RetroAge Recenzja, Saturn Seireki 1999: Pharaoh no Fukkatsu / Exhumed/PowerSlave
RecenzjaSaturn

Seireki 1999: Pharaoh no Fukkatsu / Exhumed/PowerSlave

Loading

Droga, jaką wyznaczyły takie gry jak „Doom” czy „Wolfenstein 3D” stały się wzorem dla przyszłych podobnych sobie produkcji, które chciały osiągnąć porównywalny sukces. Jedną z takich gier był „Powerslave”, którego miałem okazje sprawdzić na japońskim Saturnie.

Wszystko zaczęło się w 1993 roku, gdy powstało studio „Lobotomy Software”, w którego skład wchodzili byli pracownicy amerykańskiego oddziału Nintendo oraz kilka talentów z studia „Manley & Associates”. Początkowo pracowali nad kilkoma demami w mieszkaniu jednego z współzałożycieli studia aż do momentu usytuowania się studia w Redmond w stanie Washington.

Studio w 1995 roku zaczęło prace nad silnikiem do gry FPS (first-person shooter), która miała być osadzona w motywie starożytnego Egiptu. Twórcy stwierdzili, że chociaż najłatwiej jest stworzyć grę 3D na platformę Playstation to lepiej będzie zacząć od wersji Sega Saturn żeby wyeliminować marketingowo konkurencyjne sztrzelanki, które miały się pojawić na tej platformie.

Grze nadano nazwę „Powerslave” od albumu zespołu Iron Madien z 1984 roku, którego oprawa też stylizowana była na starożytny Egipt i na tym kończą się wszelkie podobieństwa. Premiera gry na rynku amerykańskim miała miejsce 31 października 1996 roku. W Europie wydano grę pod nazwą „Exhumed”, we wrześniu 1996 roku (co oznaczało by wydanie pozycji na miesiąc przed rodzimym rynkiem twórców). W Japonii wydano ją w listopadzie 1996 roku pod nazwą „Seireki 1999: Pharaoh no Fukkatsu” lub skrótowo „1999”. Właśnie ta wersja stała się podstawą do napisania niniejszej recenzji.

Akcja gry toczy się u końca XX wieku w Karnaku. Miasto zostało zajęte przez nieznane siły, i wojskowa grupa zwiadowcza musi ustalić, w czym leży problem. Niestety w trakcie lotu śmigłowca zostaje on strącony a główny bohater cudem wychodzi z tej katastrowy żywy. Wkrótce trafia na ducha faraona Ramzesa, który mu uświadamia, że obca rasa „Kilmaat” próbuje za pomocą jego mumii opanować świat poprzez wskrzeszenie go. Gracz z duchową pomocą jego wysokości stara się te plany pokrzyżować.

Rozgrywka przypomina grę Doom aczkolwiek ma także elementy gry przygodowej. Każdy z poziomów nie jest dostępny dla gracza w całej swojej okazałości na starcie. Na każdym etapie funkcjonują drzwi, które można otworzyć specjalnie dedykowanymi kluczami, a te potrafią znajdować się w niedostępnych strefach. Jak więc je zdobyć? Okazuje się, że w późniejszych etapach zdobywamy „zdolności” takie jak nurkowanie, chodzenie po lawie, lepszy skok itp. które umożliwią nam sięgnięcie po nie. W tym też celu możemy swobodnie wracać do poprzednio zaliczonych etapów i dokończyć je (podobne rozwiązanie widziałem w grze Turok 2: Seeds of Evil).

Formuła pomijając, że to FPS, i tak wydaje się uproszczona. Paski liczników dzielą się na czerwony reprezentujący zdrowie oraz błękitny reprezentujący amunicję. Tu i ówdzie po pokonanych wrogach czy rozbitych dzbanach można znaleźć kule, których kolor oznacza, co uzupełniają a wielkość zależna jest od wartości, im większa kula tym więcej odzyskamy zdrowia bądź amunicji. Są też unikalne kule, które uzupełniają kompleksowo oba wskaźniki. Niestety im dalej w las tym coraz trudniej o jakiekolwiek kule, co w późniejszych poziomach może doprowadzić nawet do szarży na mumie z samą maczetą. Amunicja uzupełnia się tylko do broni, którą aktualnie dzierżymy.

