RetroAge Recenzja, PlayStation 4 Ryū ga Gotoku Ishin!
RecenzjaPlayStation 4

Ryū ga Gotoku Ishin!

Loading

Ryū ga Gotoku Ishin! To już kolejny spin-off serii znanej na zachodzie pod nazwą Yakuza. Podobnie jak poprzednik „Kenzan!”, osadzony jest w klimacie samurajów, lecz w tym przypadku u schyłku panowania rodu Tokugawa w Japonii. Zapraszam do moich wrażeń z gry na PlayStation 4.

Fabuła
Historia skupia się na autentycznej postaci Sakamoto Ryoma (oczywiście snuta historia jest fikcyjna) w latach sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku. Na oczach bohatera zamordowany zostaje jego ojciec i mentor, przez zamaskowanego wojownika, który opuszcza to miejsce tak szybko jak się tylko pojawił. Przez co dochodzi do nieporozumienia i za mordercę zostaje uznany syn denata. Młodemu samurajowi udaje się zbiec z miejsca zdarzenia i ukryć przed pościgiem. Żądny zemsty postanawia wytropić zabójcę, a jedyny ślad jaki posiada to styl walki wojownika i jego naramiennik, wskazujący na Shinsengumi, organizację policyjną utworzoną przez szogunat. Ryoma postanawia zinfiltrować jej struktury, by sobie to ułatwić zmienia tożsamość na Saito Hajime.

Fabularnie historia korzysta praktycznie z tych samych rozwiązań co poprzednik „Kenzan!”. Nie jest to bezczelna kalka bo zrealizowano scenariusz w kompletnie inny sposób. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że historia zarówno z „Kenzan!” jak i „Ishin” jest dość podobna. Warto podkreślić że obie gry chociaż to spin-off serii Yakuza, i obie osadzone są w klimatach samurajów, to nie ma pomiędzy nimi żadnego powiązania, poza bohaterami.

Rozgrywka
Seria Yakuza opiera się na przemieszczaniu się po w miarę otwartym świecie, praniu losowo atakujących nas gości i zbieraniu doświadczenia bojowego oraz kilka luźnych mini-gier ,z których możemy korzystać wedle uznania. Już na dzień dobry jest on bardziej rozbudowany niż jego poprzednik „Kenzan!”. Zacznijmy od esencji czyli walk.

System walk
Ryoma używa czterech stylów walki. Gołe pięści, katana, pistolet i tzw. „dziki taniec” czyli miecz z pistoletem. Gołe pięści to praktycznie najbardziej spektakularny styl walki. Możemy wrogów przerzucać, kopać, a także korzystać z pobliskiego wyposażenia. Bohater nie ma oporu by dźwignąć, dwukrotnie większy od niego stół i za jego pomocą miotać oponentów jak szmacianymi lalkami. Minusem jest oparcie obrony na unikach, ponieważ jesteśmy bezradni w stosunku do broni białej lub palnej. Katana, to styl używany przez większość gry i przeze mnie najczęściej rozwijany. Jego atutem jest przede wszystkim zadawanie dużych obrażeń, a mankamentem mała skuteczność w walce z watahą wrogów. Do tych sytuacji lepiej nadają się dwa kolejne style. Pistolet, który ma nieskończoną amunicję standardową, tyle że ona paradoksalnie zadaje niewielkie obrażenia. Potrafi jednak utrzymać grupę przeciwników na dystans, a to przydaje się w sytuacji gdy musimy bronić jakiegoś celu. Dodatkowo możemy się wyposażyć w amunicję specjalną, która jest limitowana, ta z kolei czyni nieco większe spustoszenie. Ostatni styl, ochrzczony mianem „dzikiego tańca” to w zasadzie najmniej stosowany przeze mnie sposób eksterminacji wrogów. Polega on na machaniu krótszym mieczem i wykorzystaniu broni palnej na przemian. Tytułowy taniec to możliwość wykonania przez Ryome obrotu o 360 stopni, z jednoczesnym machaniem mieczem i strzelaniem do wszystkiego co popadnie. Kompletnie nie znalazłem dla niego zastosowania, bo jest dość chaotyczny, mało skuteczny (niewielkie obrażenia) i na dodatek nie ma tu możliwości zablokowania ataku, więc defensywa opiera się na unikach tak jak w przypadku pięści. Jedyny plus to jego szybkość.

Skuteczne szarpanie się z przeciwnikami powoduje wzrost wskaźnika do wykonania tzw. „heat action”. Są to spektakularne wykończenia, które powodują olbrzymie obrażenia. Część z nich poprzedzona jest krótkim QTE. Tych wykończeń uczymy się w dużej mierze poprzez system rozwoju postaci w menu gry.

