne miejsce gdzie Cocoto widać to pudełko z grą oraz strona tytułowa. Nie ma żartów i psikusów, a jedynie flegmatyczna rozgrywka. Jest też toporna animacja głupkowatej wróżki kiwającej się jak pacjent zakładu psychiatrycznego i wkurzająca muzyka, której twórca chyba przesadził ze środkami uspokajającymi. Nie oczekuję aby gra była szybka i dynamiczna, bo wyraźnie skierowana jest do dzieci, a te mają jednak słabszą reakcję, ale na litość boską – niech coś się dzieje na tym ekranie! Niech to będzie coś co przyciąga nasze pociechy! Powinny tam biegać zabawne postacie, rzucać jakimiś tekstami, robić śmieszne rzeczy, a tymczasem Cocoto Surprise jest nudne jak flaki z olejem.

Gra oferuje tryb multiplayer, ale wędka jest jedna i pomimo, że to tylko kawałek plastiku i można grać bez niego to i tak kolejny gracz musi czekać aż pierwszy skończy swoją rundę. Przy dwóch graczach jest to jeszcze do przeżycia. Przy czterech dzieci wyrywają sobie wędkę z rąk (a że to plastik to z całą pewnością prędzej czy później ów gadżet tego nie przeżyje), marudzą że się nudzą, zajmują się czymś innym i zapominają w końcu że w ogóle chciały w to grać. Na kilku graczy jest to więc niewątpliwie nietrafiona zabawa.

Pojawia się pytanie – dla kogo ta gra? Dzieci szybko się znudzą, młodzież powie że to dziecinne, a starsi po pierwszej euforii zabawy z wędką szybko zauważą wtórności i po pyknięciu trybu Atlantis oraz Heaven pewnie szybko sobie odpuszczą. Całość na 100% można zrobić przy odrobinie wprawy w 2 godziny… dzieci potrzebować będą więcej czasu – pytanie czy tyle wytrzymają. Bonus w postaci wygranych w minigrach zabawek, którymi można się później pobawić nie spełnia oczekiwań, bowiem każda z nich oferuje znikomą użyteczność. Ośmiorniczkę można nacisnąć żeby wyszły jej oczy na wierzch, co jest zabawne tylko za pierwszym razem. Samochodzik zasuwa po pokoju, ale sam i nie mamy wpływu na to gdzie pojedzie. Paletka z piłeczką, po kilku odbiciach ląduje w kącie… tak jak i cała reszta z ponad 80 zabawek. Wszystko to na jeden raz.

W zasadzie ciężko wystawić tu jakąś sensowną ocenę. Okazuje się że patent z kołowrotkiem to za mało na pełnoprawną grę dla najmłodszych. Szybko wkrada się nuda, schemat i monotonia. Cocoto Surprise wraz z gadżetem oferuje dokładnie tyle ile wynosi odwrotność jego ceny. Parafrazując słowa Winstona Churchilla – jeszcze nigdy w dziejach ludzkości nie dostaliśmy tak niewiele za tak wiele.

Ocena ogólna

Cocoto Surprise

WII

Grafika
50%
Dźwięk
30%
Grywalność
40%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.