RetroAge Recenzja, GameCube True Crime: New York City
RecenzjaGameCube

True Crime: New York City

Loading

Na konsole GameCube nie pojawiło się niestety żadne GTA, ale wśród gier które próbują je naśladować warto zwrócić uwagę na jeden wyróżniający się tytuł. True Crime: New York City bo o nim mowa, mimo że czerpie garściami z utartych schematów to jednak oferuje odmienne podejście do tematu. Dzięki tej pozycji gracz wcieli się w policjanta, ale sam decyduje o tym czy chce być dobrym czy też złym gliną. Przed wami recenzja tej gry…

True Crime: New York City (druga część serii) jest grą, która bazuje na tym samym motywie co GTA – duże otwarte miasto. Różnicą jednak jest to, że w opisywanej produkcji nasz bohater jest policjantem, który pod przykrywką chce przeprowadzić swoje śledztwo! Czarnoskóry Marcus Reed nie jest prawym gościem, już na początku gry widzimy jak cały zakrwawiony wchodzi do budynku, wkłada sobie zatyczki do uszu, aby po chwili wyjąć dwa Uzi i rozprawić się z gangsterami. Tak wygląda wstęp do gry, rozwalić kilku typów, po czym jakiś znajomy detektyw, jedyny świadek tego zamieszania i zarazem znajomy ojca Markusa postanawia zatuszować cały bałagan który narobiliśmy… tu zaczyna się nasza przygoda.

Po pięciu latach od tamtych wydarzeń, Marcus postanawia zostać detektywem. W mundurze na komisariacie nie robi żadnego wrażenia, no chyba tylko jeden ze starszych stopniem nabija się z niego, że to maskarada i gangster udaje policjanta. W tym momencie przechodzimy do tutoriala, uczącego nas różnych ruchów, ciosów, sterowania pojazdami itd. wszystko wygląda jak egzamin na detektywa. Jeśli go zaliczymy, możemy wyjechać na miasto.

Nowy York (dokładniej wyspa Manhattan) bo tam cała akcja się dzieje jest DUŻY – specjalnie na potrzeby tej recenzji postanowiłem przejechać odcinek drogi z dwóch najdalej od siebie położonych punktów w mieście. Zaczynałem najszybszym i do tego policyjnym samochodem, a zajęło mi to ponad 15 minut. zmieniając cztery razy pojazd. Wystartowałem sportowym wozem przerobionym na radiowóz. Jadąc na sygnale, inni uczestnicy ruchu zjeżdżają nam z drogi, ale nie zawsze, a wielokrotne zderzenia niszczą nasze auto doprowadzając je do eksplozji (dlatego musiałem zmienić furę). Aby nie trwało to długo, na prostych odcinkach używałem turbo doładowania. Do wyznaczonego punktu dojechałem, łamiąc wszystkie przepisy i grzejąc ile fabryka dała. Jeśli ktoś chciałby zrobić sobie wycieczkę, jadąc zgodnie z przepisami, zatrzymując się na każdych światłach, pewnie ten odcinek pokonałby w godzinę. Z własnej ciekawości chciałem zobaczyć ile trwa taka podróż, bo podczas gry najlepiej używać skrótów jakimi są taksówki i metro. Wchodzimy do jednego z wymienionych środków komunikacji, po czym pojawia się mapka i wybieramy miejsce, w którym mamy wysiąść – jest to bardzo przydatne i oszczędza czas w przemieszczaniu się między kolejnymi misjami. Jeśli wspomniałem już o mieście to coś mnie natchnęło aby sprawdzić jak ma się odwzorowanie terenu do rzeczywistości. Wspomagając się Google Maps zwiedziłem kilka ciekawych punktów: Madison Square Garden, Empire State Building czy też teren, na którym dawniej znajdowały się dwie wieże Word Trade Center. Nie wszędzie można wejść, ale jeśli chodzi o topografię, to wszystko znajduje się na swoim miejscu. Każda ulica po której się poruszamy jest podpisana i oznaczona, a znalezienie jej na prawdziwej mapie nie stanowi problemu. Jeszcze tak dla zainteresowanych powiem, że okolice WTC ogrodzone są płotem, jest to duży pusty teren, na którym stoją trzy ogromne dźwigi. Dzielnice różnią się od siebie architekturą: wieżowce, jakieś niskie budynki mieszkalne, hangary, porty, park… Pojazdów mamy również wiele i zależą one od obszaru w którym się znajdujemy. Mogą to być podniszczone wozy, tuningowane sportowe cudeńka, cysterny, autobusy i innego rodzaju samochody ciężarowe/dostawcze. Dla fanów dwuśladów mam wiadomość, iż takowe również znalazły się w tej grze.

