RetroAge Recenzja, 3DS Dragon Quest VIII
Recenzja3DS

Dragon Quest VIII

Loading

Choć moja znajomość Dragon Questów dotychczas ograniczała się tylko do czterech pierwszych gier wydanych na Famicom/NES (na zachodzie zostały wydane pod nazwą Dragon Warrior), to uważam ją za ulubioną serię jRPG. Bardzo podobał mi się humor, sposób opowiadania historii, bohaterowie czy świetne projekty postaci i potworów mistrza Toriyamy (tak, tego od Dragon Balla). Ogólnie cenię sobie mocno staro – szkolne gry fabularne za prostą mechanikę rozgrywki pozbawioną bajerów (co nie znaczy, że nowszych tytułów nie lubię). Toteż, gdy przysiadłem do ósmej części „Smoczego Zadania”, byłem pewien obaw. W końcu pominąłem aż dwie generacje. Części V – VI ukazały się na Super Nintendo, zaś VII na PSX. Zastanawiałem się, czy to dalej będzie ten dobry DQ, jaki zachwycił mnie na NESie?

Nim odpowiem Wam na to pytanie, przyjrzyjmy się, co ósemka ma nam do zaoferowania. Historia przedstawia króla Trodaina i księżniczkę Medeę, którzy w wyniku uroku rzuconego przez złego błazna zostali zamienieni kolejno w zielonego gnoma i konia. Całe zaś królestwo popadło w ruinę. Król i księżniczka wraz z jedynym ocalałym w zamku żołnierzem i napotkanym po drodze bandytą ruszają w pościg za antagonistą, by odzyskać dawne postacie i przywrócić królestwu ład. Historia, mimo że w dalszej części robi się ciut bardziej zawiła, oryginalnością nie powala. Jednak została opowiedziana w taki sposób, że śledziłem ją z niekłamaną ciekawością. Potrafi zarówno rozśmieszyć, wzruszyć, jak i zaskoczyć. Spora w tym zasługa świetnie napisanych postaci, których w trakcie naszej podróży poznamy całe mnóstwo.

 My, z kolei, sterować będziemy właśnie żołnierzem i owym bandytą o imieniu Yangus. Ten pierwszy jest głównym bohaterem Dragon Quest VIII. Gra pozwala nam się z nim bardziej zidentyfikować, dając możliwość nadania mu imienia. Z czasem nasze grono zasilą także inne postacie. Taką oto ekipą wyruszymy w podróż, odwiedzając m.in. miasta, lasy, jaskinie czy lochy, wykonując po drodze szereg questów umożliwiających popchnięcie fabuły do przodu. Za ich wykonanie twórcom należą się brawa. Zadania są bardzo pomysłowe, różnorodne a niekiedy także zabawne. Ekipie ze Square Enix udało się je zaprojektować w taki sposób, że ani razu nie miałem poczucia, że się nudzę, a wręcz przeciwnie z ogromnym zaciekawieniem chciałem dokończyć quest, by wiedzieć, co stanie się dalej. Świetnie poradzono sobie także z aktywnościami pobocznymi. Nie ma się wrażenia, że zostały dorzucone na doczepkę, a wręcz znakomicie integrują się z główną historią. To nie questy w stylu zabij 10 szczurów i wróć po nagrodę. Tu np. będziemy musieli złapać trzy rzadkie potwory, by potem użyć ich do walki na arenie, zagrać w pobliskim kasynie o ekstra wypasiony sprzęt, czy uratować urzędnika przed ugotowaniem w kotle przez trolle.

Bardzo spodobał mi się rozwój postaci w grze. Po wskoczeniu na kolejny poziom możemy rozdzielić punkty umiejętności pomiędzy kilka rodzajów oręża bądź zdolność specjalną. Każda postać walczy innym zestawem broni. Na przykład nasz główny bohater może jako oręż wykorzystać miecz, bumerang lub włócznię, a poznana w dalszej części gry magiczka do walki użyje sztyletów, bicza lub różdżki. To w stronę, której broni, pokierujemy rozwój naszych herosów zależy od nas. Co jakiś czas po rozdzieleniu odpowiedniej liczby punktów na dany oręż bądź zdolność nasza postać uczy się nowych powiązanych z nią ciosów specjalnych. Na przykład płonące cięcie mieczem, cios biczem wysysający zdrowie z monstrów czy wymach toporem rażący kilku przeciwników naraz.

