RetroAge Recenzja, 3DS The Legend of Zelda: A Link Between Worlds
Recenzja3DS

The Legend of Zelda: A Link Between Worlds

Loading

The Legend of Zelda: A Link Between Worlds jest jedną z lepszych gier na Nintendo 3DS, a także pierwszym pełnoprawnym tytułem z przygodami Link’a stworzonym specjalnie na ten przenośny system Nintendo. Jaka jest więc ta przygoda i o co chodzi z tymi światami, pomiędzy którymi przemieszcza się Link? O tym przeczytacie w poniższej recenzji.

Seria The Legend of Zelda na konsoli przenośnej to dla mnie nowość. Wstyd się przyznać, ale ciągle odkładam dłuższe i fabularne tytuły na później, na rzecz prostszych gier niewymagających poświęcenia im jednorazowo większej ilości czasu. Jak się okazuje niepotrzebnie. Co prawda ograłem wcześniej The Legend of Zelda: Ocarina of Time 3D, ale to tytuł z konsoli stacjonarnej Nintendo 64, który już wcześniej znałem. Link Between Worlds to pozycja skrojona typowo na handhelda i dzięki temu grało mi się w nią przyjemnie, Dungeony są tak zaprojektowane abyśmy nie siedzieli w nich godzinami, rozgrywka jest dynamiczna, a system szybkiego przemieszczania się między lokacjami dodatkowo usprawnia przenośną rozgrywkę.

The Legend of Zelda: A Link Between Worlds jest bardzo powiązana z The Legend of Zelda: A Link to the Past z 1991 roku, gdyż nowe misje i zadania osadzono na tej samej mapie i w tym samym świecie. Głównym bohaterem jest oczywiście Link i w wielkim skrócie jak to zwykle bywa musi uratować księżniczkę Zeldę. Zarys fabularny i jego smaczki rozwijają się w trakcie rozgrywki, poznajemy też ten drugi świat – ogarnięte chaosem Lorule i drugą księżniczkę (…). Zdradzać szczegółów nie zamierzam, jak to w tytułach z serii The Legend of Zelda cała przyjemność rozgrywki płynie z dungeon’ów, pomysłów na wykorzystanie odpowiednich broni i przedmiotów oraz śledzenie rozwijającej się fabuły i levelowanie bohatera poprzez zbieranie serduszek. Głównym złym tym razem jest Yuga, który zamienia w malowane portrety ważne osobistości, a następnie je porywa. Sam również ma zdolności transformacji w malowidło na ścianie i ucieczkę lub atak z tej formy. Naszym celem jest uratowanie porwanych postaci, uratowanie świata/światów i pokonanie Yugi.

W tej przygodzie twórcy gry trochę inaczej podeszli do sprawy ekwipunku. Tym razem nie znajdujemy go w jaskiniach, a możemy kupić w sklepiku za walutę Rupees. Początkowo nie stać nas na wiele, więc możemy wykupić jeden rodzaj broni, ale z czasem gdy nasza sakiewka zrobi się cięższa będziemy mogli pozwolić sobie na wszystko co oferuje sklep. Zasada jest jednak taka, że po śmierci cała zawartość wraca do sprzedawcy i trzeba ją od nowa wykupić. Ja sam podczas prawie trzydziestogodzinnej rozgrywki zginąłem może dwa-trzy razy – także nie jest to problemem. Przedmioty, nawet jeśli wykupimy wszystkie gdzieś na początku przygody, to i tak nie są nam potrzebne w danej lokacji. W dungeonach znajduje się dużo Rupee. Czasami otwierając skrzynię spodziewałem się wartościowego skarbu, a tu jak zwykle waluta hyruliańska. W późniejszym etapie rozgrywki dopiero za pokonanie konkretnego bosa zdobywamy jakieś przydatne artefakty. Inne podejście do ekwipunku i umożliwienie graczowi zakup wszystkich narzędzi i broni już na początku przygody sprawiło, że otwierając skrzynię, w której były tylko drogocenne kryształy odczuwałem zawód ze zdobyczy.

Drugim głównym czynnikiem wpływającym na rozgrywkę jest pasek energii, który ogranicza częste używanie przedmiotów i musi się odnowić, jeśli całkowicie się wyczerpie. Ten sam wskaźnik odpowiada także za czas pozostania w trybie 2D – co jest nowością. Link może wejść w ścianę jako malowidło i w tej postaci ma kilka chwil, aby przedostać się w nieosiągalne normalnie miejsce. Gdy energii w pasku zabraknie, „Płaski namalowany Link” zostanie wyrzucony ze ściany i zmieni się w swoją normalną formę. Pasek oczywiście wraz z rozwojem wydarzeń zostaje wydłużony, co pozwala nam na więcej używania broni i pozostawania „w ścianie”.

Gra jest dynamiczna, Link zwinnie porusza się po świecie, jest fajnie animowany, wymachuje mieczykiem i innym zdobytym orężem. Dynamika postaci od razu pozytywnie wpływa na odbiór rozgrywki, żwawiej, szybciej… jest tempo i jest akcja. Gra jest szybka, przez co nie nudzi, świat jest urozmaicony, dzięki czemu zaciekawia. Lokacje to typowe lasy, pustynie, tereny górskie oraz morskie. Takie są też dungeony odpowiednio w stylistyce terenu, w którym aktualnie się znajdujemy z zagadkami i puzzlami do nich przystosowanych.

