RecenzjaPlayStation

Tomb Raider

Loading

Napisać, że Tomb Raider wprowadził nową świeżość na rynku ówczesnych gier wideo, to jak powiedzieć, że Lewandowski potrafi kopnąć piłkę. Tytuł ten zrewolucjonizował cały rynek elektronicznej rozgrywki, wprowadzając nowatorski sposób poruszania się postaci w trójwymiarowym otoczeniu. Grafika jak na rok 1996 również powalała na kolana. Główna bohaterka zaś, pani archeolog Lara Croft, stała się jedną z najbardziej popularnych ikon w branży i nie tylko.

Mimo wszystko jakoś cały ten szał trochę mnie ominął. Fakt grałem trochę w Tomb Raidera w okolicach premiery u kolegi na PSX, jednak stosunkowo krótko. Sam, w owym czasie, posiadałem jedynie Pegasusa i kolejny kontakt z Larą nastąpił dopiero po nabyciu komputera pięć lat później. Wtedy jednak gra jakoś mnie znużyła, a mając na uwadze, jak długa ona jest, nie chciało mi się jej kończyć. Po latach już jako retro gracz, zakupiłem tę grę do kolekcji w wersji na PSX. Gdy odpaliłem, odbiłem się od niej ponownie. Tym razem przez archaiczne sterowanie. Do ponownego kontaktu zachęciła mnie moja druga połowa, która gdy tylko dowiedziała się, że posiadam pierwszą część TR, postanowiła w nią zagrać. Obserwując jej poczynania, sam w pewnym momencie zostałem pochłonięty przez Tomb Raidera do tego stopnia, że chwyciłem za pada i wraz z pomocą mojej lubej postanowiłem grę przejść. Gdy moim oczom ukazały się napisy końcowe, zadałem sobie pytanie: Jak ja mogłem zignorować tę grę wcześniej?!

 Gdybyście ostatnie 24 lata spędzili w piwnicy i jakimś cudem o tym nie wiedzieli, główną bohaterką jest młoda pani archeolog Lara Croft, która specjalizuję się w poszukiwaniu cennych przedmiotów pozostawionych przez zamierzchłe cywilizacje. Poznajemy ją, gdy przyjmuję zlecenie od Jacqueline Natly na znalezienie starożytnego sztyletu Scion z zaginionego grobowca w Qualopec w Peru. Z czasem jednak okażę się, że wizyta w Ameryce Południowej to jedynie wstęp do bardziej złożonej intrygi, która skłoni nas do odwiedzin wielu innych miejsc na świecie od Grecji i Egiptu aż po legendarną Atlantydę. Fabuła, choć momentami naiwna, potrafi wciągnąć. Pomagają w tym świetnie (jak na tamte czasy) zrealizowane przerywniki filmowe w 3D, w których oprócz ciekawych dialogów nie zabrakło wartkiej akcji.

  W Tomb Raider akcję obserwujemy zza pleców postaci. Już od pierwszej lokacji przekonamy się, że przemierzanie starożytnych ruin to nie bułka z masłem. Każda lokacja w grze najeżona jest wręcz zagadkami, których rozwiązywanie stanowi główna oś rozgrywki. Brawa dla twórców, gdyż wymyślone przez nich zadania potrafią być bardzo pomysłowe. Nie raz będziemy musieli przesunąć blok w odpowiednie miejsce, by utorować sobie przejście, szukać ukrytych wajch do otwarcia drzwi bądź wyłączania pułapek, przesuwania dźwigni w odpowiedniej kolejności itp. Zagadki często idą w parze z licznymi sekcjami zręcznościowymi. Lara to niezwykle wysportowana dziewczyna. Efektowne skoki do przodu do tyłu, na boki, z miejsca czy rozbiegu to dla niej pestka. Jest to o tyle istotne, że w grze jest od groma miejsc, do których trzeba doskoczyć bądź na jakie należy się wspiąć. Chyba najbardziej w pamięci utknął mi skok w Lost Valley, gdzie należało się wybić z rozbiegu niemal w ostatniej chwili, by zdobyć potrzebny nam do przejścia dalej fragment zębatki do mechanizmu. Ech, ileż razy musiałem to powtarzać. Oprócz skakania nie zabraknie momentów, gdzie będziemy musieli przemieszczać się, zwisając na krawędzi przepaści, bądź pływając pod wodą. W tym drugim przypadku należy pamiętać, by wynurzyć się, nim skończy się powietrze, inaczej utoniemy.

