RecenzjaXbox 360

Halo 4

Loading

Dzięki marce Halo zarówno Bungie, jak i konsola Xbox wspięły się na wyżyny popularności. Halo, była to gra, która zrewolucjonizowała strzelanki z widoku pierwszej osoby. W 2010 roku, wraz z odsłoną o podtytule Reach, Bungie pożegnało się ze stworzoną przez siebie marką. Po ich odejściu Microsoft wcale nie zrezygnował z tworzenia gier z serii, lecz stworzył całkowicie nowe studio, które w zamyśle miało być odpowiedzialne za kontynuowanie i rozwijanie uniwersum. Debiutancką produkcją 343 Industries był remake Halo: Combat Evolved, który został przyjęty bardzo ciepło. Prawdziwy sprawdzian zdolności tego teamu developerskiego miał jednak nadejść. Nazywał się on Halo 4 i ukazał się na Xboxie 360 w listopadzie 2012 roku.

„Wake up, John…”
Zakończenie Halo 3 było bardzo jednoznaczne i dość ciężko byłoby kontynuować serię z zachowaniem Master Chiefa jako głównego bohatera. 343 Industries udało się jednak kontynuować historię niemalże w tym momencie, w którym zakończyła się poprzednia odsłona. Jest rok 2557, wojna z Covenant (Przymierzem*) dobiegła końca. Forward Unto Dawn dryfuje w przestrzeni kosmicznej i zbliża się do jednego z Shield Worlds (Światów-Tarcz*), zwanego Requiem. Statek zostaje zeskanowany. Cortana budzi Master Chiefa ze snu. Ten niemalże od razu łapie za broń i idzie tłuc kosmitów. Fabuła została zaskakująco dobrze i ciekawie poprowadzona, widać dość istotne zmiany, głównie w postaci głównego bohatera – nie mamy już do czynienia z niemalże niemym protagonistą. Twórcy mocno nakreślili także wątek Cortany, szczególnie jej relację z Chiefem. Szkoda jednak, że całkowicie porzucono wątek Arbitra Thel’ Vadamee – był on jedną z ciekawszych postaci w poprzednich odsłonach. Sama rozgrywka wydaje mi się również krótsza, niż w poprzednich częściach – na poziomie trudności Heroic zajęła mi około 10 godzin. Co ciekawe historia miała prequel w postaci krótkiego serialu o tytule Halo 4: Forward Unto Dawn. Krótko mówiąc, fabuła daje radę.

Jak z technikaliami?
Jeszcze lepiej. Największe wrażenie robi tutaj grafika, która wypada po prostu niesamowicie. Każdy model, od głównego bohatera po pudło został wykonany z ogromnym kunsztem i jest wręcz wypchany po brzegi detalami. Wrażenie robi również oświetlenie, które świetnie odwzorowano i wygląda, jakby światło odbijało się od wizjera hełmu Master Chiefa. Można mieć jednak pewne pretensje co do wyglądu przeciwników, którzy po takiej „aktualizacji” grafiki zamiast wyglądać uroczo, wyglądają po prostu brzydko, ale nie jest to wielki problem. Zmianie uległa również paleta kolorów – tylko dwa poziomy są równie kolorowe, co poprzednie odsłony, reszta kampanii jest utrzymana w ciemnych barwach. Halo 4 nie ma problemów z animacją – chodzi w dość płynnych 30 klatkach na sekundę. Udźwiękowienie z kolei jest nieco inne niż w grach od Bungie, co jest dość oczywiste – zmiana studia wiązała się również ze zmianą kompozytora. Neil Davidge, bo tak nazywa się twórca muzyki w 343 Industries, stworzył coś zupełnie innego niż Martin O’Donnel. Soundtrack jest bardziej tajemniczy, pomaga w stworzeniu odpowiedniej atmosfery – gdy walczymy w tle leci raczej energiczna muzyka, z kolei gdy przychodzi moment wytchnienia słyszymy spokojniejsze kawałki. Aktorzy głosowi w wersji angielskiej (gra została w pełni spolszczona, niestety nie miałem okazji sprawdzić polskiej wersji) wypadają równie dobrze, co reszta soundtracku – są zrobione po prostu dobrze i przekonująco.
W Halo 4 gra się równie dobrze, co na niego patrzy, zmian względem poprzedników jest jednak stosunkowo niewiele. Największą jest sprint, który niespecjalnie pasuje do gry – Halo było w końcu znane ze swojego innego, wolniejszego podejścia do gier FPS. Nie przeszkadza to zbytnio. Podobnie jak w Reach, nie mamy możliwości noszenia dwóch broni na raz. Nie jest to jednak kompletny powrót do korzeni, ponieważ HUD został zrobiony raczej na modłę Halo 3, nie zastaniemy tutaj bowiem paska zdrowia. Walka również przypomina ostatnią odsłonę stworzoną przez Bungie – mamy do wykorzystania różne dodatki, które możemy zmienić, gdy znajdziemy inny (możemy jednak wykorzystać je wiele razy). Przeciwnicy również mogą ich używać i chętnie to robią – ich inteligencja jest jeszcze lepsza niż w poprzednich odsłonach. Chętniej korzystają z osłon, próbują nas otoczyć, unikać naszych ataków. Każda walka z nimi to mała bitwa, w której musimy starannie przemyśleć nasze ruchy. Wspomniałem o nowym typie przeciwników – zwą się oni Prometheans (Prometeanie*). Nie są tak irytujący jak The Flood, ale znacznie łatwiej ich zaszufladkować. Walki z nimi są bardzo ciekawe, ich bronie jednak to nie jest nic specjalnego i łatwo je podzielić na kategorie. Nie tylko oni mają nowe uzbrojenie – zarówno od strony kosmitów, jak i UNSC dostaniemy nowe pukawki, nie jest to jednak nic specjalnego. Warto wspomnieć o tym, że dźwięki broni, które już wcześniej się pojawiły zostały nagrane od nowa i dzięki temu brzmią lepiej, realistyczniej.