Każdy styl ma przypisany kolor i im częściej stosujemy daną technikę tym więcej dostajemy punktów doświadczenia do jej puli. Otrzymujemy wówczas „kuleczkę” w kolorze stylu. Nie mniej, czasem podnosi się nam również ogólny poziom postaci. Wówczas bonusowo dostajemy białą kulkę. Możemy ją wykorzystać w dowolnie wybranym przez nas stylu. Biała kulka gdy zostanie wykorzystana może zostać zastąpiona kulką koloru, wówczas biała wraca z powrotem do naszej dyspozycji. W ogólnym rozrachunku warto ogarniać system rozwoju bo przydaje się to bardzo i ułatwia nam prowadzenie walk, plus niektóre osiągi lekko podnoszą pasek życia.

Dodatkowo kilku standardowych ataków możemy się nauczyć odwiedzając lokalne dojo. Mimo że jest to sprawa całkowicie poboczna, to lepiej tam zaglądać, bo sporo rzeczy przydaje się w starciach fabularnych, które zwykle ograniczają się do walki z „bossami”. W tej kwestii „Ishin” jest zdecydowanie trudniejsze niż jego poprzednik.

Misje poboczne
Oprócz głównego wątku, mamy do zrealizowania liczne zadania poboczne, które towarzyszą nam ciągle, praktycznie do połowy rozdziałów fabularnych. Ich istnienie, sprawia że poważna narracja głównego wątku, zostaje nieco zluzowana. Chociaż część z nich jest dość charakterystyczna jak np. spacyfikowanie transseksualnych samurajów w dzielnicy biedoty, to jednak w większości opierają się na zawiązywaniu przyjaźni. Jak bardzo jesteśmy z kimś zaprzyjaźnieni zdradza specjalny wskaźnik, który rośnie wraz z realizacją jakiejś przysługi. Za jego wypełnienie otrzymamy zwykle jakiś rzadszy przedmiot plus kilkaset punktów dharmy (o tym za chwilę). Ten wskaźnik dotyczy nie tylko poznanych osób ale także wybranych handlarzy, a nawet i niektórych zwierząt. Jednak dobrze ogarnięta osoba, lub taka która korzysta z solucji, jest w stanie rozłożyć wszystkie zadania poboczne w połowie narracji fabularnej. Co sprawia że ostatnie rozdziały nie są już tak urozmaicone. Warto zwrócić uwagę, że w przeciwieństwie do „Kenzan!”, gdzie nie było oznaczenia celów w zadaniach pobocznych, w „Ishin” funkcjonują symbole wykrzyknika na mapie. Gdy wyczerpie się nam formuła wspomnianych zadań z pomocą przychodzą trzy dość spore mini-misje.

Inne życie
„Another live” to całkowite odetchnięcie od wyżynania tabunów wrogów. Historia opiera się na zadłużonej nastolatce o imieniu Haruka. Zadłużenie sięga 100 Ryo co jest dość olbrzymią kwotą. By ją spłacić Haruka musi zarobić odpowiednie pieniądze sprzedając warzywa przez system akwizycji (ma on osobny system liczenia wynagrodzenia i nawet jeżeli zdobędziecie 100 Ryo poza tym wątkiem to i tak nie pomoże to wam spłacić zadłużenia Haruki). Tu wkracza kwestia wykorzystania punkt dharmy, które dostajemy za zjednywanie sobie przyjaciół, rozwiązywanie zadań pobocznych lub realizowanie pewnych osiągnięć (np. pokonanie 100 km pieszo, odmówienie dziesięciu modlitw, itp.). W kapliczkach możemy je wydawać na powiększanie pola pod uprawę, lepszego nawożenia ziemi i kilku innych podobnych udogodnień. Są też premie na rozwój interpersonalny bohatera, szczególnie warto rozważyć możliwość rozwoju zwinności bohatera (dłuższy dystans biegu, krótszy czas na złapanie oddechu), bo bez tego nie poradzimy sobie z kilkoma zadaniami pobocznymi, które rzuca nam gra. Oprócz zabawy w rolnika, mamy również możliwość wcielenie się w kucharza. W zależności od dobranych składników, które zbieramy z pola, jesteśmy w stanie przyrządzić różne dania, które można sprzedać lub zostawić sobie gdyż mają moc regeneracji zdrowia. Przyrządzanie dań to nie tylko kompletowanie przepisów ale również zestaw mini-gier, których poziom trudności zależny jest od skomplikowania posiłku. Całość przypomina mi dość mocno serię Harvest Moon.

