Wystarczy zapytać się dowolnego użytkownika Playstation: „Jaka jest najlepsza bijatyka na PSX?”. Jakieś 90% pytanych odpowiedziałoby – Tekken 3. Niestety nie mogę się z tym zgodzić. Dlatego też, chciałbym przedstawić jedyną i niepowtarzalną grę. Tytuł wyprzedzający generację w której powstał, zapewniał czysty fun oraz godziny zabawy na najwyższym poziomie. Tak, mowa tu o Soul Blade lub o Soul Edge, bo taki tytuł gra nosiła w Japonii i Ameryce. Nie przedłużając, przejdę do sedna.
Wkładając płytę do konsoli po chwil ukazuje nam się intro – jedno z najlepszych piątej generacji, a może i całej elektronicznej rozrywki. Po kilkunastu krótkich scenkach, na tle wspaniałej muzyki (koniecznie trzeba wspomnieć, że soundtrack jest najwyższych lotów), prezentujących postacie podczas walki możemy przejść do gry, oczywiście jeśli jesteśmy w stanie, bo wyżej wspomniane intro wgniatało w fotel i nadal wgniata. Gram już w Soul Blade przynajmniej 10 lat i za każdym razem oglądam ten filmik. Doskonale odzwierciedla tę grę – kunszt i miodność w każdym calu.
Po cieszącym oczy i uszy wprowadzeniu ukazuje się nam menu główne. Standardowe tryby jak Arcade, Team Battle, Time Attack, Practice, Options czy Edge Master Mode, o którym napomknę troszkę więcej w dalszej części recenzji. Rozgrywkę opiszę na podstawie podstawowego trybu Arcade. Do wyboru mamy dziesięć postaci. Każda z nich charakteryzuje się zupełnie odmiennym orężem, stylem walki i szybkością. Każda z nich to też inna historia, inne aspiracje towarzyszące poszukiwaniu tytułowego Soul Blade. Właśnie tutaj ujawnia się jedna z niewielu wad tej gry. Autorzy przygotowali zaledwie dwie dodatkowe postacie, oraz kilka dodatkowych kostiumów, które kompletnie zmieniają wygląd bohatera, ale wachlarz ciosów pozostaje ten sam.
Czas najwyższy by napisać trochę o mechanice walki w Soul Blade. Na początku, muszę wspomnieć o tym, że dla każdej z postaci możemy odblokować dodatkowe bronie. Pozwala to na sporą modyfikację parametrów wojownika, co w latach 90-tych nie było zbyt popularne. Taka dowolność w modyfikacji uzbrojenia, daje graczowi ogromne pole do popisu. Customizacja pozwala na stworzenie idealnego zawodnika. Może wydawać się to nieprawdopodobne, ale nawet niewielkie zmiany pozwalają na odkrywanie tajników tego wspaniałego tytułu. Co więcej sama broń charakteryzują min. takie współczynniki jak szybkość czy siła ataku, a nawet wytrzymałość. Ta ostatnia wartość jest niebywale ważna. Podczas pojedynku nasza broń może ulec zniszczeniu i przez resztę rundy będziemy walczyć na „gołe pięści”. Wskaźnik zniszczenia broni zmusza gracza do podejmowania strategicznych zagrań. Ciągła gra w defensywie nie da za dużych rezultatów, a możliwość zniszczenia oręża znacznie zwiększa dynamikę gry.
Kolejną ważną rzeczą jaką chciałbym przedstawić jest wspomniany wcześniej Edge Master Mode. Wcielając się w jednego z bohaterów przemierzamy odległe zakątki świata, aby odnaleźć Soul Edge. Tryb fabularny to nie tylko same walki, ale też wspaniała okazja do poznania historii każdego z bohaterów. Autorzy przygotowując ten tryb zadbali o to by gracz się nie znudził, nawet jeśli chce go ukończyć wszystkimi postaciami. Rozpoczęcie zabawy nowym bohaterem będzie wyglądało inaczej, dlatego że, każda z postaci, przygotowano odmienny zestaw pojedynków. Nie ma tu też zwykłej walki znanej z Arcade, bo na pokonanie każdego z przeciwników trzeba znaleźć odpowiedni sposób, co niekiedy zabiera trochę czasu i nerwów. Wynagradza to jednak satysfakcja po wygraniu trudnego pojedynku. Wariantów walk jest co najmniej kilkanaście. Czasem będziemy walczyć w turnieju, gdzie w pojedynkę będziemy musieli pokonać czterech przeciwników pod rząd, za innym razem jedyny sposób na wygranie to zniszczenie broni oponenta czy wyrzucenie go z ringu. Możliwości jest naprawdę sporo. Niewątpliwie należy się za to plus.
Jeśli chodzi o żywotność Soul Blade to jest ona dość spora jak na ten gatunek gry. Na ukończenie samego trybu fabularnego – Soul Edge Master Mode dla wszystkich postaci potrzeba minimum 15 godzin. Nie mogło tu zabraknąć trybu dla dwóch graczy. W multiplayer zabawa jest absolutnie przednia, a wymasterowanie swojej ulubionej postaci wymaga tygodni, jeśli nie miesięcy.
Co więcej Soul Blade można nazwać kamieniem milowym w historii elektronicznej rozrywki. To właśnie ten tytuł zapoczątkował serię Soul Calibur. Pierwsza część, która ukazała się na Dreamcasta była uznawana za jedną z najlepszych bitek na tę platformę, a kolejne odsłony serii ukazują się do dziś. Soul Calibur cieszy się niesłabnącą popularnością, a kolejna część sagi została niedawno zapowiedziana.
Wracając do głównego tematu tej recenzji muszę też wspomnieć o wadach Soul Blade. Jest ich niewiele, ale by mieć czyste sumienie napiszę o nich. Pierwszą z nich jest przeciętna oprawa graficzna. Nie jest ona obrzydliwa, ale była już troszkę archaiczna w czasach świetności PlayStation. Modele bohaterów nie są zbyt szczegółowe, ale nie mogę zarzucić niczego animowanym wstawkom. Animacja postaci (co jest bardzo ważne w przypadku tego gatunku gier) jest płynna i pozwala cieszyć się każdym ruchem wybranego protoplasty. Mała ilość wojowników do odblokowania ujmuje trochę żywotności gry, ale nie sądzę by było to bardzo istotne, bo i tak wymasterowanie Soul Blade zajmie dziesiątki (setki?) godzin.
Słowem podsumowania, recenzowana przeze mnie gra to absolutna klasyka gatunku. Co ważniejsze klasyka, która jest grywalna do dziś. Mogę polecić Soul Blade z czystym sumieniem. Nawet jeśli jesteś zagorzałym fanbojem Wielkiego N, odłóż swoje uprzedzenia na bok – ten tytuł jest warty zagrania.
Soul Blade / Soul Edge
PLAYSTATION