RecenzjaAtari XL/XE

River Raid

Loading

  Podjąłem się trudnego zadania. Postanowiłem zrecenzować River Raid, który jest ulubioną grą naszego redaktora naczelnego. Tbxx niezbyt przychylnie jednak podszedł do wysłanej recenzji i po prostu ją odrzucił. Choć zasmuciłem się, postanowiłem jednak,  porażkę  przekuć w sukces i podjąłem się drugiej próby zrecenzowania mojej ulubionej gry na Atari. Po prostu moja miłość do River Raid nie pozwoliła mi się poddać. Nie pozostaje nic innego jak włączyć komputer, wsadzić kasetę do magnetofonu, przygotować joystick i lecieć. Load Error? To nic, wgrywamy jeszcze raz. Działa! No to czas na rozwałkę. River Raid na Atari 65XE!

  River Raid to jedna z pierwszych gier, z jakimi miałem do czynienia w życiu. I cóż, pierwszy kontakt z grą po prostu zmiótł mnie z fotela (a w sumie to z dywanu). Latanie samolotem, strzelanie do wrogich pojazdów, niszczenie mostu. Dla 6-letniego mnie było to istne WOW! Nie uprzedzajmy jednak faktów.

   Przed rokiem 1982 każda strzelanka była przedstawiona na statycznej planszy. Activision postanowił to zmienić. Carol Shaw, pierwsza twórczyni gier, stworzyła nowatorską wertykalnie scrollowaną grę wideo. Jej River Raid okazał się zarazem największym hitem wydanym na Atari 2600 i nie tylko.

  W grze lecimy samolotem B1 StratoWing Assault Jet w górę ekranu, wzdłuż rzeki. Po drodze musimy zestrzelić jak najwięcej wrogich pojazdów, a także zniszczyć mosty, by powstrzymać inwazję wrogich wojsk. Nieprzyjaciel jednak wyposażony jest w radar umożliwiający mu zestrzelenie wszelkich jednostek latających. Dlatego nasz samolot leci możliwe jak najniżej, by uniknąć wykrycia. Przeszkodzić w osiągnięciu celu będą nam chciały wrogie jednostki w postaci: helikopterów, statków, czołgów a później także odrzutowców czy… tęczowych balonów. Nie możemy także wlecieć na brzeg, gdyż każdy z nim kontakt kończy się rozbiciem naszego wypasionego samolotu. Zgubne dla nas jest także uderzenie o znajdujące się na środku rzeki wysepki. Wraz z naszym lotem samolot traci paliwo. Niezależnie czy lecimy szybciej, czy wolniej zużywamy tyle samo benzyny. By je odnowić, musimy przelecieć nad różowo-białymi beczkami z napisem FUEL. Warto wówczas zwolnić, bo im dłużej będziemy nad nimi przelatywać, tym więcej zatankujemy. Każdy poziom i fragment rzeki przedzielony jest mostami, które musimy zniszczyć, by lecieć dalej. Gdy zginiemy, rozgrywkę zaczynamy od ostatniego zniszczonego mostu, niezależnie od tego, czy przelecieliśmy przez niego, czy nie.

   Pierwsze poziomy w River Raid to istna sielanka. Przeciwnicy w większości stoją nieruchomo, a niektórzy leniwie poruszają się po ekranie w momencie, gdy się do nich zbliżymy. Jak to jednak przeważnie w grach bywa, im dalej, tym trudniej. Na dalszych poziomach, przeciwnicy są bardziej mobilni, jest ich więcej i odpowiadają ogniem. Najbardziej chyba irytowały mnie wylatujące z brzegów ekranu odrzutowce, a także czołgi strzelające do nas z brzegu. Trzeba naprawdę mieć niezły refleks, by ominąć wszystkie te przeszkody, a do tego jeszcze zadbać by nie zabrakło nam paliwa. Próżno jednak szukać finału naszych zmagań. Podobnie jak w wielu innych grach z tamtego okresu tytuł ten nie ma żadnego zakończenia. Gramy tak długo aż stracimy wszystkie życia.  Mimo wszystko radocha z gry jest ogromna. Sterowanie sprawuję się wyśmienicie. Trzymając joystick, czułem się, jakbym chwytał za drążek prawdziwego samolotu. Wrażenie to potęgował niezwykle płynnie scrollowany ekran. Zestrzeliwanie kolejnych pojazdów, czy rozpaczliwa próba znalezienia znaczka FUEL, gdy leciałem na końcówce paliwa, ahh niesamowite wspomnienia. Nigdy nie zapomnę, jaką czułem satysfakcję ze zniszczenia pierwszego mostu. To były emocję, których nigdy nie doświadczyłem w żadnej grze.

  Cieszę się, że ze wszystkich wydanych wersji miałem okazję doświadczyć River Raid właśnie na Atari 65XE. Porównując do pierwowzoru z 2600 widać, że oprawa audiowizualna prezentuję się lepiej. Gra ma więcej kolorów a największą różnicę widać patrząc na brzegi rzeki, które prezentują się zdecydowanie lepiej. Nie rozumiem tylko dlaczego domy i drzewka zastąpiono górami, ale te jak na owe czasy wyglądają świetnie. Bardziej podobają mi się także efekty wybuchów. Dźwięk również sprawia lepsze wrażenie. Odgłosów eksplozji, wystrzałów czy silnika naszego odrzutowca słucha się zdecydowanie lepiej na Atari 65XE niż na jego starszym bracie. Muzyki tutaj nie uświadczymy, ale moim zdaniem tylko by przeszkadzała.

   Ładna kolorowa grafika i niezwykle interesująca rozgrywka uczyniła z gry pani Shaw prawdziwy hit. Śmiem twierdzić, że podczas mojego kilkuletniego doświadczenia z Atari 65XE i ogrania parunastu tytułów z bazarowych, kasetowych składanek nie trafiłem na tytuł równie dobry, jak River Raid. Jest to jedna z niewielu pozycji z tamtych lat, która znakomicie zniosła upływ czasu i jest bardzo grywalna nawet dziś, co potwierdza niżej tu podpisany ja.

Ocena ogólna

River Raid

ATARI XL/XE

Grafika
90%
Dźwięk
100%
Grywalność
100%

Autor

Komentarze

  1. Jedna z moich pierwszych gier. To był albo 89 albo 90 rok. Miałem jakieś 3 lata. Tyle że wersja na Atari 2600.

  2. Klasyk, gra ponadczasowa, absolutny sztos… Jedna z tych bardzo nielicznych gier ktore powinny miec obowiazkowo recenzje w kazdym serwisie… w koncu jest i na retroage 🙂 (chociaz faktem jest ze juz ponad dekade temu popelnilem recke tej gry w wersji dla Atari 2600 i tak samo zachwycalem sie jak Jedah powyzej)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.