Któż nie chciał za młodu (tego bardzo wczesnego) zostać strażakiem? Chyba każdy miał w dzieciństwie ten etap, gdy największymi idolami byli odziani w ciężkie, żaroodporne kostiumy panowie; ci dzielni herosi gotowi do bezgranicznego poświęcenia w imię ratowania życia i mienia. Kto tego nie poczuł, niech pierwszy rzuci kamień! Ale chwila, nie tak dziarsko, stop! Wiem że łapki świerzbią, ale żadnej gry dziś nie ukamienujemy. The Firemen na SNES’a to dosyć nietuzinkowa, ale bardzo grywalna pozycja, która na swój sposób wynagrodzi wam niespełnione marzenia lat szczenięcych.
The Firemen zostało wypuszczone w 1994 przez Human Entertainment, trafiając wyłącznie na europejski i japoński rynek jako exclusive dla Super Nintendo.
Jest rok 2010 i, wedle intro – „świat nieznacznie się zmienił”. Faktycznie, w porównaniu do wizji przyszłości jaką serwowali nam choćby twórcy nesowskiego Street Fighter 2010, realia gry sprawiają wrażenie całkiem „zwyczajnych”. No, może z wyjątkiem tych pałętających się gdzieniegdzie robotów, ale o tym za chwilę. Nazywasz się Pete, jesteś strażakiem trochę starszej daty (wnioskuję po zdolnościach przywódczych i tym oldschoolowym, niemodnym wąsie). Dobrze wiesz, że „służba nie drużba”, dlatego dostając zawiadomienie o pożarze odrywasz się od bożonarodzeniowego obżarstwa i niezwłocznie wyruszasz do akcji. Jak się okazuje, nie chodzi tym razem o zdjęcie nieszczęsnego kotka z dachu czy dogaszenie zgliszczy po budce z piwem. Sprawa to bowiem niebagatelna – płonie spory budynek w centrum miasta; są poszkodowani, ogień bezwzględnie trawi wszystko, co staje mu na drodze. Wraz ze swym młodszym towarzyszem zostajecie rzuceni w samo centrum wydarzeń.
Cel gry jest oczywisty – walka z ogniem. Do dyspozycji oddano dwa typy gaśnic oraz bardzo skuteczne „bomby” wodne. W zmaganiach z żywiołem pomagać będzie ci drugi strażak, jednak jego rola jest raczej marginalna – musisz liczyć przede wszystkim na siebie i swoje zdolności. Na drodze napotkasz różne rodzaje ognia. Niektóre płomienie tworzą statyczną ścianę blokującą drogę, inne z kolei przesuwają się po wyznaczonych ścieżkach, niektóre zaś zioną bezpośrednio w twym kierunku (uwaga na fruwające wokół rozżarzone odpryski!). W kolejnych etapach, głównym zagrożeniem staną się opętane przez płomienie roboty przemysłowe. Bossowie (spotkasz ich na końcu każdego z etapów) to podobne im (tylko z reguły o wiele potężniejsze), obdarzone sztuczną inteligencją maszyny. Mamy rok 2011 i być może dobrze, że myśl techniczna nie posunęła się jeszcze na tyle, by podobne elektroniczne monstra faktycznie były produkowane i powszechnie używane – wszak mogłyby zwrócić się przeciwko nam! Podłe kreatury, powiadam wam. Poza sprzętem gaśniczym, jesteś wyposażony w pewne bardzo przydatne urządzenie – mam na myśli tzw „life detector”, który dźwiękowo zasygnalizuje ci o obecności ofiar pożaru w danym pomieszczeniu. Udzielanie pomocy poszkodowanym nie jest musem. Zabrzmi to dosyć demoralizująco, ale da się przebrnąć przez grę zupełnie ignorując wołających o pomoc rannych. Warto jednak poświęcić trochę czasu na ich poszukiwanie – tego typu interwencje nagradzane będą częściową regeneracją paska zdrowia.