Wrócę jeszcze na chwilę do tematu akwizycji zdobytych dóbr, ponieważ ma on pewne absurdy. Zamówienia w tym systemie kreują się dość losowo. Raz potrzeba 10 główek kapusty, innym razem 5 marchewek. Zamówienia dzielą się na kategorie: warzywa, dania, ryby, itp. Mnie wystarczyło tylko ogarnięcie tych na warzywa. Kasa jaką otrzymuje się za skompletowane zamówienia potrafi być absurdalnie duża. Cztery marchewki sprzedane na mieście dadzą nam może z 200 mon (drobniejsza waluta, 1000 mon to 1 ryo), natomiast idąc tym przykładem cztery marchewki sprzedane przez zamówienie dadzą 6000 mon. To sprawia, że dzięki tej mini-grze szybko staniemy się finansowymi krezusami i praktycznie z realizacji innych pobocznych zadań w porównaniu do „another live” będziemy zbierać ochłapy.

Battle Dunegon
Battle dunegon to seria plansz, gdzie musimy wyżynać napotkanych wrogów oraz zmierzyć się z liderem planszy. Przeciwnicy są tu dużo trudniejsi niż w standardowej grze, a bossowie bardziej wymagający. Aby nieco ułatwić przeprawę wybieramy przed każdą misją karty wojowników, które mają określone właściwości, usprawniające nasze zdolności. Gdy wygrywamy, lojalność poszczególnej karty rośnie, gdy przegrywamy wojownik może uciec z naszej puli i ukryć się gdzieś na mieście. Trzeba go ponownie przekonywać by poświecił się dla dobra sprawy. Przechodzenie kolejnych etapów procentuje w odnajdywaniu rzadszych przedmiotów ale też otrzymywaniu coraz to trudniejszych wyzwań. Niestety, dałem sobie z tym spokój bo system kart wojowników jest dość rozbudowany, a moja znajomość japońskiego jest jaka jest, a niestety kluczowa jest tu umiejętność dobierania sobie konkretnych kart, do konkretnego zadania oraz sprawne ich używanie.

Wanted Man
Ostatni spory wątek poboczny to ścigani. W dzielnicy biedoty prezentowane są rysopisy osób, za których wyznaczona jest odpowiednia nagroda. Naszym zadaniem jest zwykle spacyfikowanie takiego delikwenta oraz jego kamratów. Czasem sprawa opiera się w całości na „chasing mission” czyli dorwaniu uciekającego kryminalisty. Kiedy już staniemy z takim w szranki to jest on z reguły tak wymagający jak część bossów, z głównej fabuły. Nie mniej, ze względu na wysokie wynagrodzenie (przez większość 1 Ryo), warto je podjąć celem szybkiego zarobku.

Inne aktywności
Nie samym naparzaniem Ryoma żyje. W mieście możemy natrafić na szereg aktywności urozmaicających wojownicze życie bohatera. Możemy zaglądać do knajp (a naprawdę warto ze względu na ich wystrój), wykonać tradycyjny taniec japoński z wachlarzem na lokalnej scenie, zaśpiewać w karaoke albo odwiedzić gejsze. Ta ostatnia została totalnie uproszczona w porównaniu do poprzednika. Nie ma już systemu serc, symbolizującego satysfakcję z naszego towarzystwa, nie ma dobierania odpowiednich trunków i dań. W „Ishin” są trzy następujące po sobie mini-gry, które musimy rozegrać by zdobyć trofeum z gry i tylko tyle pożytku z tej gejszy mamy (nie licząc wizualnych korzyści w postaci dość obszernego dekoltu). Na koniec warto wspomnieć o szulerniach. Gdzie można pograć w liczne gry jak Koi-Koi, Mahjong czy może mniej egzotyczny Poker. Oczywiście tych gierek jest kilka rodzajów, ale nie ma sensu sypać stricte japońskimi nazwami, tym bardziej że chyba za najbardziej kuriozalny wydaje się być wyścig kogutów, gdzie możemy obstawiać gonitwy i liczyć na wygraną.

Playstation Vita app
Specjalnie do tej gry wydano aplikację do Playstation Vita, która może skomunikować się z naszym stacjonarnym sprzętem. Możemy na niej zagrać w dwie duże mini-gry ze stacjonarnej wersji (Battle Dunegon oraz Another Live) oraz kilka gier z szulerni w uproszczonej formie.