W grze bardzo dużą wagę odgrywa eksploracja. Przemierzając kolejne lokacje, warto dokładnie zajrzeć w każdy kąt. Oprócz dźwigni, drzwi, bloków czy innych przedmiotów umożliwiających nam dotarcie w dalsze części poziomu możemy natrafić na apteczki odnawiające nasze zdrowie, amunicję, bądź nową broń (zawsze zastanawiało mnie, co w starożytnych świątyniach robią takie rzeczy). Oprócz tego twórcy porozmieszczali na większości poziomów sekrety. Są to miejsca trudne do zlokalizowania a czasem nawet wymagające skomplikowanych akrobacji. Jednak trud ten często był sowicie nagradzany.

   Starożytne ludy niezbyt były chętne do dzielenia się swoimi tajemnicami, stąd też większość lokacji jest najeżona pułapkami. Nie raz zdarzyło mi się, przez moją niezdarność, nabić biedną Larę na kolce, spaść w przepaść przez zapadającą się podłogę, zmiażdżyć przez turlający się głaz czy zafundować kąpiel w lawie. Z ciekawszych pułapek warto jeszcze wymienić wylatujące przez otwory w ścianach strzałki czy palniki w podłodze. Te ostatnie szczególnie zapadły mi w pamięć. Kiedy w jednym pokoju musiałem przeskoczyć z platformy na platformę, a na każdej żarzył się płomień. Rozwiązaniem było wyłączyć palniki za pomocą dźwigni, a następnie szybko przeskakiwać z jednego miejsca na drugie nim zapalą się ponownie. Czasu było stosunkowo mało, a odczuwając jego presję, raz za razem się myliłem. Za, to gdy wreszcie udało mi się tego dokonać, poczułem ogromną satysfakcję. Chyba to właśnie jest największą siłą tej gry. Choć zagadki czy niektóre etapy zręcznościowe do łatwych nie należą, radocha z ich ukończenia jest bardzo duża.

  Poza pułapkami musimy również uważać na wrogów. Najczęściej stanowią oni element lokalnej fauny. W trakcie naszej przygody dorwać się do nas będą chciały m.in. wilki, nietoperze, niedźwiedzie, pumy, lwy, a nawet dinozaury. Nigdy nie zapomnę emocji, jakie mi towarzyszyły przy pierwszym spotkaniu z wielkim Tyranozurem. A to tylko jeden z niektórych, zapierających dech w piersiach momentów, za które ciężko Tomb Raidera nie lubić. Poza zwierzętami nie zabraknie w grze starć z innymi ludźmi, a nawet mumiami. W niektórych lokacjach powalczymy również z bossami. Wrogowie niestety inteligencją nie grzeszą. Co prawda potrafią się schować, będąc pod ostrzałem, jednak zdarza im się niekiedy blokować na przeszkodach lub chodzić swobodnie w kółko nie robiąc sobie nic z tego, że do nich strzelamy.

  W walce z nimi bowiem nie jesteśmy bezbronni. Od początku gry towarzyszą nam dwa pistolety z nieskończoną ilością naboi. Im dalej zajdziemy, tym nasz arsenał zacznie się powiększać. Natrafimy na magnum, uzi czy strzelbę, do których to amunicja już jest limitowana i radzę ją oszczędzać.  W walce bardzo podoba mi się system auto namierzania. Jeżeli tylko Lara ma wyciągnięta broń i będzie w odpowiedniej odległości od wroga, sama w niego wyceluje. Działa to niemal wzorowo, choć niekiedy blokuję kamerę, utrudniając nawigację. Sama kamera w Tomb Raider niestety czasami potrafi dać się we znaki. Nie raz ustawia się pod dziwnym kątem tak, że ciężko jest wymierzyć miejsce wybicia przy skoku (najczęściej dzieje się tak, gdy Lara stoi przy samej ścianie). Niekiedy oddala się, usiłując nam pokazać określone miejsce, jednak wówczas zasłania część podłoża, po którym chodzimy.

