Zaczynając recenzowanie gry The Thing w wersji dla konsoli Xbox warto wspomnieć, że powstała ona na podstawie filmu science fiction Johna Carpentera o tym samym tytule. Film ów wszedł do kin w 1984 roku, lecz nie zdobył początkowo popularności ze względu na jednoczesną premierę E.T. – obrazu przedstawiającego pozytywnego i nieszkodliwego obcego. Sławę The Thing przyniosło dopiero wydanie filmu na kasetach VHS.
„This game is just beginning.”
Gra dedykowana konsoli Xbox jest survival-horrorem z rozgrywką prowadzoną z perspektywy trzeciej osoby. Jest to sequel opisujący wydarzenia dziejące się po zakończeniu filmu. Zostaje nam przedstawiona opowieść, w której dowiemy się, co się stało z bohaterami dzieła Carpentera, jednocześnie nie przyjdzie nam w udziale sterowanie żadnym z nich. Wcielamy się zatem w postać kapitana Blake’a – dowodzącego oddziałem ratunkowym Beta, wysłanym do amerykańskiej stacji badawczej znajdującej się na Antarktydzie. Tutaj nauczymy się podstaw gry, będziemy mogli pozwiedzać lokacje znane z filmu, czy poczytać dokumenty i notatki dotyczące obcego. Zaraz potem zostaniemy przetransportowani śmigłowcem do norweskiej bazy by dowiedzieć co się stało z teamem Alfa z którym utraciliśmy łączność. To miejsce staje się główna areną rozgrywki między kapitanem Blakem (i jego ludźmi) a Rzeczą.
W grze mamy możliwość dowodzenia czwórką ludzi. Każdy członek zespołu będzie miał unikalne zdolności. Medyk ma nieograniczoną ilość apteczek, żołnierz ma na celu tylko walkę. Najważniejszą jednak funkcję pełni inżynier, bez którego nie otworzymy niektórych drzwi, a w chwili jego śmierci kończymy rozgrywkę. Nasza postać to istny mix, możemy naprawiać niektóre komputery, leczyć innych pod warunkiem, że mamy apteczki, jednocześnie będziemy wydawać broń i naboje. Żeby nie było łatwo każdy członek oddziału może być zainfekowany przez obcego. Jedyna możliwość o przekonaniu się, czym jest dany osobnik jest wykorzystanie testów krwi.
Każdy nasz podwładny posiada wskaźnik strachu i zaufania. Odział może nas wziąć za obcego na przykład, gdy strzelamy na ślepo, czy do swoich towarzyszy. Aby podnieść wskaźnik zaufania musimy rozdawać amunicję i broń, walczyć z najeźdźcą z kosmosu czy robić na sobie testy. Wskaźnik strachu obniża się podczas walki lub w chwili szoku spowodowanego widokiem rozczłonkowanych ciał, trupów i krwi na ścianach, których w grze jest pełno. Wojak na taki szok może zareagować różnie. Zdarzają się wymioty, oddawanie moczu w gacie, a także popadnięcie w depresję. Przestraszony żołnierz może uciec, strzelać we wszystkie strony lub popełnić samobójstwo. Przywołamy go do porządku dzięki specjalnym zastrzykom uspokajającym lub poprzez kulkę w łeb.
Jak już wspominałem akcja dzieje się na Antarktydzie, gdzie panują temperatury nawet poniżej minus pięćdziesięciu stopni dlatego nasz bohater także będzie mógł się wyziębić. W grze umieszczono pasek wychłodzenia, który po spadnięciu do zera spowoduje ubywanie życia. Jedynym ratunkiem jest wówczas znalezienie jakiegoś schronienia.
Do dyspozycji oddano nam kilka rodzajów broni: rewolwer, karabin, shotgun, granatnik, snajperka, palnik, miotacz płomieni, którymi będziemy mogli wykończyć wszechobecne kosmiczne pomioty. Te mniejsze wystarczy potraktować seryjką z automatu, te większe należy umęczyć ołowiem, a później podpalić, podobnie należy postąpić w przypadku bossów. Moim zdaniem twórcy powinni jeszcze dopracować kwestię walki miotaczami płomieni. Irytujące jest to, gdy podpalamy sobie podłogę przed stopami. Problematyczne staje się także częste wchodzenie pod linię ognia naszych ludzi.
Od strony graficznej mogę się doczepić tego, że po zabiciu obcego rozpływa się on i wsiąka w glebę. Ciekawie wygląda ogień (który zresztą można zgasić przy pomocy gaśnicy) jak i zamiecie śnieżne. Z czasem może znudzić się powtarzająca się sylwetką potworów, a jak wiemy z filmu obcy przybierał różne kształty. Niektóre z dwudziestu poziomów zostały rozdzielone ciekawie zrobionymi filmikami wprowadzającymi w dalszą fabułę.
Oprawa dźwiękowa jest w porządku. W The Thing przyjdzie nam przemierzać lokacje najczęściej w ciszy, jedynie przy dźwięku naszej pukawki, jęku zabijanych „Rzeczy” czy marudzeniu naszych współtowarzyszy. Niektóre momenty dla podkreślenia grozy będą obfitowały w nastrojową muzyczkę. Będziemy mieli także możliwość usłyszenia utworu Ennio Morricone z filmu.
Nierówny poziom trudności gry doprowadzał mnie niekiedy do szaleństwa. Niektóre poziomy powtarzałem po kilkanaście razy. Save możemy tylko zrobić w określonych momentach, których jest na szczęście dużo.
The Thing jest strasznie liniowy. Do celu jesteśmy prowadzeni jak po sznurku, co zniechęca do ponownego zagrania w ten tytuł. Przejście całej gry zajęło mi za pierwszym razem około 10 godzin, przy drugim razie zajmie pewnie połowę mniej.
Należy tutaj odpowiedzieć na najważniejsze pytanie, czy gra trzyma poziom filmu. Muszę powiedzieć, że nie do końca. Owszem są momenty w których można się nie nieźle przestraszyć, szczególnie grając w nocy, jednak to tylko znikoma część gry. W filmie niepewność jest na każdym kroku, nie wiemy nawet, czy John MacReady jest zainfekowany, czy nie. Grze natomiast pomimo, że czerpie pełnymi garściami z dużego ekranu, to jednak zabrakło tego klimatu strachu, zagrożenia i braku zaufania. Pomimo tego uważam, że warto zagrać w ten tytuł chociażby ze względu na film Carpentera The Thing.
The Thing
XBOX