RetroAge Recenzja, GameBoy Advance Kunio-kun Nekketsu Collection 1
RecenzjaGameBoy Advance

Kunio-kun Nekketsu Collection 1

Loading

Gdy w 2004 roku, 7 lat po bankructwie Technos, prawa do marki Kunio-kun kupił Atlus, wszystkim fanom serii serca mocniej zabiły. Firma ta, na początek, zremasterowała kultowe Downtown Nekketsu Monogatari, dodając oprócz lepszej grafiki szereg usprawnień wydając ją na konsole Gameboy Advance. Po premierze tejże gry fani zaczęli zastanawiać się co dalej. Czy doczekają się odnowionych wersji innych klasyków na Famicoma, czy też zupełnie nowych gier? Nie wiem jak inni, ale ja odczułem lekki zawód, gdy kolejnym tytułem z serii Nekketsu okazała się składanka Kunio-kun Nekketsu Collection 1 zawierająca porty pierwszej i ostatniej sportowej gry z Kunio właśnie z pierwszej konsoli Nintendo, którą wypuszczono również na GBA. Jednak czy możliwość zagrania w Nekketsu Koukou Dodgeball Bu, czy Nekketsu! Street Basketball: Ganbare Dunk Heroes na platformie mobilnej jest taka zła?

Patrząc przez pryzmat samych gier jak najbardziej nie, gdyż oba tytuły są bardzo dobre i niezwykle grywalne nawet po latach. Nie będę się mocno rozpisywał o samych grach, bo Nekketsu Koukou Dodgeball Bu już recenzowałem na łamach Retro Age w wersji europejskiej pt. Super Dodge Ball. Wszystkich zainteresowanych odsyłam do tego tekstu. W wersji japońskiej sterujemy drużyną dodgeballową ze szkoły Nekketsu, która bierze udział w turnieju o mistrzostwo świata w zbijaka, rozgrywając mecze w różnych miejscach na świecie jak Chiny, Kenia czy ZSRR. Grę wyróżnia, ładna grafika, świetna muzyka, dobre sterowanie i duże pokłady grywalności. Cieszy fakt, że każda drużyna rywali prezentuję odmienną strategię, a także niezwykle widowiskowe rzuty specjalne, pozwalające niekiedy wyrzucić rywala za ekran. Nie zabrakło oczywiście trybu vs dla dwóch graczy, a nawet pojawił się tryb Bean Ball umożliwiający walkę każdy na każdego z udziałem nawet do czterech graczy!

Nekketsu! Street Basketball: Ganbare Dunk Heroes to z kolei ostatnia gra z Kunio na Famicoma. Widać to po niezwykle atrakcyjnej oprawie graficznej, wyciskającej ostatnio soki z leciwej już wtedy 8 – bitowej konsoli Nintendo. Kunio wygrywa w teleturnieju bilet do USA. Leci tam po kryjomu, przemycając swoich kolegów, by wraz z nimi rozegrać turniej ulicznej koszykówki z tamtejszymi zespołami. Jest to jednak koszykówka mocno absurdalna. Boisko ma aż 6 koszy po 3 zawieszone na jednym słupie, na różnych wysokościach dla każdej ze stron. Za rzucenie do najwyższego są 4 punkty a do niższych 3. W grze nie ma żadnych fauli, a wręcz jedyną opcją odbioru piłki jest bicie zawodników rywali. Każdy gracz ma do dyspozycji szereg mniej lub bardziej zabójczych ataków specjalnych. Dodatkowo na boiskach (świetnie zaprojektowanych swoją drogą) znajdują się przedmioty, których również można użyć do walki. Oprócz zwykłych rzutów każdy gracz ma swój rzut specjalny, będący mocniejszym i bardziej precyzyjnym od zwykłego. Nie zabrakło także wsadów. Po wygraniu meczu w trybie turnieju otrzymujemy przedmioty polepszające nasze statystyki. Również tutaj nie zabrakło trybu dla wielu graczy do 4 osób równocześnie. W grze należy wyróżnić także świetną muzyką znakomitego Kazuo Sawy, który jest z serią od początku. Sama gra zasługuje na osobny artykuł i może kiedyś takowy tutaj napiszę.

Jak prezentuję się samo wydanie? Cóż, twórcy nie za bardzo poradzili sobie z dostosowaniem proporcji ekranu Famicoma do Gameboya Advance. Widać wyraźnie, że ucięte zostały dwie linie pikseli, co niestety mocno szpeci obie gry. Szczególnie odczuć to można w koszykówce, gdzie postaciom brakuję ust. Dodatkowo menusy w obu grach sprawiają wrażenie, jakby lekko się trzęsły. Nie mam za to zastrzeżeń co do samej rozgrywki, która działa bardzo płynnie. Samo sterowanie również sprawuję się równie dobrze, jak przed laty. Menu wyboru gry jest dość proste. Strzałkami w lewo i prawo wybieramy interesujący nas tytuł, a następnie naciskamy A lub Start, by go odpalić. W trakcie rozgrywki pod przyciskiem R możemy uruchomić trzy dodatkowe opcje. Pierwsza wznawia grę, druga pozwala na powrót do menu wyboru tytułu, a trzecia umożliwia podpięcie dodatkowych konsol w celu rozgrywki wieloosobowej. Podobnie jak w oryginale, możemy w obu grach rywalizować do czterech graczy równocześnie, za co daję wielki plus składance. Niestety nie byłem w stanie przetestować tej opcji, ale wnioskuję, że skoro w innych pozycjach na GBA nie ma z tym problemów to i tutaj działa to dobrze. Cieszy także obszerna instrukcja, która szczegółowo objaśnia wszelkie elementy każdej z gier i do tego jest okraszona fajnymi grafikami.

Choć nie do końca spodziewałem się, że kolejną grą od Atlusa będzie składanka i byłem trochę zawiedziony, to jednak obcowanie z nią jest bardzo przyjemne. Choć z powodu wyświetlania obrazu muszę mocno obniżyć ocenę za grafikę i lekko za grywalność, skłamałbym, mówiąc, że źle się przy Kunio-kun Nekketsu Collection 1 bawiłem. Oba tytuły są naprawdę bardzo dobre i grając, z łezką w oku wspominałem czasy mojego pierwszego kontaktu z Kunio na Pegasusie. Możliwość pogrania w dowolnym miejscu w gry z mojej ulubionej serii to dla mnie wielka radość i mimo pewnych mankamentów jestem za to Atlusowi i Miracle Kidz wdzięczny.

Ocena ogólna

Kunio-kun Nekketsu Collection 1

GAME BOY ADVANCE

Grafika
60%
Dźwięk
100%
Grywalność
80%

Autor

Komentarze

  1. Prosty przepis na „sukces” – wrzucamy ładnie zapakowany emulator z ROM’ami na cartridge i sprzedajemy po raz kolejny to samo. Fani łykną jak pelikany… a wystarczyłoby się chociaż trochę postarać i dostosować grafikę do standardów GBA :/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.