Co jest naszym zadaniem?
Mamy kilka wątków, głównym i zarazem fabularnym jest zabawa w detektywa. Po pierwszym dojechaniu do wyznaczonego celu, dostaniemy kilka poważnych spraw, które należy doprowadzić do końca, a każda z nich zawiera kilka mniejszych, następujących kolejno po sobie zadań. Powiem tak – Fabularnie jest okej, scenki przed misjami, jak i po ich zakończeniu są bardzo dobre, prawie jak w filmie akcji na wysokim poziomie.

Kolejnymi wątkami pobocznymi są: nielegalne walki i wyścigi, wykonywanie zadań dla trzech informatorów oraz oczyszczenie miasta z przestępczości. Te różnego rodzaju odskocznie od fabuły, składają się na wynik końcowy gry – np. jeśli chcemy zdobyć 100% z całości, to każdy z czterech elementów musi być również zrobiony na 100%. Jeśli chodzi o walki i nielegalne rajdy po mieście to chyba opisywać tego nie trzeba. Drugim elementem są zadania na telefon, które wykonujemy dla informatorów: taksówkarza, naszego ojca w więzieniu i właścicielki domu publicznego. Ojciec Marcusa dba o swoje interesy, więc u niego wykonujemy czynności na zasadzie sprzątnij kogoś lub odbierz jakąś walizkę. Taksówkarz ma swoje problemy, np. z inną korporacją i tak musimy zdewastować trzy pojazdy konkurencji stojące na parkingu, albo jechać jego taksówką, bo on wie, że ktoś czyha na jego życie i lepiej, aby ten kurs zrobił ktoś doświadczony. Trzecim informatorem na telefon jest kobieta prowadząca dom publiczny. Dba ona o swoje dziewczyny i jeśli jakaś jest w zagrożeniu to musimy ją chronić. Możemy też doprowadzić jedną z pań do maksymalnej podniety w radiowozie, bo ona tak lubi. Wtedy grzejemy jak najszybciej się da, jeździmy jak wariat, a ona wzdycha i pasek podniety wzrasta. Należy jednak jechać ostrożnie aby w nic nie walnąć, bo wówczas dziewczyna się wkurza i szybko ostyga. Innym zadaniem od informatorki jest np. sklepanie paparazzich, bo do miasta przyjechał VIP który lubi się zabawić, a nie chce być przyłapany na świństwach. Śmigamy limuzyną uciekając przed nachalnymi fotoreporterami na motorach, wcześniej klepiemy kilku pod hotelem. Sprawy informatorów są mniej rozwinięte niż główne misje, ale też maja tam jakąś fabułę dla poszczególnego ze zleceniodawców. Ostatnim czwartym wątkiem gry jest oczyszczenie miasta z przestępczości, złodziei samochodów, pijaczków, zwykłych ludzi klepiących się na ulicy po stłuczce samochodowej, osób dewastujących hotele i dyskoteki, prostytutek na rogu i innego rodzaju marginesu społecznego.

Miasto podzielone jest na strefy zaznaczone na mapie w kilku kolorach (czerwony – największa przestępczość, pomarańczowy – mniejsza, żółty – bardzo mała, zielony – znikomy). Co do samych ludzi z marginesu, to zwalczając ich złe nawyki, jadąc do zdarzenia już wiemy z jakim typem mamy do czynienia, bo nad nim pojawia się pasek energii w kolorach odpowiadających jego agresji. Czerwony – prawdziwe bandziory co glin się nie boją, często z bronią w ręku. Pomarańczowy – średni na jeża, można go spotkać np. z kijem baseballowym. Żółty – leszcze, którzy albo się poddają, albo uciekają i trzeba ich ganiać (np. handlarze narkotyków). Są też motywy, że oponent jest z żółtym paskiem, a gdy podejdziemy, nagle wyciąga broń i wywala w naszym kierunku trochę ołowiu, a jego pasek oczywiście wtedy zmienia kolor na czerwony.

