RetroAge Recenzja, Dreamcast Time Stalkers
RecenzjaDreamcast

Time Stalkers

Loading

Konsole Segi już od wielu lat są określane jako „salon arcade w twoim domu”, niebiescy ciężko pracowali aby wypalić to stwierdzenie w świadomości graczy i w znacznym stopniu im się to udało. Niestety oznacza to że wiele gatunków było traktowane po macoszemu, jednym z nich były wszelkiej maści gry RPG. Efektem tego jest mniejsza ilość gier tego typu oraz to że musimy zapłacić więcej za gorsze. Przedstawiam wam zatem najtańszego jRPG na Dreamcasta – przed wami recenzja Time Stalkers.

Za grę odpowiedzialne jest Climax Entertiment – twórcy takich gier jak Shining Force czy Landstalker, pozycje znane i szanowane, jako ciekawostkę podam że jedną z grywalnych postaci jest właśnie Nigel z tej ostatniej. Z drugiej strony są oni twórcami także innych gier, niekoniecznie najwyższych lotów jak choćby Blue Stinger, jednak przejdźmy może do samej recenzji.

Sword – powszechnie nielubiany poszukiwacz przygód w czasie przeczesywania wieży zegarowej odnajduje dziwną księgę która przenosi go do innego wymiaru złożonego z fragmentów innych światów. Zostaje on okrzyknięty bohaterem który ma ocalić to miniaturowe uniwersum i pomimo awersji do robienia czegokolwiek dla innych zmuszony do przyjęcia tego obowiązku.

Wraz z naszymi postępami przybywa fragmentów innych światów a wraz z nimi ich mieszkańcy, nowe wyzwania oraz kolejni bohaterowie. Pomimo dobrego pomysłu z konstrukcją świata cała reszta historii jest mocno sztampowa i dość chaotyczna, ciężko zorientować się co się dzieje i pomimo że jest to prawdopodobnie celowe działanie to efekt jest raczej rozczarowujący niż intrygujący.

Ogólnie jednak do sprawy podchodząc nie jest tak źle, między innymi dlatego że grze rumieńców dodają mocno zakręcone dialogi, dotyczy to nie tylko głównego wątku ale także rozmów z przypadkowymi NPCami. Normalnych ludzi jest około polowa, reszta to, delikatnie mówiąc indywidualiści, podobnie zresztą bohaterowie, których ostatecznie zbieramy sześciu.

Rozgrywka kręci się wokół myszkowania w generowanych losowo podziemiach w poszukiwaniu łupów i przeciwników do pokonania, podzielone są one na piętra a zwiedzamy je samotnie bądź w towarzystwie do dwóch potworów, zaraz… potworów? Ano tak – do każdego podziemia może wejść tylko jeden wybrany przez nas wcześniej bohater, jednak ma on przy sobie 10 kapsuł w których przechowuje złapane wcześniej potwory, w danej chwili towarzyszyć mogą mu najwyżej dwa z nich. Kolejnym zaskoczeniem jest to że nieważne jak napakowaliśmy naszego bohatera w poprzednim podziemiu to w następnym zawsze zaczynamy jako słabiak na pierwszym poziomie. Dodatkowo nie możemy wnieść ze sobą więcej niż czterech przedmiotów, czyli nasze możliwości są początkowo dość ograniczone a my musimy zdać się na szczęście w poszukiwaniu potrzebnych nam do przeżycia itemów. W trakcie podróży widzimy cztery paski: życia, many, sił oraz głodu. O ile dwóch pierwszych raczej nie muszę tłumaczyć to dwa pozostałe zasługują na kilka słów – gdy wędrujemy i przeszukujemy poziomy w celu znalezienia cennych przedmiotów lub pułapek robimy się coraz bardziej głodni, gdy pasek spadnie do zera zaczynamy stopniowo tracić punkty życia do czasu aż coś zjemy. Pasek sił natomiast wykorzystywany jest do wykonywania zwykłych ataków, gdy spadnie zbyt nisko nie możemy wykonywać niektórych skuteczniejszych ciosów a te podstawowe zadają mniejsze obrażenia i mają mniejsze prawdopodobieństwo trafienia. Siły odnawiamy stopniowo w trakcie walki jeśli nie wymachujemy bronią bądź korzystając z magii i itemów oraz systematycznie poza nią. Gdy dojdziemy do portalu na następne piętro możemy sprawdzić czy nasze statystyki są już wystarczająco wysokie żeby skutecznie wykorzystywać niektóre przedmioty, przydzielić kilka punktów do wybranych statystyk, zmienić skład naszej drużyny oraz zapisać grę po czym wyjść z gry. To ostatnie rozwiązanie jest przydatne jeśli musimy nagle gdzieś wyskoczyć a nie chcemy zostawić włączonej konsoli, nie można jednak wykorzystać go jako kolejnego ułatwienia, ponieważ zapis jest automatycznie usuwany jeśli zdecydujemy się go wczytać.