A co chodzi z tymi dwoma światami? Drugim, do którego Link przenosi się z Hyrule jest Lorule – ciemniejsza, owładnięta chaosem i bardziej mroczna alternatywa świata. Lorule podzielone jest na mniejsze sektory, do których możemy wejść z odpowiedniego miejsca w Hyrule. Cała zabawa polega też na eksploracji i znalezieniu odpowiedniego wejścia, czasami trudno dostępnego, do którego trzeba się jakoś dostać. Często dostęp do celu jest przyblokowany jakimś głazem, płotkiem i w normalnym trybie Link nie może się przecisnąć, ale już „wchodząc na ścianę” możemy ruszyć dalej pokonując szczelinę.

Jak w każdej Zeldzie (grze), tak również i w tej znajdziemy przeróżne mini gierki/zadania – za których wygranie możemy zgarnąć coś przydatnego. Na rancho będziemy uciekać w ogrodzeniu przed nadlatującymi kurami, gdzieś w okolicach gór znajdziemy biegaczy, którzy nakażą nam w odpowiednim czasie przebiec na drugi koniec Hyrule. W Lorule znajdziemy nawet boisko baseball.. a takich atrakcji jest o wiele więcej.

The Legend of Zelda: A Link Between Worlds oferuje też coś dla zbieraczy – 100 zagubionych Maiamai, które trzeba odnaleźć i sprowadzić do ich matki. Maiamai to coś na wzór muszli z „żywą zawartością” (ślimaki?). Poprzyklejane są do ścian, zakopane w piachu, umieszczone pod wodą… na szczęście gdy jesteśmy w pobliżu piszczą dając nam do zrozumienia, że jesteśmy blisko. Później musimy je zlokalizować i wydobyć odpowiednim narzędziem lub użyć mocy transformacji w „malowanego Linka”.

Oprawa graficzna prezentuje się zacnie, modele postaci wykonane są w trzech wymiarach i widzimy je z góry pod lekkim kątem. Jeśli Link przejdzie w 2D kamera ukazuje go wtedy na płasko, na ściankach jak w platformówkach 2D. Cały świat wykreowany jest jak na gry z serii przystało z masą detali, zdobień na budynkach i strojach, z ogromnym przywiązaniem do szczegółów. Jest nad czym się zachwycać i co podziwiać.

Sporym ułatwieniem jest mała wiedźma – Irene, która pomaga nam transportując Linka na zawołanie dzwoneczkiem. Jest to podobne rozwiązanie jak w Ocarina of Time – gdzie za pomocą instrumentu szybciej przenosiliśmy się do danej lokacji. W tym przypadku Irene wysyła swoją latającą miotłę, a my na dolnym ekranie wskazujemy miejsce docelowe na mapie. Miejsca transportu to także stany zapisu gry, które często znajdują się przed ważnymi lokacjami/lochami.

Skoro jest mała wiedźma, to i musi być wiedźma z prawdziwego zdarzenia. W swojej chatce sporządza mikstury, które wzmacniają wytrzymałość głównego bohatera i odnawiają straconą energię. Aby takie mikstury dostać, najlepiej zebrać odpowiednią ilość potrzebnych składników, które znajdują się w przygnębiającym świecie Lorule.

Tytuł jest stworzony z myślą o konsoli przenośnej z dwoma ekranami – dzięki czemu operowanie całym inwentarzem jest intuicyjne i łatwe do opanowania. Pod wybrane przyciski możemy dowolnie podkładać daną broń lub butelkę z miksturą. Na dolnym ekranie wyświetlana jest także mapka, na której można oznaczać różne interesujące nas punkty przypinkami – aby np. później wrócić w oznaczone miejsce. Górny ekran natomiast wyświetla obraz gry.

Efekt 3D: Niestety należę do osób niewidzących tego efektu na konsoli Nintendo 3DS, w związku z tym nie mogę wypowiedzieć się na ten temat. Jednak daje się zauważyć, że większość lokacji wykonana jest tak, aby potęgować uczucie głębi… szczególnie w dungeonach, które nierzadko rozbudowane są w pionie. Link na różnych platformach przemieszcza się na wyższe piętra, lub jest po prostu podrzucany.

Podsumowując śmiało mogę polecić ten tytuł, bo jak każda The Legend of Zelda i ta nie zawodzi. Pomysły na dungeony i świątynie są fajnie zrealizowane, cały świat, a nawet dwa również ciekawie zaprojektowano. Ogólny pomysł na dwa światy, przemieszczanie się między nimi oraz możliwość przechodzenia w 2D gdy Link na płasko przykleja się do ścian i odkrywa ukryte przejścia i miejscówki – to również ciekawa koncepcja. Zadowolony byłem też z walk z bosami, byli zróżnicowani i sprawienie im łomotu to była czysta przyjemność. Naprawdę podobała mi się ta przygoda Linka i szczerze polecam The Legend of Zelda: A Link Between Worlds.
* Z ciekawostek pozwolę sobie wspomnieć o tym, że gra ma dwie okładki. Zależnie od własnych upodobań i gustu wystarczy na drugą stronę przełożyć kartkę z grafiką.
**Tytuł ten można nabyć też w dużo niższej cenie kupując grę z serii Nintendo Select (kilka wybranych tytułów, w które warto zagrać na Nintendo 3DS). Cena tego wydania jest bardzo atrakcyjna, a jedyną różnicą jest okładka z czerwoną ramką na froncie pudełka. Bardzo dobra gra w przystępnej cenie – nie można z tego nie skorzystać!

Ocena ogólna

The Legend of Zelda: A Link Between Worlds

3DS

Grafika
90%
Dźwięk
80%
Grywalność
100%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.