  Sterowanie jest dość specyficzne i na pewno jest rzeczą, która wymaga praktyki. Przyzwyczajony do nowszych gier miałem niemałe problemy z przywyknięciem do poruszania się w grze. Zwłaszcza do tego, że strzałką w lewo i prawo nie biegniemy w danym kierunku, a jedynie się powoli obracamy, co nie jest najwygodniejszym rozwiązaniem. Do tego mamy przyciski do robienia kroczków w lewo i prawo, jeden do rozglądania się, a gdy naciśniemy przód lub w tył z odpowiednim guzikiem, zamiast biec będziemy powolutku chodzić. Precyzja w sterowaniu jest o tyle ważna, gdyż żeby wejść w interakcje z danym przedmiotem musimy znajdować się idealnie przed nim lub nad nim (w zależności co to jest). Wkurza to o tyle, że często widać, iż Lara byłaby w stanie po daną rzecz sięgnąć, stojąc nawet jeden krok dalej, a mimo to przycisk akcji nie reaguję. Długo również musiałem przyzwyczajać się do skoku. Tych są dwa rodzaje. Panna Croft może wykonać skok z miejsca bądź z rozbiegu po trzech wykonanych krokach. Choćbyście biegnąc, nie wiem jak mocno wduszali przycisk, a zabraknie wam jednego kroku, postać nie podskoczy. Na początku strasznie mnie to irytowało, jednak wszystko jest kwestia przyzwyczajenia. Tym bardziej że twórcy udostępnili nam lokację, w której możemy przećwiczyć wszelakie manewry. Mianowicie rezydencję Lary Croft, która jest dostępna z głównego menu. Dom naszej bohaterki jest spory i niemal w każdym pokoju znajdziemy obiekty umożliwiające solidny trening przed naszą przygodą.

  Jednak jest jeszcze jedna bardziej wkurzająca rzecz od sterowania. Mianowicie punkty zapisu gry (tzw. Save crystals). Są to purpurowe kryształy rozmieszczone na planszach, umożliwiające zapis rozgrywki w określonym miejscu. Problem w tym, że nierzadko są umiejscowione w dużych odstępach od siebie. Nie trzeba chyba dodawać, jak frustrujące bywają sytuację, gdy po wielu próbach udało mi się przejść przez szereg morderczych pułapek, by kawałek dalej zostać zmiażdżonym przez głaz, przez co musiałem powtarzać cały etap od nowa, bo tam ostatni raz mogłem zapisać grę. Takich sytuacji było wiele i nie raz miałem ochotę rzucić tę grę w cholerę. Jednak pozostałe zalety przyćmiły ten mankament na tyle, że postanowiłem ją ukończyć.

  Graficznie Tomb Raider wygląda obłędnie. Niezależnie czy znajdujemy się w egipskiej świątyni, w jaskini czy w dolinie, trudno się nie zachwycić świetnymi niezwykle dobrze zaprojektowanymi poziomami. Muzyka to arcydzieło. Już motyw pojawiający się na początku gry, zwala z nóg, a dalej jest równie dobrze, jeśli nie lepiej.

  Podsumowując Tomb Raider, mimo niektórych irytujących rozwiązań, to gra wybitna. Pomysłowe zagadki, świetne projekty poziomów, elementy zręcznościowe no i sama główna bohaterka, sprawiły, że gra w pełni zasługuje na szacunek, jakim została obdarzona przez miliony graczy na całym świecie. Gorąco polecam.

Ocena ogólna

Tomb Raider

PLAYSTATION

Grafika
90%
Dźwięk
90%
Grywalność
80%

Autor

Komentarze

  1. Pamiętam, że kilka lat czekałem na premierę tej gry. Ograłem ją na PC i wspominam ją z łezką w oku. Gra miała świetną grywalność i fantastyczną grafikę, choć wersja na PSX nie powalała. Niestety konsola nie była tytanem 3D

  2. Tworząc rewolucyjne rozwiązania nie wystarczy zrobić coś jako „pierwszy”, trzeba jeszcze zrobić coś dobrze, a najlepiej bardzo dobrze. Dlatego dziś większość graczy wie co to „Tomb Raider”, natomiast o trochę starszej grze w podobnej konwencji „Fade to Black” (Flashback 2) mało kto pamięta…

    1. Pamiętam ją doskonale. Grałem w nią na PC i pamiętam, że brakowało troszkę jej dynamiki. Nie wiem jak to było na makaronie i szaraku, ale na blaszaku troszkę mnie to irytowało. Zwłaszcza, że miałem wtedy fajny komputer, który nie zamulał 😉

  3. Tomb Raider to gra legendarna, staroszkolna kwintesencja przygodówki z elementami akcji, dopracowana w najmniejszym detalu. Sterowanie nawet po latach broni się dobrze i jest na swój sposób logiczne. Budowa poziomów, różnorodni przeciwnicy, muzyka… trudno wybrać najlepsze cech tej produkcji. Dla mnie bez dwóch zdań wygrywa klimat, to uczucie osamotnienia i grożącego z każdej strony niebezpieczeństwa. Jest to jedna z gier, z naprawdę wąskiego grona, do której wracam co jakiś czas. Dla Lary warto, nawet w dobie 4K i pędzącego na zderzenie wyścigu na cyferki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.