„Welcome aboard UNSC Infinity”

Single player to jest tylko jedna strona monety. Seria Halo zawsze była znana ze świetnego i niesamowicie rozbudowanego multiplayera, i nie inaczej jest w tym wypadku. O ile 343 Industries zagrało w dość bezpieczne karty przy tworzeniu kampanii single, o tyle multiplayer pokazał, że studio ma własny pomysł na serię. Zdobywamy doświadczenie, które wydajemy na perki na modłę serii Call of Duty. Możemy je dostać w dwojaki sposób – pierwszy to Spartan Ops, czyli misje kooperatywne, mające na celu zastąpić tryb firefight. Rozgrywka jest podzielona na epizody (w sumie 10) i jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z kampanii Halo 4. Drugim trybem jest War Games, czyli klasyczny multiplayer. Tryby gry są raczej tradycyjne, na wspominkę zasługuje jednak tryb Slayer, który został rozdzielony na kilka dodatkowych trybów. Infinity Slayer (Slayer z Infinity*) jest radosną rąbanką w stylu wcześniej wspomnianego Call of Duty w której możemy wezwać wsparcie (podobne do killstreaków), (Big) Team Slayer (Drużynowy Slayer*) to klasyczny deathmatch znany z poprzednich odsłon gry. Na pochwałę zasługuje niesamowity balans broni – po licznych łatkach osiągnięto w tej materii perfekcję. Żadna broń nie wystaje przed szereg, a nawet jeśli jest dość potężna to pojawia się na polu bitwy stosunkowo rzadko i nie można dostać jej we wsparciu. Co ciekawe, w końcu dostaliśmy powód dla którego drużyna czerwona tak namiętnie walczy z drużyną niebieską. Rzecz rozgrywa się się na pokładzie statku UNSC Inifnity i sterowana przez nas postać jest częścią programu Spartan-IV (przez co nie możemy sterować rasą Elite), która jest w trakcie treningu. Może i brzmi naciąganie, ale zawsze jest to jakiś powód. Mapy do rozgrywek są zrobione bardzo dobrze, są zróżnicowane i ciekawe. Mógłbym narzekać na nieco za dużą ilość pojazdów, ale jest to problem jednej lub dwóch map. Cieszy pełna integracja z Halo: Waypoint, które pozwala nam szczegółowo wgłębić się w karierę naszego Spartanina. Warto wspomnieć o tym, że tryb wieloosobowy trzeba zainstalować z osobnej płyty – instalacja podstawowego pakietu to 4,5 GB, całość waży 8GB.

„The Reclaimer Saga begins”
Podsumowując, 343 Industries zdało sprawdzian o nazwie Halo 4 wzorowo. Świetny single player i niesamowity multiplayer łączą się w niemalże perfekcyjnego FPSa. Nowy deweloper sprawił, że Halo odzyskało swoją duszę i dawną formę, straconą gdzieś przy okazji spinoffu trzeciej części. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że Halo 4 to najlepsza część serii. Nie jest może rewolucyjna jak jedynka, ale to kawał dobrego kodu, z którym każdy posiadacz Xboxa 360 powinien się zapoznać.

*Ze względu na wspomniane wcześniej spolszczenie gry w nawiasach są podane polskie nazwy.

Ocena ogólna

Halo 4

XBOX 360

Grafika
100%
Dźwięk
100%
Grywalność
100%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.