RetroAge Recenzja, Nintendo, NES Nekketsu Kouha Kunio-Kun
RecenzjaNintendoNES

Nekketsu Kouha Kunio-Kun

Loading

Zapewne niemal wszyscy posiadacze Pegasusa kojarzą taką grę jak Goal 3, czyli piłkę nożną w brutalnej odsłonie. Była to bodajże najpopularniejsza gra firmy Technos, jaką można było spotkać na podróbach Famicoma. Jednak nie każdy wie, że to tylko jedna produkcja z całej serii gier o uczniu szkoły Nekketsu o imieniu Kunio Kun. Tytułów z tym bohaterem wyszło sporo i głównie skupiały się na brutalnej wersji znanych sportów jak zbijak, hokej, piłka nożna, lekkoatletyka czy koszykówka lub na chodzonych bijatykach. Dziś chciałem Wam przedstawić tytuł, który zapoczątkował ten bogaty cykl gier.

Nekketsu Kouha Kunio-kun to gra, która pierwotnie ukazała się na automaty w 1986 roku i cieszyła sporą popularnością. Nie dziwi więc fakt, że firma Technos postanowiła przenieść tytuł na konsolę stacjonarną, wybór padł na Famicoma.

Fabuła gry jest banalna i mocno oklepana. Otóż Hiroshi, kolega Kunio, zostaje porwany przez gang, w sumie to nie wiadomo z jakiego powodu. Nasz bohater w odwecie rusza w pościg za sprawcami.

Nekketsu Kouha Kunio-kun to beat’em up, gdzie sterując tytułowym bohaterem walczymy z tokijskimi gangami. Walki będziemy toczyć na stacji metra, parkingu, ulicy i w budynku. Każda lokacja podzielona jest na mniejsze poziomy. Ostatni z nich kończy się walką z bossem. Wśród wrogów natrafimy m.in. na gang motocyklowy, gang kobiecy, a nawet Yakuzę. Do tego część oponentów uzbrojona jest w kije, łańcuchy i pałki. Na tle innych szczególnie wyróżnia się gang motocyklowy, gdzie przeciwnicy próbują nas rozjechać swoimi jednośladami, oprócz tego sami możemy wsiąść na motocykl i strącać z niego rywali.

Najmocniejszą stroną gry jest bez wątpienia wachlarz ciosów. Kunio może potraktować wrogów pięścią, kopnięciem w tył i z wyskoku, a także staranować biegnąc. Po kilku uderzeniach przeciwnik zostaje oszołomiony, co otwiera kolejne opcje wykończenia go. Tak potraktowanego jegomościa można chwycić za fraki, przywalić z pięści, skopać lub przerzucić przez ramię. Da się także usiąść na powalonym oponencie i okładać go. Jak widać opcji jest sporo, zwłaszcza jak na tak starą grę. Niestety przyjemność z walki psuje fatalne sterowanie. Przyciski odpowiedzialne za uderzenia zależą od tego, w jaką stronę jesteśmy skierowani. Wystarczy odwrócić się w innym kierunku, by klawisz odpowiedzialny za kopniak służył do bicia pięścią, a do bicia pięścią za kopniak. Wiele razy dostawałem lanie tylko dlatego, że wcisnąłem zły przycisk. Niepotrzebnie komplikuje to grę, która i tak nie jest łatwa. Choć i tak jest lepiej niż w wersji na automaty, dalej nie ma opcji „continue”, ale tym razem mamy trzy życia, a nie jedno. Gra posiada także tryb multiplayer. Jednak co rozczarowuje, nie jest to tryb kooperacji. Każdy z dwóch graczy gra po kolei. Gdy pierwszy ukończy dany poziom, musi czekać, aż tę samą planszę skończy drugi gracz. Wadą tytułu jest także jego długość. Widziałem w internecie filmik, na którym gracz kończy grę w około 10 minut. Jak się okazało, po nabraniu wprawy nie jest to wcale trudne do wykonania. Jednak to co najbardziej doskwiera, to ostatni poziom. Walczymy w budynku, gdzie po oczyszczeniu z wrogów jednego pomieszczenia musimy wybrać jedne z kilku drzwi, by przejść dalej. Problem jednak w tym, że gra nie daje nawet najdrobniejszej wskazówki, które z nich są właściwe. Jeżeli zaś wybierzemy złe, zostaniemy jakoś cudownie przeteleportowani do poprzednich poziomów!!! Oznacza to, że musimy przejść je raz jeszcze, by dostać się do ostatniego!!!! Potraficie sobie wyobrazić moją frustrację, gdy po ciężkich bojach z ostatnim życiem i końcówką energii dotarłem do ostatniego etapu, po czym myląc drzwi zostałem cofnięty z powrotem o dwa poziomy?!! Owszem teraz jest internet, można sobie wszystko sprawdzić, ale w latach 90. nie miałem takiego luksusu. Tak naprawdę przejście dalej nie zależało od moich umiejętności, a od zwykłego szczęścia!!!!

Z racji tego, iż Famicom to ośmiobitowa konsola, gra prezentuje się o wiele gorzej niż ta na szesnastobitowych automatach. Animacje są bardzo słabe, a paleta kolorów jest mocno uboga. Modele postaci są po prostu brzydkie. Ich wygląd jest daleki od tego, jaki znamy z nowszych tytułów serii – gra ma już swoje lata i to widać. Odgłosy również wypadają kiepsko. Muzyka z kolei jest całkiem niezła, ale i tak prezentuje się gorzej niż w nowszych grach z Kunio.

Dla kogo tak naprawdę jest ta gra? Cóż, mogę ją polecić jedynie fanom Kunio. Miłośnicy tego typu gier znajdą o wiele więcej lepszych tytułów i tym bardziej nie mają co zaprzątać sobie głowy Nekketsu Kouha Kunio-kun.

Ocena ogólna

Nekketsu Kouha Kunio-Kun

NES/FAMICOM

Grafika
30%
Dźwięk
50%
Grywalność
30%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.