RecenzjaNES

Goal!

Loading

Jest 90. minuta spotkania. W meczu RFN – Polska dalej bez bramek. Niemiecki bramkarz wznawia grę z rzutu wolnego długim podaniem na środek boiska do swojego gracza. Wtem nadbiega polski napastnik i wślizgiem odbiera piłkę rywalowi! Polacy wyprowadzają kontrę, mają przewagę czterech na trzech, prostopadłe podanie do lewego napastnika! Jest sam na sam, strzela! I jeeeest!!!! Goal!

Tak, wiem, że we wstępie bawię się w bajkopisarstwo, bo nasi nigdy z RFN nie wygrali. Jednak, ty graczu, możesz zmienić ten stan rzeczy. Wszystko to dzięki Goal! na NES.

Twórcą tej gry piłkarskiej jest firma Tose.Co, która to wyprodukowała swe dzieło na zlecenie Jaleco Ltd. Ich twór pierwotnie zadebiutował w Japonii w 1988 roku jako Moero !! Pro Soccer. Rok później już pod tytułem Goal! został wydany w zachodniej części globu.

Gra luźno nawiązuje do Mistrzostw Świata z 1986 roku w Meksyku. Widać to szczególnie po drużynach narodowych, jakie mamy do wyboru. Każda z nich to uczestnik tej wielkiej imprezy. Słowa luźno użyłem, ponieważ zespołów jest 16, a nie 24 jak na mundialu. Wśród nich nie zabraknie piłkarskich potęg, czyli m.in. Anglia, RFN, Hiszpania, Brazylia, Argentyna, jak i zespołów mniej utytułowanych: Japonia, ZSRR, Dania czy Algieria. Rodzimych fanów piłki kopanej ucieszy fakt, że nie zabrakło również Polski. Głównym trybem rozgrywki jest oczywiście World Cup. Wybieramy naszą drużynę i rywalizujemy z innymi o mistrzostwo świata. Co jest nowością, jak na owe czasy, zespoły zostały podzielone na grupy, niczym na prawdziwym mundialu. Każda z nich składa się z czterech ekip. Niestety owe grupy są z góry ustalone, co oznacza, że decydując się na daną reprezentację, zawsze w pierwszej fazie rozgrywek zmierzymy się z tymi samymi zespołami. Dwa najlepsze z każdej, z nich awansują do drugiej rundy, gdzie ponownie czeka nas faza grupowa. Jeśli awansujemy, trafimy do półfinału, a potem rzecz jasna do finału. Po każdym meczu ukazuje się password, po wpisaniu, którego możemy wznowić rozgrywkę tam, gdzie ją skończyliśmy. Szkoda tylko, że są one tak długie.

Goal! nie daje nam żadnych możliwości doboru taktyki ani zmiany zawodników. O ile swego czasu niesprawiedliwie zrugałem za to Soccer (autor w tym momencie bije się w pierś), tak przy okazji produkcji Tose powiem tylko, że to jeszcze nie te czasy. Wszyscy zawodnicy są bezimienni i jedyne co możemy zobaczyć w trakcie gry to ich numery. Poszczególni piłkarze, jak i same drużyny, różnią się jednak od siebie statystykami, takimi jak: szybkość, siła strzału, odbiór piłki, itd.

