W końcówce lat 80-tych konsola NES była już tak dobrze opanowana przez producentów gier, że zaczęły pojawiać się na ten sprzęt tytuły zarówno rozbudowane pod względem mechaniki jak i również takie zajmujące sporo miejsca na kartridżach. Jedną z firm “łamiących bariery” było Codemasters. Wśród ich hitów można znaleźć wydany w 1990 roku Ultimate Stuntman, znany w Polsce głównie z popularnego u nas kartridża “Złota piątka” dla konsoli Pegasus.
Ultimate Stuntman to gra akcji więc nikt nie silił się tu na wyszukaną fabułę. Jako najlepszy kaskader na świecie a zarazem najemnik zostajemy wynajęci do uratowania Pani naukowiec Jenny Aykroud z rąk szalonego dr Evila. Czy antagonista chce wykorzystać odkrycia uroczej Jenny czy może pojąć ją za żonę – nie ważne. Istotne jest natomiast to, że musimy wykonać naszą misję możliwie jak najszybciej. Tempo rozgrywki jest zatem dość duże, a dodatkowo podkręca je znajdujący się w rogu ekranu zegar odliczający wciąż uciekający czas, którego zawsze jest zbyt mało aby przystanąć i pomyśleć – trzeba przede wszystkim działać! Musimy ciągle przeć do przodu, eliminować przeciwników i uważać na przeszkody. Gra zdecydowanie nie należy do łatwych. Nie da się ukryć, że poziom trudności wyśrubowany jest przez miejsca w których trzeba gdzieś wskoczyć i nie widać, że czai się tam na nas jakiś przeciwnik lub pułapka. W takich sytuacjach wymagane są jakieś konkretne działania typu celne strzelanie bądź pozorowany skok. W rezultacie większość plansz polega na obryciu ich na pamięć, co część graczy może zniechęcić. Na szczęście twórcy przewidzieli trudności i zapewniają graczowi nieskończoną liczbę kontynuacji. W przypadku utraty wszystkich żyć gracz cofa się na początek misji, aby mógł ponownie popracować nad swoją pamięcią i zręcznością.
Na gracza czeka osiem misji, a każda z nich złożona jest z trzech plansz i dodatkowej walki z bossem. Największą ciekawostką jest to, że w Ultimate Stuntman skupia w sobie w zasadzie wszystkie rodzaje zręcznościowych strzelanek dostępnych w tamtym czasie. Będziemy zatem doświadczać pościgów samochodowych, latać na lotni, pływać łodzią jak również pędzić plażowym buggym po piaszczystych łachach wystających pośród morskich fal. Główny bohater bez wehikułów również świetnie sobie radzi, więc przyjdzie nam też biegać pośród zabudowań, w porcie, jak również wspinać się na szklane wieżowce. Każdy etap wypchany jest po brzegi sługusami dr Evila wśród których dominują androidy i mutanty, które za życiowy cel postawiły sobie unicestwienie naszego bohatera. Standardowo na planszach znajdziemy bonusy takie jak dodatkowy czas i zapasowe życia. Te ostatnie są najcenniejsze albowiem poziom trudności jest dość mocno wyśrubowany i pomimo tego, że nasz kaskader ma kilka punktów energii to bardzo łatwo o sytuację w której w ciągu jednej czy dwóch sekund trafiamy na pocisk przeciwnika, uderzamy w samego wroga i do tego jeszcze spadamy na kolce. Gra bardzo mocno kara za najdrobniejsze błędy i podstawą sukcesu prócz wyśrubowanej zręczności, będzie też zwyczajne wspomniane nauczenie się plansz na pamięć. Po pokonaniu szefa czeka na nas zawsze jeszcze logiczne wyzwanie w postaci rozbrojenia bomby. Jak widać trzeba być wszechstronnie uzdolnionym graczem aby ukończyć wszystkie misje w Ultimate Stuntman.
