Dział PS2 poszerza się o kolejną recenzję. Dziś jest to Yakuza spod skrzydeł Segi. Krew, honor i szacunek – tak brzmi przewodni motyw tej gry. Yakuza to, jak powiedział producent gry, japońska odpowiedź na GTA i resztę gier które próbują je naśladować. Jesteście ciekawi jak wygląda interpretacja hitu Rockstar z Kraju Kwitnącej Wiśni? Jeśli tak to zapraszam do czytania.
Zawsze zastanawiało mnie jak wygląda japońska mafia od wewnątrz – relacje między szefem, a „żołnierzem” itp. Cóż, przyszła wreszcie pora na to, że miałem możliwość to sprawdzić. A w jaki sposób (pomijając wstąpienie do owej organizacji)? Zabrałem się za grę która pochodzi od Segi (twórców m.in. Shenmue), o tytule który mówi sam za siebie – Yakuza.
Bohaterem Yakuza jest Kazuma Kiryu – członek rodziny Dojima, zwany także „Dragon of the Dojima”. Przydomek ten zyskał dzięki swej sile i nieprzeciętnym umiejętnościom walki. Pan Kiryu jest bardzo szanowanym człowiekiem od spraw siłowych. I jak to sam powiedział: „Jeśli nie płacisz długów, ja jestem tym co dostajesz” – dobre, prawda?
Pewnej nocy życie Kazumy wywraca się całkowicie do góry nogami. Jego przyjaciel Nishiki (który także jest gangsterem) zabija „głowę” rodziny Dojima. Zrobił to ponieważ chciał chronić Yumi, która dla niego i Kazumy jest jak siostra. Gdy główny bohater przybywa na miejsce zbrodni widząc co się stało postanawia wziąć całą winę na siebie. Prosi Nishiki’ego aby zabrał Yumi i zabierał się stamtąd. Gdy przybywa policja wszystko wygląda tak jakby morderstwa dokonał Kazuma. „Smok Dojimy” zostaje aresztowany i trafia na 10 lat za kratki. Podczas nieobecności Kazumy, Nishiki staje się zimnym skurczybykiem, a Yumi gdzieś znika. Po wyjściu z więzienia pan Kiryu jest traktowany jak zdrajca i każdy próbuje go zabić (w tym przyjaciel za którego siedział kupę czasu). Okazuje się jeszcze, że z sejfu klanu Tojo (do którego należała rodzina Dojima) zginęło 10 bilionów jenów. Sprawa jest dość „gruba”. Na tym lepiej zakończę przedstawianie fabuły gdyż pozbawiłbym tą grę jednej z najlepszych rzeczy jakie ma do zaoferowania.
W Yakuza oddano nam do dyspozycji całkiem duży obszar, który możemy sobie dowolnie zwiedzać. Nie jest to rozmiar San Andreas, ale brak samochodów i innych środków transportu powoduje, że nasza postać potrzebuje trochę więcej czasu żeby przebiec na drugi koniec dzielnicy. Powiem, że takie bieganie po japońskim mieście wcale nie jest nudne, a twórcy uraczyli nas masą pobocznych questów które możemy sobie wykonywać gdy akurat nie kontynuujemy głównego wątku. Zazwyczaj opierają się one na tym aby coś dla kogoś znaleźć lub kogoś złapać (i zbić) jednak to, że są do siebie podobne nie zniechęca do ich dalszego zaliczania. Są przyjemne i fajnie sobie odpalić takiego questa od czasu do czasu. W grze znajduje się dużo sklepów i sklepików, kluby, bary a także salony z automatami (na których można zobaczyć Virtua Fightera). Można kupować sobie różne „odnawiacze” życia albo np. perfumy (przydatne jeśli wybieramy się do baru z hostessami). Itemów jest sporo i żeby kupić sobie wszystkie trzeba mieć dużo gotówki.
Ważnym elementem Yakuzy są walki, które często przyjdzie nam toczyć. Kazuma potrafi wykonać sporo combosów, różnych chwytów oraz rzutów. Twórcy oddali nam do dyspozycji także otoczenie – można podnosić różne kije, rurki, pachołki, rowery, stoły, krzesła, kanapy itp. Jest tego naprawdę dużo i myślę, że każdy będzie zadowolony. Nie podoba mi się trochę sposób w jaki walki się pojawiają. Wymyślono to na zasadzie losowych potyczek z gier RPG. Przykład – biegniesz sobie przez wąską uliczkę, a nagle podbiega do Ciebie jakiś gangol i mówi żeby oddać mu kasę. Na ekran wyskakuje obraz z napisem „vs ktoś tam”, mamy krótki loading i przenosimy się na specjalny teren do walki. Szczególnie wkurza to, że potyczki odbywają się co jakieś 4 minuty – po 2 godzinach grania można oszaleć. Ale trzeba to znosić jeśli chcemy zobaczyć koniec gry (który nastąpi po ok. 15h grania) i podnieść skille naszego bohatera. Sam system walki jest niczego sobie, chociaż namierzanie przeciwników jest trochę spartolone. Nie można także cancelować combosów, więc jeśli nie trafimy przeciwnika Kazuma będzie dalej bił powietrze zamiast przeciwnika – wtedy bardzo często można zarobić w plecy (co jest irytujące). Mimo tych malutkich niedociągnięć walczy się fajnie choć niezbyt trudno. Dużą rolę w grze pełnią cut-scenki na silniku gry. Jest ich dużo i są całkiem długie. Reżyseria tych przerywników jest doskonała i ogląda się je jak bardzo dobry film. Właśnie w takiej postaci najczęściej przyjdzie nam poznawać fabułę.
Chyba przyszła pora aby napisać kilka słów o grafice. Jak w tym temacie poradzili sobie panowie z Segi? Myślę, że wyszło im to całkiem dobrze. Dostarczyli nam ładne modele postaci (przodują główni bohaterowie) jak i miejscówkę – bo gra toczy się w obszarze jednej sporej dzielnicy. Jest fajnie zaprojektowana, można dostrzec w niej wiele szczegółów, a znajdujące się wszędzie neony (wydarzenia w większości toczą się w nocy) i ludzie podkreślają, że nie znajdujemy się gdzieś na prowincji tylko w środku japońskiej metropolii. W grze czasem można zauważyć dropy animacji, które najczęściej widać gdy przebiegamy na inną ulicę, a dookoła znajduje się dużo ludzi. Raczej rzadko się to zdarza i nie przeszkadza w delektowaniu się gameplay’em, tym bardziej, że możemy sobie odpalić grę w trybie 60hz.
Dźwięk w Yakuza jest przyzwoity ale raczej nie jest to objawienie. Nieźle brzmią te wszystkie kopniaki i piąchy których przyjdzie nam słuchać bardzo często. Muzyka także jest niczego sobie, a przygrywające w tle dźwięki budują odpowiedni klimat. Voice-acting jest dobry, ale na pewno nie jest to poziom MGS oraz FF, które zdecydowanie dominują w tym temacie. Nie chce abyście pomyśleli, że opraw dźwiękowa w tej grze jest słaba – nie o to mi chodzi. Jest dobra, ale gdy porównamy ją do killerów z PS2 jest „tylko” dobra.
Yakuza jest grą godną polecenia nie tylko dla miłośnikom japońszczyzny, ale także wszystkim, którzy lubią gry z poważną i dojrzałą fabułą – w obydwu przypadkach tytuł sprawdzi się wyśmienicie. Brać i grać!
Yakuza
PLAYSTATION 2