Grafika
Na wszystkie posągi Buddy razem wzięte! Wiem że wersja na Playsation 4 musi jakoś odpowiadać standardowi 1080p ale wygląd tej gry jest naprawdę prześliczny. Jestem pod olbrzymim wrażeniem jeżeli chodzi o ilość detali, które widać na każdym kroku, pomieszczenia, różne fasady ścian, szczegółowe i piękne jedwabne kimona bohaterów, i ich twarze. Jest nawet taki detal jak automatyczne sandały bohatera, kiedy stąpa po drewnianej zabudowie głównej kwatery Shinsengumi klapki w magiczny sposób znikają i pojawiają się dopiero gdy bohater dotknie ziemi. Miotani przeciwnicy chlapią krwią po podłożu i okolicznych ścianach, a animacje to po prostu mistrzostwo gry cieni i światła.

Dźwięk
Kolejny majstersztyk. Praktycznie w pełni zdubbingowany wątek fabularny. Rewelacyjna ścieżka dźwiękowa budująca klimat, fantastycznie skomponowana i wkomponowana w narrację głównego wątku. Jestem tym składnikiem bardzo zachwycony, bo tylko utwierdzał mnie w przekonaniu że biorę udział w czymś epickim.

Grywalność

Tutaj może lepiej będzie poszukać coś co może drażnić potencjalnego gracza. Pierwsze co przychodzi mi na myśl to ilość walk losowych. Bywa tak że na krótkiej ulicy zostaniemy trzykrotnie zaczepieni przez bandy oprychów. Dzięki różnorodności stylu sam oklep może nie być nudny, ale chyba każdy będzie miał czasem dość, bo nie może przejść z jednego nawet krótkiego odcinka na drugi bez wdawania się w szarpaninę. Tylko czasami gra daje nam możliwość wyboru, gdy na przykład grupa bandziorów idzie sobie spokojnie i nie reaguje na nas dopóki my nie popchniemy któregoś z nich, lub gdy jakiś biedny cywil zostaje przez nich przyszpilony do ściany i okoliczni gapie próbują nas zachęcić do interwencji. To nawet fajnie wygląda bo stoimy sobie na głównej drodze, a tu podbiega do nas Japonka i nerwowo wskazuje palcem na miejsce łamania prawa. Inne mankamenty? Nie odnotowano.

Słowo wieńczące
Jedno jest pewne, „Ryū ga Gotoku Ishin!” miażdży „Kenzan!” w praktycznie wszystkich aspektach. Porównując do poprzednika, brakowało mi bardziej intrygującej i wciągającej fabuły. Ona wciąż jest na dobrym poziomie, ale patos wyrolowanego samuraja z „Kenzan!” bardziej przypadł mi do gustu. Kolejna sprawa to w zasadzie brak, spektakularnego tła, który towarzyszył pojedynkom z bossami z poprzedniej części. Jasne, jest tu też kilka akcji wartych wyróżnienia jak np. infiltrowanie zamku szoguna Tokugawa. Nie mniej, poprzednia część lepiej to uchwyciła.
„Ryū ga Gotoku Ishin!” To przede wszystkim lekcja japońskiej historii, trochę zmodyfikowanej na potrzeby gry, ale osobiście poszukiwałem odpowiedzi na kilkadziesiąt padających w grze terminów z tamtego okresu. Świetne i satysfakcjonujące mnie dzieło, po jego skończeniu zrobiło mi się aż żal, że muszę opuścić kres epoki Edo.

Jak bardzo gra jest przyjazna do zaimportowania? Cóż, dzięki Internetowi i grupie zapalonych amatorów tłumaczy, mamy tą grę praktycznie rozłożoną na łopatki w języku angielskim. Na PS4 działanie przycisków zmienia się na układ japoński (koło akceptowanie, krzyżyk do anulowania, wersji na PS3 towarzyszy przekłamanie i mimo że gra każe nam wcisnąć kółko musimy użyć krzyżyka).

Można oczywiście optymistycznie zakładać że „Ishin!” dotrze na zachód, ale na chwilę obecną nic na to nie wskazuje. Jeżeli już będziecie się decydować to pozostaje dylemat wersji, PS3 czy PS4? Ta pierwsza będzie relatywnie tańsza, a jeżeli macie zapis innej gry z serii (chociaż istotne jest pewnie japońskie wydanie) to dostaniecie unikalny przedmiot uzdrawiający na wstępie. Przewaga wersji PS4 to podkręcenie graficzne oraz lepiej zdynamizowane walki. Wybrałem tą drugą i wcale nie żałuję.

Ocena ogólna

Ryū ga Gotoku Ishin!

PlayStation 4

Grafika
100%
Dźwięk
100%
Grywalność
90%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.