Interaktywność z otoczeniem jest dosyć spora. Podczas różnego rodzaju walk, możemy podnosić wiele przedmiotów: butelki, siekiery, kije baseballowe, różnego rodzaju rurki (a raz zdarzyło mi się nawet podnieść kończynę jednego typa, który wcześniej wybuchł, rozczłonkowując się na części pierwsze). Z gamy uderzeń możemy wybierać spośród zwykłych kopniaków lub takich z pół obrotu, a kończąc na lewych i prawych prostych jak na ulicznego fightera przystało. Dodatkowo możemy złapać przeciwnika i oklepać go np. pałą policyjną lub innym narzędziem, a nawet stojąc blisko ściany/samochodu po prostu walić jego głową o budynek lub maskę pojazdu. Leżącego można kopać, pałować, albo uderzać głową o posadzkę na zmianę punktując jego facjatę. O poruszaniu się postaci pisać chyba nie należy, bo jest to oczywista, oczywistość, że można kucać, skakać, rzucać się na uciekinierów i przyklejać do ścian podczas ostrzału. Jeśli chodzi o samochody, to ulegają one uszkodzeniu, czy to od stłuczek wynikłych podczas brawurowej jazdy, czy też od kul wycelowanych w nasz pojazd. Karoseria, szyby, a nawet zauważyłem, że można przebić opony, przez co pojazdem trudniej się kieruje. Wydobywający się, dym z mocno rozbitego auta utrudniający widoczność – to wszystko fajnie wygląda. Na gorszych dzielnicach fruwają jakieś śmieci, z kanalizacji wydobywają się opary, no jest pięknie. Źle niestety wygląda sprawa opadów atmosferycznych (śnieg / deszcz), bo gdy zaczyna padać od razu cała gra zwalnia i chrupie. Nasz policjant ma możliwość zarobku, poprzez łapanie bandziorów i odnajdywanie przy nich dowodów przestępstw. Za to wszystko na komisariacie dostaniemy odpowiednie ilość zielonych, za które później można dokupować samochody, bronie, leczyć się w aptekach, albo przy budkach z żarciem, zmienić fryzurę, ubiór, uczyć się technik prowadzenia pojazdów oraz sztuk walki – no jest tego wiele.

Jeśli chodzi o muzykę, to jest ona na bardzo wysokim poziomie, a chodzi mi głównie o utwory, których możemy słuchać podczas jazdy samochodem. Do wyboru udostępniono kilka gatunków muzycznych: hip-hop, rock, disco… z górnej nowojorskiej półki. Muzykę oczywiście możemy ustawić wedle własnych upodobań, tzn. tak aby najczęściej leciał ten gatunek, który sobie wybierzemy i poszczególne utwory – czyli nadajemy priorytety, aby to co chcemy, było najczęściej grane. Po za tym wszystkim są oczywiście odgłosy miasta, ludzi, samochodów – ja się tu do niczego nie przyczepie.

Na podsumowanie wszystkiego co tak pięknie opisałem, że aż ślinka cieknie mam jednak złą wiadomość. Ta pozycja posiada ogromną ilość błędów, co bardzo psuję przyjemność z grania. True Crime: New York City zacina się, chrupie, można utknąć gdzieś między drzwiami, a ścianą, deszcz i śnieg to katastrofa, przenikanie postaci przez drzwi, albo jadący na stojąco w radiowozie policjant, gdzie połowa jego ciała wystaje z samochodu wygląda, mówiąc jak najbardziej tolerancyjnie – słabo. Konsola na początku zacinała mi się notorycznie, przez co postanowiłem robić częste save’y. W misjach, gdy dochodzi do wymiany ognia, stojąc nawet za ścianą zdarza się oberwać kulkę. Jadąc do zdarzenia na ulicy, gdzie trzech bandziorów urządziło sobie strzelanie do pieszych, dwóch udało mi się zlikwidować, a trzeci biegał na większym placu ogrodzonym żywopłotem (twardym jak mur). Aby się do niego dostać podstawiłem sobie samochód, wskoczyłem na dach, następnie przeskoczyłem dalej i złapałem typa. Niestety już nie mogłem się stamtąd wydostać i musiałem resetować konsolę. Gdyby nie te błędy to gra byłaby dobra, bo fabularnie, wyglądem, ogromem miasta, interakcją – tym wszystkim co opisałem plasowała by się na wysokim miejscu. A tak niestety nie jest. Na konsole GameCube nie ma wielu gier z tego gatunku, więc przysiadłem i mimo przeciwności losu nie dałem się zniechęcić. Polecam fanom gangsterki, zawsze jest to odskocznia od kolorowego i sympatycznego Mario.

Nie muszę chyba wspominać, że nie jest to gra dla dzieci. Seks, przemoc, wulgaryzmy, narkotyki – istne wcielenie zła… ale przecież takie gry kochamy, czyż nie? Według PEGI dozwolone od lat 18.

Ocena ogólna

True Crime: New York City

GAMECUBE

Grafika
70%
Dźwięk
80%
Grywalność
70%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.