RetroAge Recenzja, Dreamcast The Typing of the Dead
RecenzjaDreamcast

The Typing of the Dead

Loading

Och, więc kupiłeś ostatnio klawiaturę do Dreamcasta? Ale co właściwie z nią zrobić? Może włączyć Phantasy Star Online i poczatować sobie z ludźmi? A nie, zaraz – już dawno nastały czasy Phantasy Star Offline i nie ma z kim czatować. To może przeglądanie Internetu? Niewygodne i nieopłacalne, choć teoretycznie częściowo możliwe. Może dokupić myszkę i pograć w Quake 3? Niby można, ale po co – równie dobrze gra się na padzie… Czyżby zostało nam jedynie wstawienie jej na widok publiczny jako dumny element swojej kolekcji i ewentualne walenie nią ludzi po głowach? Na szczęście jest jeszcze jedna gra i w zasadzie jedyny praktyczny powód dla którego warto zainwestować w klawiaturę – The Typing of the Dead!


Sam pomysł na grę jest banalnie prosty – bierzemy program do ćwiczenia szybkiego i bezbłędnego pisania i implementujemy go na silniku House of the Dead 2. Brzmi dziwacznie i tak jest, ale o dziwo sprawdza się całkiem dobrze. „Pędzące” na nas zombiaki „wykrzykują” tekst widoczny na tabliczkach – żeby je zabić musimy go wpisać, oczywiście cały czas będąc ograniczonym czasowo przez groźbę zostania przez paskudę podgryzionym. Gwarantuję wam że nic tak nie motywuje do szybkiego pisania jak mocno wczorajszy jegomość próbujący poczęstować się naszą wątróbką.


Historia opowiedziana w grze pokrywa się w 100% z tą którą mogliśmy poznać w House of the Dead 2, czyli jest tak nadęta i durna, że aż śmieszna a tragiczny voice acting tylko dopełnia komicznego obrazu i ostatecznie przekonuje że zabieg był celowy bo twórcy chcieli nas rozśmieszyć (a przynajmniej mam taką nadzieję). Co zresztą im się udało bo przy niektórych filmikach aż popłakałem się ze śmiechu.

Pod naszą klawiaturę twórcy stworzyli kilka trybów. Do dyspozycji mamy Arcade, z którego wybieramy trening – gdzie w limicie czasowym możemy poćwiczyć pisanie zombiaków (polecam przed startem właściwej gry), nie jest trudny do przejścia i zapewnia niezbędną rozgrzewkę oraz Story mode – gdzie poznajemy historię znaną z oryginalnego House of the Dead 2 podzielony na 5 etapów z szybko rosnącym poziomem trudności i obowiązkowym bossem na koniec (z każdym walczy się trochę inaczej). Z litości twórcy dali nam możliwość przeskoczenia raz ukończonych etapów – przydaje się, bo życia stracić bardzo łatwo, a monet zbyt dużo nie ma.
Zaraz poniżej znaleźć możemy Original Mode, który praktycznie nie różni się od trybu arcade. Jedyna zmiana to dodanie kilku specjalnych przedmiotów, które możemy znaleźć w czasie walki i wykorzystać kiedy zacznie robić się gorąco (na przykład zabijając wszystkie zombiaki).
Tutorial mode prezentuje nam podstawy podstaw, czyli rozmieszczenie klawiszy, zasady pisania i prawidłowe położenie rąk. Nic ciekawego gdyby nie niektóre arcyśmieszne komentarze, warto przemęczyć się przez ten tryb choćby raz.
Następny na liście znajduje się Boss battle, gdzie jak sama nazwa wskazuje możemy poćwiczyć rozwalanie pokonanych wcześniej bossów.
Ostatnim z grywalnych trybów jest Drill, dający nam do dyspozycji serię wyspecjalizowanych ćwiczeń, które być może pozwolą nam kiedyś na ukończenie gry bez konieczności wrzucania monet (ech, marzenia…) możemy rozwijać naszą szybkość, precyzyjność lub czas reakcji.
Na samym końcu odnajdziemy rankingi (dla różnych trybów), tajne kody (ułatwiające rozgrywkę lub dodające kolejną warstwę humoru do tej niezbyt poważnej gry) i opcje (gdzie możemy także odsłuchać sampli odgłosów i muzyki).
Jak na grę arcade jest tego naprawdę sporo i w połączeniu z typową dla takich gier potrzebą „zagrania jeszcze raz” sprawia że czas mija szybko a gdy po kilkudziesięciu przekleństwach spojrzymy na zegar jest już zdecydowanie później.
Typing of the Dead pod względem graficznym różni się od House of the Dead 2 tylko jednym: zamiast pistoletów postacie mają w rękach klawiatury podczepione do Dreamcastów zawieszonych na plecach które zasilane są wielką baterią paluszkową… A co za tym idzie oczom naszym ukarzą się nieźle wykonani przeciwnicy i niewiele gorsze tła. Oprócz tego cieszą ciekawie zaprojektowani bossowie i świetne efekty specjalne. Z drugiej strony czasami animacja prezentuje się tak „wspaniale” że przebija ją tylko fabuła i gra aktorska.

Pod względem dźwiękowym gra jest identyczna jak HotD2 – voice acting tak tragiczny że aż komiczny oraz nieciekawa muzyka ścierają się z niezłymi, choć nie wspaniałymi efektami dźwiękowymi.

Podsumowując grze daleko od ideału, ale jeśli potraktujemy to wszystko z dużym przymrużeniem oka otrzymamy dużą porcję przyjemnej rozwałki która pomimo niewielkiej różnorodności starcza na długo a dodatkowo okraszona specyficznym poczuciem humoru sprawia że szalony pomysł stał się zaskakującą rzeczywistością. Poza tym doskonały przykład na to że ocena nie oddaje tego czego możemy spodziewać się po grze.
Polecam wszystkim którzy mają Dreamcastowe klawiatury, nie dość że gra przyjemna to dodatkowo tTotD jest prawdopodobnie jedyną szansą aby kiedykolwiek zostały przez was do czegokolwiek użyte.

Zalety:
– durna fabuła
– tragiczny dubbing
– klawiatura wreszcie się do czegoś przydała
– różne tryby i przyjemna zabawa
Wady:
– kiepskie udźwiękowienie

Ocena ogólna

The Typing of the Dead

DREAMCAST

Grafika
80%
Dźwięk
50%
Grywalność
70%

Screenshoty
Zdjęcia/Skany
Gameplay

Autor

Komentarze

  1. Nie slyszalem do tej pory o tej grze mimo ze jestem fanem House of the Dead. Gra dosc oryginalna, nie ma co. Wymagane akcesorium troche jednak ogranicza grono odbiorcow. Za to recka zaskakujaco dobra. Brawo kolo!

    1. Recka dobra bo archiwalna z nieistniejącego już forum Strefa Sega Dreamcast (nostalgiabydreamcast.eu) gdzieś z 2012/2013 roku.
      Sama gra została też wydana na PC w różnych językach, ale chyba nie działa na Windows XP i wyżej. Jeśli ktoś ma ochotę sprawdzić jak w to się gra to na Steam można kupić The Typing of the Dead: Overkill, to jednak trochę inny klimat niż klasyczne THOTD.

  2. Bardzo fajna recka. The Typing of the Dead to jedna z tych gier , o których czytałem ale nigdy nie było mi dane zadgrać. Pomysł na rozgrywkę bardzo orginalny, ale nie ma się chyba co dziwić bo to jeszcze te czasy kiedy SEGA nie bała sie inwestować w rózne „wariactwa” 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.