Skoro mowa o walkach, te zachowały swój klasyczny turowy charakter. Mamy opcję ataku, obrony, rzucenia zaklęcia bądź skorzystania z przedmiotu, a także ucieczki. Zostały one tylko lekko rozbudowane. Dodano wspomniane wyżej ataki specjalne, a nawet opcję wystraszenia przeciwnika. Możemy także walkę zautomatyzować. Wystarczy tylko w menu wybrać dla każdego wojaka odpowiedni styl walki, a komputer poprowadzi starcie za nas. Jest to przydatna opcja, gdy chcemy dojść szybko w określone miejsce, a po drodze nęka nas masa podobnych, losowych walk. Seria Dragon Quest zawsze słynęła z zabawnych przeciwników. Tak też jest i tym razem. No bo jak tu się nie uśmiechnąć, gdy na naszej drodze staną papryki przebite szpikulcem do szaszłyku albo dzieci kalmary, które w swojej turze niekiedy zamiast zaatakować wolą się bawić. Moim faworytem i tak pozostanie jeden z bossów, potwór morski cierpiący na rozdwojenie jaźni. Bardzo spodobało mi się to, że DQ VIII nie wymaga od gracza uciążliwego grindowania, no przynajmniej nie w takim stopniu jak pierwsze części. Najmocniej „ekspiłem” jedynie na początku, chcąc przy okazji zarobić trochę złota potrzebnego na wykup najlepszej broni w mieście i wzmocnienia się na tyle, by dać radę uporać się z pierwszym dungeonem.  Później, jeśli nie będziecie zbyt często unikać walki w trakcie podróży i wykonywania zadań, powinniście być niemal zawsze na poziomie wymaganym do stawienia czoła kolejnemu wyzwaniu. W razie czego DQ VIII ma kilka miejsc ze specjalnymi potworami, na których można dany poziom szybko nabić. Jednak kluczem do zwycięstwa z bossami jest nie tyle level, co dobrze dobrana taktyka. Starcia z szefami w grze są dość trudne. Ważne jest odpowiednie wykorzystanie umiejętności członków naszej drużyny. Bezmyślny atak dość często może zakończyć się naszą porażką, za to satysfakcja z pokonanego bossa jest ogromna. Długo nie zapomnę, jak po zwycięstwie z końcowym bossem przez moment zamarłem, nie dowierzając, że udało mi się wygrać. Dla takich chwil kocham tę grę.

Do gustu przypadł mi także prosty i wygodny system craftingu w grze. Wystarczy do kotła wrzucić odpowiednie składniki i czekać, co uda się z nich otrzymać. Wraz z naszą podrożą natrafimy na przepisy zdradzające, co z czym należy połączyć, by otrzymać dany przedmiot, miksturę, oręż bądź zbroje. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by samemu poeksperymentować oraz spróbować zrobić jakiś unikalny i ciężko dostępny przedmiot.

Gra wygląda pięknie. Zastosowany w niej cellshading sprawia, że nawet pomimo parunastu lat od premiery na leciwe Playstation 2, dalej potrafi zachwycać na Nintendo 3DS.  Ciekawie zaprojektowane lokacje, jak i postacie stworzone przez Akirę Toriyamę, prezentują się obłędnie. Podobnie sprawa ma się z audio. Dialogi są częściowo udźwiękowione i choć nie jestem fanem angielskiego voice actingu w japońskich grach, to tym razem wypadł nadspodziewanie dobrze. Muzyka zaś, wykonana przez Orkiestrę Symfoniczną z Tokio pod kierownictwem Koichiego Sugiyamy, brzmi po prostu wyśmienicie. Tego nie da się opisać, po prostu trzeba posłuchać samemu.

 Jeśli miałem jakiekolwiek wątpliwości co do Dragon Quest VIII: The Journey of the Cursed King, to szybko zostały one rozwiane. Wszystkie zmiany względem pierwszych części wyszły na plus. Przy tym seria zachowała swój klasyczny charakter i za to jej chwała. DQ VIII była dla mnie wspaniałą przygodą, którą polecam z całego serca!

Ocena ogólna

Dragon Quest VIII

3DS

Grafika
90%
Dźwięk
90%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.