Walki rozpoczynamy na dwa sposoby, gdy przeciwnicy widoczni na mapie zaatakują nas, lub gdy my zaatakujemy ich. Warto przy tym zauważyć że wiele z nich nie jest do nas agresywnie usposobiona i jeśli zostawimy ich w spokoju to pójdą sobie dalej.

Skoro już jesteśmy przy walce – toczy się ona w turach a pole bitwy przedstawione jest jako kwadraty – jedna postać zajmuje jeden sektor, jednak nie możemy się po nim swobodnie przemieszczać. Każda drużyna dostaje swój własny kwadrat i nie może wejść na pole przydzielone innym drużynom. Wiąże się z tym kolejna ciekawostka, mianowicie nie atakujemy konkretnego przeciwnika lecz dany kwadrat, dlatego też jeśli wróg przejdzie w inne miejsce zanim wykonamy swój ruch – stracimy turę.

Warto także zwrócić uwagę że nie jesteśmy ograniczeni do walczenia przeciwko tylko jednej drużynie. Czasami jeśli obok przeciwnika z którym zaczęliśmy starcie znajdują się agresywne potwory, dołączą one do walki. W takim wypadku są ustawiane z tyłu lub z boku naszej grupy mając łatwy dostęp do słabszych jej członków.

W trakcie starć sterujemy nie tylko bohaterem ale także maksymalnie dwoma potworami które wcześniej wybraliśmy, nie ma to jednak zbyt wielkiego wpływu na walkę ponieważ są one w znacznym stopniu ograniczone względem naszego herosa. Co prawda niektóre z nich mogą się przemieszczać lub używać magii, jednak nie mogą używać przedmiotów, a zazwyczaj zadają mniejsze obrażenia i giną dużo częściej.

Po zakończeniu walki dostajemy punkty doświadczenia których ilość różni się w zależności od liczebności drużyny naszej i przeciwnika oraz poziomów doświadczenia i ruszamy dalej.

Ogólnie rzecz biorąc cała gra jest bardzo prosta i paradoksalnie mocno irytująca na początku każdego podziemia. Co prawda bohater jest bezpieczny bo zazwyczaj otrzymuje najwyżej kilka punktów obrażeń, jednak jeśli mamy pecha możemy utracić obydwa potwory już w pierwszej walce. Przeciwnicy giną po jednym, dwóch ciosach, jednak to samo dotyczy naszych pupili, a im później wprowadzamy kogoś na pierwszym poziomie doświadczenia tym trudniej utrzymać go przy życiu.

