RetroAge Recenzja, Nintendo64 AeroFighters Assault
RecenzjaNintendo64

AeroFighters Assault

Loading

Firma Video System znana jest przede wszystkim z automatów, przede wszystkim dzięki sukcesowi jaki odniosła wydaną w 1992 roku grą Aero Fighters. Ta strzelanka będąca klonem słynnego 1942, za sprawą niesamowitej oprawy audiowizualnej robiła naprawdę świetne wrażenie na graczach i dwa lata później doczekała się kontynuacji w postaci kolejnej części. W końcówce lat 90-tych Nintendo 64 okazało się szczęśliwym wybrańcem, na którą Video System postanowiło wydać kontynuację swojego hitu sprzed lat, pod nazwą AeroFighters Assault (był to exclusive dla tej konsoli). Tym razem akcja przeniesiona została w trzy wymiary co miało zapewnić większe możliwości dla gracza. Czy jednak wskrzeszenie starego przeboju gwarantuje sukces? Czy też może w nasze ręce trafi żywy trup?

Autorzy AeroFighters Assault zaserwowali graczom wcielenie się w postać pilota, który został skierowany do elitarnej jednostki lotniczej. Zadaniem owej grupy jest ochrona państw przed działaniem terroryzmu, który przybrał na sile i przyjął formę regularnych działań wojennych. Doskonale wyposażone i liczne oddziały militarne sieją postrach w najróżniejszych zakątkach ziemi, ale na szczęście samoloty jedynych słusznych i oddanych sprawie, zostały wyposażone w najświeższe nowinki techniczne, dzięki którym są w stanie poradzić sobie z przeważającymi siłami wroga. Do dyspozycji gracza oddano 4 maszyny F14B Tomcat, A10A Thunderbolt II, Su-35 Super Flanker oraz FS-X. Wcielając się w pilota jednej z maszyn, pozostali nie wybrani bohaterowie automatycznie zostają naszymi skrzydłowymi i będą wspierać nas podczas operacji wojennych. Warto zauważyć, że każdy samolot posiada unikalny zestaw broni (po 4 rodzaje), co rzutuje na późniejszym stylu walki w powietrzu.

Gracze zasiadający po raz pierwszy za sterami samolotu, mogą mieć problem z jego obsługą, w grze wykorzystuje się bowiem wszystkie przyciski pada (bez wyjątku). Należy więc pamiętać o trybie praktyk, gdzie w miły i łatwy sposób można nauczyć się skutecznie manewrować maszyną i wykorzystać jej przewagę nad przeciwnikiem. Po krótkim wstępie gracz zostaje rzucony w sam środek działań wojennych i ze względu na duże ilości przeciwników można poczuć się wręcz zagubionym. Ciekawostką jest, że w przeciwieństwie do większości gier, od samego początku na planszach dostępni są bossowie. Wynika to przede wszystkim ze schematów misji polegających na zniszczeniu armii wroga, która przemieszcza się w dużej zagęszczonej grupie. Pierwszym krokiem do rozbicia formacji jest odciągnięcie i wyeliminowanie eskorty lotniczej, która jest bardzo mobilna i zignorowana potrafi dać nieźle w kość. W drugiej kolejności należy przerzedzić jednostki przyboczne bossa, aby na koniec zająć się nim samym. Koncepcja całkiem niezła, jednak po kilku misjach można ją bez problemu opanować, wybijając wroga bez mrugnięcia okiem. Wydawać by się mogło, że wykonywanie tego samego w kółko staje się po prostu nudne. Na szczęście walki powietrzne na dużych wysokościach z większą grupą samolotów dają naprawdę sporo zabawy. Nic jednak nie trwa wiecznie i niestety jest to zbyt mało aby przyciągnąć gracza przed telewizor na dłużej. Czarę goryczy przepełnia fakt, że plansze są wykonane wręcz odrażająco. Zewsząd atakuje nas monotonia i jednolita kolorystyka.

Fizyka w AeroFighters Assault jest raczej umowna. Amunicja w naszym samolocie dostępna jest bez ograniczeń, a przelot kanionem z prędkością 1500 km/h raczej nie przysparza większych trudności. Problemem może być oślepiający blask słońca, który skutecznie potrafi utrudnić działania wojenne, jednak jest to wyjątek i łatwo zauważyć, że gra zdecydowanie nastawiona jest na rozrywkę, a nie symulację.