Ogromną zaletą recenzowanego tytułu jest urozmaicenie plansz. Autorzy zadbali o to abyśmy się nie nudzili, bo każdy kolejny poziom różni się nie tylko szatą graficzną ale również typem rozgrywki. Raz widzimy wydarzenia z góry raz z boku, bohater co rusz przesiada się do kolejnych pojazdów by pokonać kolejne przeszkody. Na tle konkurencyjnych tytułów, które niejako trzymają się jednego i tego samego schematu rozgrywki od początku do samego końca, Ultimate Stuntman bardzo się wyróżnia swoją różnorodnością i zmiennością mechaniki. Oczywiście miejsce na kartridżu nie jest z gumy więc rodzaje plansz co jakiś czas w końcu się powtarzają. O ile różnią się budową poziomów i rozmieszczeniem przeszkadzajek a przeciwnicy po prostu zmieniają kolor, tak schemat rozgrywki dla danego typu poziomu pozostaje zawsze taki sam, czyli pościg samochodowy zawsze kończy się walką z ciężarówką, a np. pomiędzy budynkami zawsze musimy znaleźć wymaganą liczbę kluczy niezbędną do ukończenia poziomu.
Jedna z nielicznych wad Ultimate Stuntman jest fakt, że momentami gra ma pewną upierdliwą mechanikę. Przeciwnicy przypisani są do konkretnego miejsca na planszy i respawnują się w zasadzie natychmiast po przesunięciu ekranu. Wystarczy więc cofnąć się o dwa kroki a następnie ruszyć ponownie do przodu aby wróg którego zabiliśmy ułamek sekundy temu, ponownie pojawił się na ekranie i znów stanął nam na drodze. Czasami też następowanie po sobie przeciwników jest natychmiastowe i atakują nas z różnych kierunków – bardzo ciężko bronić się przed taką losowością. Oczywiście da się wyćwiczyć w sobie odruch oczekiwania na kolejnego przeciwnika od razu po pokonaniu poprzedniego ale nie sposób odnieść wrażenia, że jest to zaprojektowane przez twórców celowo aby pozbawić bohatera drogocennej energii.
Wykonanie jak to w grach Codemasters’ów jest najwyższych lotów, więc od strony audiowizualnej należą się autorom duże brawa! Obiekty są zaskakująco duże, dopracowane i ładnie animowane. Scrollowanie ekranu często jest dość szybkie i czuć dzięki temu tempo rozgrywki. Przeciwników jest sporo rodzajów i stanowią niezły przekrój szalonych pomysłów dr Evila. Poziomy są zróżnicowane głównie za sprawą tego, że grafika zmienia się z każdym etapiem, ale poziomy są też pełne detali (jak na możliwości 8-mio bitowego NESa). Dodatkowo każda misja ma swoją odprawę okraszoną fajnymi artworkami, na których szef agencji przekazuje bohaterowi wskazówki odnośnie tego co się wydarzyło i z czym tym razem przyjdzie nam się zmierzyć. Bossowie są sporych rozmiarów i potrafią zajmować znaczną część ekranu. Oczywiście styl i zastosowana kreska nie każdemu muszą odpowiadać i jakby dobrze poszukać to znalazłyby się ładniejsze gry na NESa, jednak Ultimate Stuntman to absolutna czołówka i nikt nie powinien być zawiedziony tym co zobaczy na ekranie. Dźwiękowo jest jeszcze lepiej i odnoszę wrażenie, że w tej grze wyciśnięto max z możliwości NESa. Charakterystyczne sample tak popularne w grach Codemasters brzmią po prostu niesamowicie i nie da się ich pomylić z niczym innym, a dodatkowo utwory są bardzo dynamiczne i pasują do charakteru rozgrywki jak mało gdzie. To absolutny top nie tylko NESa ale też wszystkich sprzętów 8-bit. Tak, to nie pomyłka, z taką muzyką NES nie ma się czego wstydzić nawet przy Commodore 64, i jego słynnym układzie dźwiękowym SID. Utworów muzycznych jest też całkiem sporo i każdy z nich jest co najmniej świetny.
Słowem podsumowania – Ultimate Stuntman to gra znana i lubiana. Tych którzy ją pamiętają nie trzeba namawiać by zagrali ponownie, natomiast jeśli jakimś cudem ten tytuł Ciebie ominął to masz do nadrobienia grę, która wyciska wszystkie soki z poczciwego NESa. Tak czy siak, mimo upływu czasu zagrać warto, chociaż przejście całej gry może wymagać od gracza trochę zaangażowania.
Ultimate Stuntman
NES
O cholera, ale wleciał sztos! Dobra recka, dobrej gry.
Mocne uderzenie. Recka świetna, w i sama gra bardzo dobra.