Jak już zapewne wywnioskowaliście po tym, co wcześniej napisałem, The Firemen to gra daleka od rzetelnej symulacji strażackiej profesji. Zamiast komplikowania całości specjalistycznym językiem i nieprzystępnymi schematami rzekomo urealniającymi rozgrywkę, otrzymaliśmy prostą zręcznościówkę rodem z salonów arcade. Autorom należą się brawa przede wszystkim za pomysłowe i dowcipne podejście do tematu. Ogień staje się tu jakby żywym przeciwnikiem; przedzierając się przez rozżarzone zgliszcza łatwo zapomnieć, że walczymy z żywiołem, bo jak tu potraktować uganiający się za tobą z pasją płomyk, czyhający tylko, by dorwać cię gdzieś u narożnika? Wielkim plusem jest dynamika gry; właściwie cały czas coś się dzieje, często ekran wręcz roi się od wrogich płomieni czy rozszalałych robotów chaotycznie pogrążonych w płomieniach. Dodatkowym utrudnieniem w późniejszych etapach są wybuchy, unikać trzeba też obsuwających się podłóg. Koniecznością jest dobry refleks i szybkie działanie, na szczęście sprzyja mu dopracowany system sterowania – bez trudu możesz poruszać sie w każdym kierunku, namierzanie płomieni wężem strażackim nie sprawia trudności. Kontrola nad strażakiem szybko wejdzie w pamięć, tak byś mógł skupić się wyłącznie na akcji. Mimo to, o obrażenia nie będzie trudno. Każdy kontakt z ogniem kończy się ubytkiem na zdrowiu, po kilku takich konfrontacjach pasek życia opada do zera (po śmierci możliwa jest dwukrotna kontynuacja gry od tego samego punktu). Czy gra jest trudna? Wybierając łatwiejszy stopień trudności, potrzeba będzie kilku prób zanim uda się dobrnąć do finałowego bossa i obejrzeć końcową cut scenkę. Wybór poziomu „normal” (najwyższy; nie istnieje opcja „hard”) w praktyce oznacza większą koncentrację trudniejszego do przebrnięcia ognia. Niezależnie od twojego wyboru, przejście gry to kwestia poświęcenia 40-45 minut. Mało? Z dzisiejszego punktu widzenia być może tak, dolicz jednak do tego czas, jaki poświęcisz na masterowanie skilli, weź też pod uwagę brak możliwości zapisu stanu gry. A gdy zrobi się za łatwo, po prostu podwyższ poziom trudności.
Jak wiadomo, ideałów nie ma, czas wspomnieć więc co nieco o mankamentach The Firemen. Pojawia się w zasadzie tylko jeden irytujący element – długie i nudne przerywniki w postaci dialogów. Co jakiś czas będziesz rozmawiać ze współtowarzyszem, bądź łączyć się z bazą za pośrednictwem krótkofalówki. Dzieje się to niezależnie od ciebie, dosłownie zamrażając całą akcję (a często dialogi nie są zbyt ciekawe ani nie mają dużego znaczenia z punktu widzenia gracza). Co gorsza, nie da się ich w żaden sposób przyspieszyć ani wyłączyć. Szkoda też, że nie wprowadzono trybu multiplayer. We dwójkę zawsze raźniej!
Oprawa graficzna i dźwiękowa stoi na równie wysokim poziomie co gameplay. Modele zostały wykonane dosyć dokładnie, otoczenie gracza dopracowano szczegółowo, animacje strażaków i ognia są proste, acz staranne – cieszą oko. Udźwiękowienie ogranicza się tylko do muzyki i kilku skąpych efektów, ale to w zupełności wystarcza. Pewien mądry człowiek stwierdził kiedyś, że dobra muzyka w grze, to taka która nie nudzi a zarazem nie denerwuje. Programiści Human Entertainment zastosowali się do wytycznych owego jegomościa w 100%.
The Firemen to lekka, grywalna i wykorzystująca rzadko eksploatowany w świecie elektronicznej rozrywki temat gra. Nie wiedzieć czemu, tytuł nie zdobył należącego mu się rozgłosu. Po kilkunastu posiedzeniach pełnych heroicznej walki z żywiołem, z czystym sumieniem odkładam tę pozycję do działu „zapomnianych klasyków”. Ale powrócę jeszcze nie raz. A wy zrobicie podobnie.
The Firemen
SNES