Tryb dla dwóch graczy potraktowany został – niestety – po macoszemu. Co prawda oddano w nim do wyboru aż 6 samolotów, ale walka o dziwo nie jest już tak emocjonująca. Zabawa w ganianego „jeden na jednego” jest uciążliwa i nieciekawa. Lepszym rozwiązaniem byłby z pewnością tryb kooperacji dwóch graczy przeciwko eskadrze wrogiego lotnictwa sterowanej przez konsole.

W AeroFighters niestety nie zobaczymy na co stać konsolę Nintendo 64. Obiektów jest mało, przez co przestrzeń wokół gracza świeci zazwyczaj pustkami. Pod nami tylko płaska jak deska do prasowania płaszczyzna, symbolizująca w zależności od planszy ocean, pustynie lub chmury. Topornie wykonane wieżowce, wyglądające jak szare sześciany wyrastające wprost z wody, wołają wręcz o pomstę do nieba. Ogólnie jest brzydko i nieciekawie, jednak udało mi się dostrzec parę ciekawych elementów. Na plus oprawy wizualnej z pewnością można zaliczyć efektowne wybuchy oraz smugi (poświaty) pozostające w powietrzu po rakietach i pociskach. Przy dużym natłoku jednostek w jednym miejscu tworzą one naprawdę widowiskowy obraz bitwy, przez co w bezpośrednim starciu chociaż na chwilę zapomina się o ascetycznym otoczeniu. Drugim godnym uwagi plusem są świetnie wykonani bossowie (a przynajmniej większość z nich) na każdym z etapów. Nie tylko imponują oni rozmiarem, ale także pomysłowością wykonania. Flota z pancernikiem posiadającym właściwości okrętu podwodnego, który wyskakuje nagle spod wody wśród spienionych fal, robi naprawdę piorunujące wrażenie.

W oprawie dźwiękowej największe wrażenie robią gadki pilotów. Podają sobie oni namiary na zauważone jednostki wroga, komentują poczynania i wyraźnie angażują się w akcję. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że czasem mają tendencje do tego by powtarzać się kilka razy z rzędu. Bywa to denerwujące, ale nie zmienia to faktu, że akurat ten element gry udał się jej twórcom i sprawia całkiem dobre wrażenie. Pozostałe dźwięki to głównie wybuchy i odgłosy wystrzeliwanych pocisków. Nie wyróżniają się niczym szczególnym – ot sieczka w głośnikach jak to przystało na prawdziwą strzelankę. Muzyka przygrywa wesoło w tle i wyraźnie wzorowana jest na utworach z nieśmiertelnego automatowego pierwowzoru. Szkoda tylko, że autorzy zapomnieli o tym, że od daty wydania pierwszej wersji gry, minęło ponad pół dekady i standardy uległy nieco zmianie. Utwory nie powodują szybszego bicia serca jak dawniej. Z przymkniętym okiem (a może uchem) można by powiedzieć, że są ledwie średnie.

Jak widać wspaniała historia serii Aero Fighters wcale nie gwarantuje jakości przy jej ostatniej odsłonie. Ciężko powiedzieć czy gra jest w jakikolwiek sposób godna polecenia. Fanom serii, grę raczej należy odradzić, aby nie rwali sobie włosów z głowy na widok nieudanej kontynuacji. Pozostali pewnie też nie będą zachwyceni bo gra raczej nie oferuje za wiele dla przeciętnego gracza. Pozostają tylko fani tego gatunku, bowiem prócz Lylat Wars (Star Fox 64) posiadacze N64 nie dostali w swoje ręce żadnego innego podobnego tytułu. Właśnie tym prawdziwym wyjadaczom pozostaje jedynie na koniec uronić łezkę nad Harrier 2001, który niestety nie został wydany. A szkoda, bo mógł się okazać najlepszą grą w tej kategorii na Nintendo 64.

Ocena ogólna

AeroFighters Assault

NINTENDO 64

Grafika
40%
Dźwięk
60%
Grywalność
60%

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.