Moje pierwsze wrażenie po odpaleniu gry nie było zbyt dobre. O ile widok od góry przypadł mi do gustu, o tyle sposób poruszania się piłkarzy już niekoniecznie. Animacja graczy bez łaciatej jest całkiem płynna, jednak widok zawodnika dryblującego piłkę jest szarpany. Dźwięk towarzyszący prowadzeniu futbolówki przy nodze irytuje i bardziej przypomina drążenie wiertłem dziury w ziemi. Po kilku chwilach miałem ochotę wyłączyć gierkę. Dobrze, że odgłosy strzału czy gwizdek sędziego brzmią przynajmniej przyzwoicie. Chwała należy się Tose za to, że drużyny są jedenastoosobowe (co w dotychczasowych grach na NES się nie zdarzało), szkoda tylko, że konsola nie wyrabia z tyloma zawodnikami na ekranie, co skutkuje w niektórych sytuacjach okazjonalnymi spadkami płynności animacji. Gdy jednak przymknąłem oko na te wady, okazało się, że w Goal! gra się bardzo przyjemnie. Tose starało się zaimplementować wszystkie zasady gry w piłkę nożną, co jak na owe czasy nie było takie oczywiste. Są faule, spalone, żółte i czerwone kartki, a co za tym idzie rzuty wolne i rzuty karne. Zawodnicy potrafią nawet zagrywać piłkę głową. Brakuje mi tylko dogrywki. W przypadku remisu rozgrywamy od razu konkurs rzutów karnych. Te jednak mają dość dziwną kolejność. Niekiedy komputer strzela dwie jedenastki pod rząd, co bywa dezorientujące, zwłaszcza że to my musimy je obronić. Sterowanie jest proste, jeden przycisk odpowiada za krótkie, bezpośrednie podanie, a drugi za podanie górą bądź strzał. Tylko tyle i aż tyle wystarczy, by mimo wolnego tempa rozgrywki tworzyć ciekawe i widowiskowe akcje. Ponieważ poziom trudności jest dość wysoki i nie można go zmienić, o zwycięstwo nie raz drży się do ostatnich sekund, a mecze są przez to dość emocjonujące. Do tej pory pamiętam, jak prowadziłem z RFN 1:0, by w ostatniej minucie dostać gola wyrównującego. Piłkę, jak to w soccerze bywa, zabieramy wślizgiem. Owy manewr działa jednak tylko, gdy jesteśmy odpowiednio ustawieni do przeciwnika. W innym przypadku mimo naciskania właściwego przycisku, wślizgu wykonać się nie da.
Szkoda tylko, że niezależnie od rywala, AI gra zawsze w ten sam sposób. Niestety, to nie jedyny zarzut pod względem sztucznej inteligencji. Komputerowi zawodnicy, nieraz gdy przypadkowo zagram piłkę pod ich nogi, odsuwają się od niej zamiast ją od razu przejąć. Co kuriozalne, taka sytuacja zdarzyła mi się nawet w polu karnym, co mogło zakończyć się dla mnie zdobyciem bramki. Innym razem AI wysyła do odebrania mi piłki nawet 5 zawodników naraz, co daje mi możliwość zagrania do niekrytego wówczas partnera. Sporadycznie zdarzały się babole w sytuacjach strzeleckich. Komputer zaliczył gola moim przeciwnikom, mimo że piłka minęła bramkę obok słupka (czyżby korupcja?)! Innym razem futbolówka przeniknęła przez bramkę. Gdyby to była gra z Kunio lub Tsubasą, to jeszcze uwierzyłbym, że to celowy zabieg.

Oprócz Mistrzostw Świata możemy także rywalizować w trybie turnieju amerykańskich drużyn. Rywalizacja opiera się na zasadzie przegrany odpada i ma system standardowego drzewka od ćwierćfinału po finał. Tutaj już passwordów nie ma, a szkoda, po każdej porażce zaczynamy zabawę od nowa. Nie wiem tylko, skąd pomysł, by w wersji europejskiej wybierać spośród amerykańskich zespołów. Przecież to stary kontynent jest kolebką futbolu, czemu więc nie mogę zagrać „lokalnymi” drużynami? Trzecim trybem są zawody strzeleckie. Wybieramy jednego z trzech piłkarzy i musimy z różnych pozycji okiwać obrońców i strzelić bramkę. Rywalizację toczymy z drugim graczem. Mamy pięć prób, ten kto zaliczy więcej z nich wygrywa. Przyznam, że to bardzo ciekawy i wciągający tryb. Oczywiście jak to w grach piłkarskich bywa, nie zabrakło możliwości rozegrania meczu z innym żywym graczem. Co więcej, możemy wraz z nim w coopie zagrać w trybie Mistrzostw Świata lub turnieju, do czego bardzo zachęcam, gdyż gra się dużo przyjemniej. To czego mi w Goal! Brakuje, to możliwości zmierzenia się w pojedynczym meczu z komputerem i zabawy, w sam konkurs rzutów karnych.

Od strony technicznej Goal! prezentuje się tak sobie głównie za sprawą wyżej opisanych problemów. Jednak już przerywniki, jak na swoje czasy, wyglądają świetnie, widok sędziego odgwizdującego przewinienie lub spalony, a także celebrujący strzelenie gola piłkarz zachwyca. Podobają mi się także cheerleaderki umilające swym tańcem oczekiwanie na drugą połowę (nie da sie ich przewinąć), bo wyglądają dużo lepiej niż kupki pikseli w Soccer.

Boisko i zawodnicy w trakcie meczu również prezentują się nieźle. Muzyka to raptem parę utworów występujących w menusach i w trakcie meczu. Choć nie są rewelacyjne, nie zawadzają mi specjalnie w rozgrywce w przeciwieństwie do wspomnianych wyżej odgłosów.

Ostatecznie uznaję Goal! za ciekawy tytuł. Co prawda, szkoda że nie został bardziej dopracowany i technicznie kuleje, ale mimo licznych wad i tak bardzo miło spędziłem przy nim czas. To jedna z lepszych piłkarskich gier na NESa i każdy fan tego sportu powinien się z nią zapoznać.

Ocena ogólna

Goal!

NES

Grafika
60%
Dźwięk
50%
Grywalność
70%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.