RetroAge Recenzja, Playdia Ultraman Powered – Kaijū Gekimetsu Sakusen
RecenzjaPlaydia

Ultraman Powered – Kaijū Gekimetsu Sakusen

Loading

Nie istnieje Superman? Kto pomoże nam? Ultraman! Ultraman!! UL-TRA-MAN!!!

Ultraman to fikcyjna postać stworzona przez Eiji Tsuburaya. Po raz pierwszy widzowie mogli zobaczyć go w 40 odcinkowym serialu pt. Ultraman (jap. Urutoraman) w 1966 roku. Serial opierał się na zmaganiach tytułowego przybysza z planety Światła z różnego rodzaju pojawiającymi się na ziemi pradawnymi bestiami oraz najeźdźcami z kosmosu. Seria cieszyła się (i nadal cieszy) dużą popularnością w Kraju Kwitnącej Wiśni a tytułowy Ultraman stał się postacią wręcz kultową. Na fali popularności nakręcono kolejne 24 seriale, 22 filmy kinowe oraz 28 filmów na przeznaczonych wyłącznie na rynek video. Powstało także kilkanaście gier na najpopularniejsze konsole, sprzedawane są różnego rodzaju gadżety i zabawki. Ba, powstają nawet pomniki przestawiające postać Ultramana – jak to się mówi „kult pełną gębą”.

W 1993 r. mieliśmy do czynienia z pierwszą próbą zaszczepienia kultu Ultramana na lądzie Hamburgera i Coca-Coli. W koprodukcji z USA powstał oparty na japońskim pierwowzorze 13 odcinkowy serial z amerykańskimi aktorami. Przedstawia on historię pojedynków między połączonymi siłami Ultramana oraz WINR (World Investigation Network Response) z przeróżnej maści wrogami – pierwszym z nich, który zapoczątkował niesłychaną przemoc na ziemi był demolujący miasta Baltan. Mimo iż całość została zrealizowana na terenie Stanów Zjednoczonych zakupem serii nie zainteresowała się żadna ze stacji telewizyjnych. Dograno, więc japoński dubbing w celu emisji w ojczyźnie Ultramana. Jednak i tu seria „Ultraman: The Ultimate Hero” nie odniosła wielkiego sukcesu – amerykańskie studio wykonało lepsze, bogatsze w detale kostiumy potworów, niestety także dużo bardziej delikatne, przez co niemożliwe było nakręcenie ciekawych i dynamicznych scen walki. Przez co amerykańsko-japoński Ultraman jest największym cieniasem w historii serii – powolny i z ubogim zestawem ciosów.

Rok później koncern Bandai wydał na swoją najnowszą konsolę Playdia „grę” pod tytułem „Ultraman Powered – Kaijū Gekimetsu Sakusen” opartą o przedstawiony powyżej serial. Aczkolwiek słowo „gra” jest tu użyte nieco na wyrost. Wątpliwej jakości zabawę zaczynamy od składającego się z 3 pytań (losowo wybranych z ok. 20) quizu dotyczącego serii Ultraman. Po zaliczeniu „testu” (wybraniu 1 poprawnej z 2 odpowiedzi) zostajemy członkiem elitarnej jednostki WINR. Od tego momentu na ekranie obserwujemy pozbawione fragmentów z aktorami kawałki serialu (pozostały sekwencje lotnicze i walki z potworami). Na dole ekranu mamy wyświetlone ikonki odpowiadające 5 przyciskom joypada Playdii. W pewnych momentach filmu poszczególne ikonki zostają podświetlone i od tej chwili mamy około 3 sekundy na wciśnięcie odpowiedniego przycisku. Niestety tego typu atrakcja wydarza się mniej więcej 5 razy podczas każdej z 6 misji. Na misje składają się walki z tak znanymi i uznanymi w kosmosie przeciwnikami jak wspomniany już wcześniej Baltan, Kemular czy Gabora… Po ukończeniu pierwszej misji kolejność pozostałych 5 możemy sobie ustawić w menu. Dostępna jest także 7 misja – walka z Dada – niestety „odcinek” ten jest losowany jako zamiennik jednej z dostępnych w menu. Po około 30 minutach „gry” otrzymujemy gratulacje od Utramana i praktycznie na tym możemy zakończyć interakcję z tą pozycją – przy drugim podejściu nie zobaczymy nic nowego, nie ma alternatywnych scen walki – wszystko wygląda i przebiega dokładnie tak samo.

Technicznie wstawki video są wysokiej jakości – dlatego też (na szczęście) na płycie z grą zmieściło się ich niecałe 30 minut. Jak wspomniałem z serialu wycięto wszystkie postaci ludzkie, a przeprowadzający odprawę przed misją Kapitan Russel Edmund został zamieniony w postać rysunkową. Podłożone przez podjranych japończyków głosy postaci i mentorski głos Ultramana na pewno nie jest miodem na uszy europejskiego odbiorcy, więc raczej ściszymy głos w odbiorniku niż będziemy się delektować kunsztem wokalnym aktorów.
Samej gry w grze nie ma za wiele, podobny poziom interaktywności rozrywki może zapewnić nam oglądanie filmu na DVD i wciskanie, co jakiś czas na przemian przycisków „Pause” i „Play”.

Ultraman Powered – Kaijū Gekimetsu Sakusen” ukończyłem jedynie z chęci spełnienia recenzenckiego obowiązku. Nie zachęcam i nie polecam.

Ocena ogólna

Ultraman Powered – Kaijū Gekimetsu Sakusen

PLAYDIA

Grafika
40%
Dźwięk
40%
Grywalność
10%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.