„Świat zwariował” można by rzec gdy usłyszeliśmy o nowej bijatyce łączącej świat Mortal Kombat z uniwersum DC (dla niezorientowanych tłumaczę, że to świat, Supermana, Batmana i innych). Taka mieszanka trafiła na konsole XBOX360 oraz PS3. Wii nie miało tyle szczęścia, ale za to trafiło coś podobnego. Miesiąc po premierze wspomnianej gry Capcom wydało w Japonii tytuł Tatsunoko vs Capcom: Cross Generation of Heroes. Niestety zanim produkt opuścił kraj kwitnącej wiśni minął przeszło rok. Pojawiła się nowsza i bardziej rozszerzona gra Tatsunoko vs. Capcom: Ultimate All-Stars, o której traktuje ta recenzja. Tylko, co to jest to Tatsunoko? Odpowiedź znajdziecie w recenzji.
Nie chcąc przedłużać już na wstępie wyjaśnię, co to Tatsunoko. Jest to japońskie studio animacyjne znane w Polsce z takich serii jak „Yattaman” czy „W królestwie kalendarza” emitowanych przez program Polonia 1. Uniwersum Capcoma już jest lepiej znane głównie za sprawą serii mordobić Street Fighter. Mamy więc do czynienia z jednej strony z serią, która z oklepywania mordek znana jest już od pokoleń, a z drugiej ekipą również znaną przez pokolenia tyle, że raczej te japońskie.
Jak więc wygląda walka? Do starcia dochodzi w kombinacji dwa na dwa z tym, że wyjątek stanowią postacie – giganci (PTX40a z serii Lost Planet oraz Gold Lightan z anime Golden Warrior Gold Lightan), którzy ze względu na swoje gabaryty i możliwości walczą pojedynczo. Podczas walki operujemy jednym z bohaterów, a drugiego wzywamy by wykonał dodatkowy cios podczas naszego naparzania. Można też wezwać go podczas wykonywania specjalnego ataku (Hyper Combo), wówczas zadajemy dwakroć więcej obrażeń, ale też po dwakroć tracimy energii hiper uzyskiwaną od zadawanych ciosów. Kolejną korzyścią w walce we dwójkę jest zmiana zawodników. Możemy to zrobić w dowolnym momencie walki (ale nie mogą one następować jedna za drugą). Dzięki temu zawodnik wycofany z walki będzie się delikatnie regenerował. Wniosek jest więc tu prosty, strategiczne operowanie swoimi wojownikami jest kluczem do sukcesu. Oprócz tego jest jeszcze „Baroque Combo”, które poświęca naszą regeneracje (w razie zmiany), by zadawać silniejsze ciosy, oraz „Mega Crash”, czyli wytworzenie specjalnej bariery, która odpycha wrogów kosztem hiper energii oraz życia.
Sterowanie jest uproszczone maksymalnie, przez co nie musisz poświęcać mnóstwa czasu tłumacząc na imprezie swoim podpitym znajomym „jak się gra”. Można posługiwać się samym Wii Remote (acz odradzam ze względu na komfort), lub podpiąć Nunchuck (zdecydowanie lepiej). Oprócz tego działać będzie pad od Gamecube oraz ClassicController. Gra jest również sprzedawana w specjalnym zestawie z Arcade Stick przyszykowanym specjalnie dla graczy głodnych wrażeń z automatów.
W grze funkcjonują różne tryby najpopularniejszy to oczywiście tryb dla jednego i dla dwóch graczy. Tryb pojedynczy oferuje standardowe spranie taśmowo wyrzucanych wrogów runda po rundzie, aż gracz stanie do walki z trzema potężnymi wcieleniami Yami z serii Okami. Tryb dla wielu graczy może się odbyć stacjonarnie lub przez WI-FI.
Warto by szepnąć słówko o postaciach. Jest ich 26, czyli po 13 z każdej stajni, co jest liczbą całkiem w porządku. Nie ma sensu opisywać każdego z osobna, napiszę o tych bardziej rozpoznawalnych. Z serii Tatsunoko na pewno pierwsze co, to w oczy rzucą się bohaterowie serii Yattaman. Szczególnie specyficzna jest Doronjo, przywódczyni serialowego gangu „Dorombo”, która nie tylko walczy osobiście, ale również posyła do boju swoich dwóch niezbyt rozgarniętych podwładnych. Stajnia Capcoma natomiast wystawia do walki znanych już Ryu i Chun-Li. Jednak największą ciekawość wzbudził u mnie Frank West z serii Dead Rising. Może on podczas walki wzywać pojedyncze sztuki zombi. Umarlaki próbują zajść naszych wrogów od tyłu, wjeżdżają do walki wózkiem z supermarketu, mogą być również chwycone przez Franka i finezyjnie rzucone w stronę przeciwnika. Frank jak i pozostałe postacie są wykonane na najwyższym poziomie i ich specjalne ataki nie dublują się.
Grafika
Graficznie, prezentuje się całkiem w porządku. Nasycone i wyraźne kolory. Dla oka jednak całkiem w porządku wyszedł efekt 2,5D. Ciekawie zmontowane zostało również intro, które zmienia się po odblokowaniu wszystkich postaci.
Dźwięk
Wspomniałem już o intrze, które muzycznie jest całkiem sympatyczne. Ścieżka dźwiękowa w grze jest w porządku, zresztą do naparzania wrogów po facjacie nie trzeba mieć Vivaldiego. Każda plansza ma swoją specyficzną muzykę. Dźwięk (ciosy, moce) są dopracowane i raczej nie ma co w tym temacie narzekać.
Grywalność
Dobiliśmy do sedna. Na ile bijatyka jest grywalna? Wiadomo, że z ekipą zawsze lepiej no i nie zapominajmy, że można się podłączyć do sieci. Tryb dla jednego gracza raczej po odblokowaniu postaci nie zachęca nas już niczym konkretnym. Ot dodatkowy zarobek punktów, które można utylizować w sklepiku na wszelkiego rodzaju dodatkowe ilustracje, kolory strojów i parę innych pierdółek.
Słowem końca
Tatsunoko vs. Capcom: Ultimate All-Stars to tytuł godny polecenia, choć nie jestem pewien czy dogodzi wyrafinowanym gustom wiernym fanom serii gier Capcom. To właśnie oni sprawili, że tytuł który wydano tylko w Japonii w 2008 roku (pod tytułem Cross Generation of Heros) został rozszerzony i nie tylko został ponownie wydany w Japonii ale też ruszył w świat. Wydaje mi się, że tytuł może spokojnie konkurować z taką pozycją jak np. Dragon Ball Z: Budokai Tenkaichi 3.
Tatsunoko vs. Capcom: Ultimate All-Stars
WII