Na Saturnie gra się dość wygodnie, co prawda miałem wrażenie czasami, że postać jest trochę niezbyt responsywna przy wykonywaniu skoków, ale nadrabia to ogólnym panowaniem nad bohaterem. Należy pamiętać, że stan gry można zapisać, ale zawsze będziemy zaczynali na początku danego poziomu, nie ważne ile udało nam się wcześniej w nim osiągnąć.

Graficznie produkt wygląda wspaniale, jak na tamte czasy. Była to mocna petarda rywalizująca z innym dużym tytułem – Tomb Raider, który posiadał czasową ekskluzywność na Saturnie i wychodził mniej więcej w tym samym czasie co „Powerslave”. Czasami widać pewną opieszałość w detalach, ale to naprawdę bardzo solidny wizualnie produkt. Jest to 3D oparte na podobnej technologii jak w grze „Quake”. Co więcej wykorzystano oba Saturnowe procesory, jeden odpowiedzialny był za rysowanie ścian, drugi za całą resztę.

Dźwięk, czyli wystrzały, głosy wrogów, raczej nie odbiegają innym podobnym sobie tytułom. Muzyka jest uduchowiona akcentami egipskimi i stoi na co najmniej dobrym poziomie. Warto wspomnieć, że narratorem wersji angielskojęzycznej jest Don LaFontaine, ktoś kto oglądał jakiekolwiek zapowiedzi filmowe z lat 90-tych powinien świetnie rozpoznać ten głos.

Podsumowując „1999” to całkiem porządny kawałek kodu i solidna pozycja w bibliotece konsoli Sega Saturn. Może okazać się trochę irytująca, gdyż wymaga wracania do poprzednio ukończonych planszy z nowymi mocami i rozgrywania ich praktycznie od nowa celem dotarcia do nowych stref a jednocześnie wydłuża to ogólną rozgrywkę. Jeżeli ktoś uważa, że gra „DOOM” nie zestarzała się tak bardzo z upływem czasu to podobnie będzie uważał o „Powerslave”. Twórcy dodatkowo zamieścili małego „ester egga” – jeżeli uda nam się uzbierać 23 kukiełki będziemy mogli zagrać w grę „Death Tank” (która doczekała się również osobnego wydania).  Ten bonus jest dostępny jedynie na Saturnie.

Tytuł jest, co prawda multi-platformowy ale to wersja na Saturna wydaje się być tą najlepiej dopracowaną, chociaż to kwestia gustu. Wersja na Playstation została zmieniona architektonicznie (np. pomieszczenie istniejące w jednej wersji nie jest obecne w drugiej) oraz pewne poziomy są zaprojektowane kompletnie inaczej. Tylko w wersji na Saturna są unikalne zdolności takie jak. „niewidzialność”, skok rakietowy, zwiększenia do broni i „wszystko widzące oko”. Wersje dedykowane na MS-DOS są kompletnie inaczej wykonane w porównaniu do konsolowych i bazują na innym silniku, który musi imitować dynamiczne oświetlenie, z czym wersje konsolowe radziły sobie bez problemu. Wersja MS-DOS posiada kilka wyrzeczeń względem oryginału i w efekcie jest oceniana jako najgorszy port gry.

Sukces tej gry sprawił, że studio Lobotomy otrzymało od Segi pozwolenie na wykonanie portów na Saturna dwóch kultowych gier „Duke Nukem 3D” oraz „Quake” ostatecznie wydanych w 1997 roku. Był to morderczy bój, bo pracowano jednocześnie nad dwoma projektami. Próbowano też przenieść „Quake” na Playstation, ale nie udało się znaleźć wydawcy, co doprowadziło do fatalnej sytuacji finansowej studia. W efekcie w 1998 studio zostało przejęte przez Crave Entertaiment gdzie pracowano nad projektem „Ceasar Palace” na Nintendo 64 oraz w następnej kolejności nad drugą częścią „Powerslave”. Ostatecznie ani jeden ani drugi projekt nie został zrealizowany a sama ekipa uległa rozwiązaniu.

Ocena ogólna: 8.3
Grafika: 9
Dźwięk: 8
Grywalność: 8

Autor

Komentarze

  1. Wszystko byloby pieknie i wspaniale gdyby nie ten sposob w jaki rozwiazano amunicje… Bleah! W tym jednym akurat wersja na PC jest o niebo lepsza.

Skomentuj Axi0maT Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.