Time Stalkers podobnie jak każdy jRPG nie mógłby zawierać wyłącznie podziemi. Do dyspozycji mamy także stopniowo powiększające się miasto, gdzie znajdziemy swój dom, farmę w której przetrzymujemy potwory, kościół gdzie je wskrzeszamy (za dość wysoką opłatą) i kilka sklepów. Na pierwszy rzut oka nic szczególnego, ale kolejne lokacje są złożone z tak odmiennych fragmentów że kilka razy poskrobałem się ze zdziwienia po głowie. Samych atrakcji tez jest więcej niż początkowo się wydaje – możemy wykonywać zlecenia w podziemiach które już raz ukończyliśmy, w sklepach znajdziemy sporo przydatnych lub dziwacznych przedmiotów. Jeśli wam mało pozostaje wam rozbudowanie własnego domu i farmy, poszukiwanie unikalnych przedmiotów bądź ulepszanie swojego ekwipunku u kowala, czy wykupienie sobie minigierek na VMU. Szkoda tylko że te są straszliwie nudne.

Ogólnie rzecz biorąc wyraźnie widać że gra została skonstruowana tak żebyśmy mogli się pobawić także poza głównym wątkiem, szczerze mówiąc trochę się nie chce, ale ratuje to choć trochę twarz twórców po tym jak ukończymy podstawową grę dużo w mniej niż 10 godzin… Zgadza się, Time Stalkers jest tak śmiesznie krótka!

Może już dość znęcania się nad rozgrywką, przejdźmy do grafiki, niestety tutaj też nie obyło się bez zgrzytów. O ile samo miasto jest dość różnorodne i pomimo prostoty ładnie wykonane (jeśli nie wykonamy przybliżenia) to podziemia są nudne i monotonne. Ciężko oczekiwać czegoś wspaniałego po etapach składanych losowo z gotowych elementów, jednak gdy patrzyłem na niektóre z nich to naprawdę się odechciewało w to grać. Podobnie sprawa ma się z modelami postaci, choć najważniejsze są dobrze wykonane a postacie poboczne też nie zostawiają wiele do życzenia i ich portrety są ciekawe to potwory wykonane są topornie a ich różnorodność powala w negatywnym znaczeniu tego słowa. W sumie mamy jakieś 10 różnych stworów które później są klonowane w nieskończoność z zmienionymi drobnymi detalami, bądź tylko w innym kolorze i z inną nazwą. Kolejnym słabym punktem jest uboga i sztuczna animacja nie tylko potworów ale też samych bohaterów, nie będę tego opisywał bo starałem się nie zwracać na to uwagi. Dużo bardziej irytowały natomiast problemy z przemieszczaniem się, zwłaszcza podczas gdy przez środek pola walki przebiegał kawałek ściany – kończyło się to na tym że najpierw każda postać biegała chwilę w miejscu po czym teleportowała się w celu ataku, proces powtarzał się także w drodze powrotnej – w ten sposób walka która powinna trwać 2 minuty trwała prawie 10.

Teraz kolej napisać coś o dźwiękach, ale dziwnym trafem nie jestem w stanie – po prostu ich nie pamiętam. Muzyka i dźwięki otoczenia są ale tak przeciętne że w ogóle nie zwraca się na nie uwagi a ich największa zaletą jest to że nie irytują… Szczerze mówiąc jest to jedyny fragment tej gry który nie irytował mnie nawet przez chwilę – to już jest coś.

Podsumowując Time Stalkers na Segę Dreamcast nie bez powodu jest najtańszym dostępnym na nią jRPGiem. Pomimo kilku dobrych pomysłów wyraźnie widać że całość nie została do końca przemyślana, zabrakło czasu na poprawienie licznych małych ale irytujących błędów a twórcom nie wystarczyło wyobraźni aby opowiedzieć ciekawą historię. Naprawdę szkoda bo gra miała pewien potencjał, może nie żeby być hitem ale żeby stać się dobrym tytułem a tak po spotkaniu pozostaje rozczarowanie i niesmak. Nie polecam, ale jeśli macie ochotę zobaczyć jakiegoś RPG na Dreamcaście, możecie zaryzykować, przez jakieś dwie godziny było całkiem fajnie.

Ocena ogólna

Time Stalkers

DREAMCAST

Grafika
60%
Dźwięk
60%
Grywalność
50%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.