Zippy Race ma szczególne miejsce w moim serduszku. To jedna z pierwszych gier, jakie miałem na Pegasusie, a zarazem tytuł, który dostarczył mi wielu świetnych wspomnień. Pamiętam jak, starszy kuzyn przychodził do nas pilnować mnie i brata pod nieobecność rodziców. Zamiast kłaść się spać o godzinie, o której 10-latek kłaść się powinien, naparzaliśmy do późna m.in. w Zippy Race. Zafascynował nas ciekawy pomysł na rozgrywkę, niezła grafika oraz wciągający gameplay.
Nie dawno odkryłem, że oprócz wersji na Famicoma, Zippy Race ukazało się także na inne platformy. Zadebiutowało na automatach w 1983, z czego na Zachodzie jest znane pod tytułem MotoRace USA, a także Traverse USA. Co ciekawe, hiszpańscy gracze zetknęli się z nazwą Mototour. Jednak to nie wszystko. Otóż to dzieło firmy Irem wydano także na pierwszej konsoli firmy Sega o nazwie SG-1000. Ta właśnie wersja zaintrygowała mnie najbardziej. Postanowiłem sprawdzić, czy gdybym zetknął się z tym wydaniem w dzieciństwie, wspominałbym Zippy Race równie ciepło co na Pegasusie.
W Zippy Race kierujemy motorem, który bierze udział w wyścigu po Stanach Zjednoczonych. Co ciekawe, naszymi rywalami na trasie są samochody. Celem jest wyprzedzenie wszystkich 99-ciu i ukończenie wyścigu na pierwszym miejscu. Wyścig podzielony jest na pięć etapów, każdy kończy się dotarciem do danego miasta. Mamy dwa rodzaje lokacji. Są to naprzemiennie amerykańska droga, pełna zakrętów łuków, rozwidleń, kałuż jak i bezdroża pełne skał, krzaków czy mostów. Przy dojeździe do każdego z miast motocyklista na moment odpoczywa i uzupełnia paliwo. No właśnie, naszym największym wrogiem jest benzyna. Gdy spadnie do zera, gra się kończy. Biorące udział w wyścigu samochody również potrafią mocno uprzykrzyć życie. Zajeżdżanie nam drogi to najdrobniejsze z ich przewinień. Przeciwnicy potrafią uderzyć w nas z boku bądź nawet z tyłu, nie bacząc na nasze zdrowie czy uszkodzenie motoru. Trzeba też uważać, by nie uderzyć w pobocze lub kamienie, a także nie wjechać do rzeki. Każdy wypadek uszczupla znacznie nasz pasek paliwa, który rzecz jasna, w trakcie jazdy powoli się kurczy. Na szczęście możemy je uzupełniać, zbierając rozsiane w niektórych miejscach trasy beczki. W wyścigu wspomóc nas mogą także paski prędkości (w sumie nie wiem, jak inaczej to nazwać). Po wjechaniu na nie tymczasowo zwiększamy prędkość. Na bezdrożach możemy też w niektórych miejscach, przeskoczyć przez rzekę. Jeśli zależy nam na dobrym wyniku punktowym, warto zbierać porozrzucane po trasie punkty. Po zakończeniu wyścigu grę zaczynamy od nowa, tylko na wyższym poziomie trudności.
W dzieciństwie Zippy Race zachwycił nas właśnie oryginalnym podejściem do rozgrywki. Motyw podróży między miastami to coś, czego we wcześniejszych ścigałkach nie uraczyliśmy. Podobała nam się także zmiana perspektywy. W momencie gdy dojeżdżaliśmy do miejsca postoju, kamera z widoku od góry zmieniała się na ten za plecami. Przed nami zaś było widać miasto, do którego wjeżdżamy. Każde posiadało charakterystyczny dla siebie obiekt czy układ urbanistyczny (np. w Las Vegas widać było święcące neony). Do dalszej gry pchała nas ciekawość. Chcieliśmy wiedzieć, jakie miasto będzie następne. Poza tym rozgrywka była bardzo przyjemna. W zasadzie wersja SG-1000 pod tym względem nie rozczarowuje. Zasady gry pozostały dokładnie te same. Nawet sterowanie nie sprawia problemów, mimo dosyć specyficznego kontrolera w konsoli Segi. Diabeł tkwi jednak w szczegółach.
Już na pierwszy rzut oka widać, iż kolory są dość blade względem tego co znamy z Pegasusa. Grafika wydaję się też trochę mniej szczegółowa. Dźwięk również brzmi bardziej płasko niż w „famicomowym” odpowiedniku. I choć wynika to stricte ze specyfikacji konsoli, niektórzy gracze mogą kręcić nosem. Trudniej z kolei wytłumaczyć brak jakiejkolwiek detekcji kolizji w samochodach naszych rywali. Auta przeciwników przenikają przez każdą przeszkodę w grze. Nie strasznie im kamienie, krzaki czy choćby nawet rzeka. Zdarzają się nawet sytuacje gdzie, przejeżdżając przez rozwidlenie, nasz rywal przeniknął przez pas zieleni i znalazł się po drugiej jego stronie. Razi również brak trybu dla dwóch graczy. Wersja na SG-1000 nie usuwa także największej wady ze swoich innych wydań. Najpoważniejszą są właśnie tylko dwa krajobrazy, wśród których przyjdzie nam jeździć. USA to potężny kraj i to dość zróżnicowany geograficznie. Można było się pokusić o większą różnorodność. Dla niektórych gra może okazać się przez to zbyt monotonna. Nie we wszystkim jednak wersja na SG wypada gorzej, ba są elementy gdzie, konsola Segi góruję nad sprzętem Nintendo. Dużo bardziej przypadł mi do gustu wskaźnik postępu pokazujący tutaj całą trasę wyścigu ze wszystkimi miastami. Łatwiej dzięki temu stwierdzić ile jeszcze zostało nam do końca całej gry. Czytelniej wyglądają również beczki z benzyną.
Podsumowując bardziej przypadła mi do gustu wersja „pegazusowa”. Ma lepszą oprawę audiowizualną, a sterowanie padem z krzyżakiem bardziej mi odpowiada niż analogowa gałka SG-1000. Jednak najbardziej boli brak opcji multiplayer. W kwestii rozgrywki obie wersję różnią się detalami i są niemal identyczne. Jeśli przymknąć więc oko na dźwięk, wygląd i pewne kosmetyczne zmiany grając w Zippy Race, będziecie się bawić równie dobrze na Famicomie co na SG-1000.
Zippy Race
SG-1000
Super recenzja, tez miałem do czynienia tylko z Pegasusową wersją i bardzo miło ja wspominam 😉
Fajnie ze recenzje obu wersji (z Nesa i Sg-1000) sa od teraz na retroage, to mozma sobie porownac. Nie tak dawno temu mialek okazje kupic wersje na platforme Segi ale jednak wybor padl ostatecznie na Space Harrier i… jakos tak nie zaluje 😉